12 września 2016

W powietrzu

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do żywota. [Ewangelia Jana 5,24]
Zaprawdę, zaprawdę – w ten sposób Żydzi podkreślali doniosłość słów, które za chwilę mieli wypowiedzieć. Zapewniam was – oddaje ten wstęp przekład Słowo Życia. No i co z tego? Ile osób przejmuje się tak podkreślaną doniosłością tych słów Pana? A przecież to najprawdziwsza dobra nowina! Wystarczy słuchać Jezusa i wierzyć Bogu (ufać – w innym przekładzie) by mieć życie wieczne i uniknąć sądu. Cóż prostszego, ba – cóż bardziej uspakającego, pozwalającego przestać wreszcie ufać sobie i swoim wysiłkom!
Dlaczego więc to ważne zapewnienie Jezusa trafia wciąż do niewielkiej garstki ludzi? Przede wszystkim niewielu jest takich, co chcą słuchać Jezusa. Nie żeby od razu nie wierzyli, że On powiedział to co jest zapisane w Ewangeliach. Nawet jeżeli przyznają, że wierzą to ostatecznie nie wszystkiego przecież są w stanie słuchać, pewne rzeczy „nie pasują do koncepcji”.
Drugi warunek to wierzenie (ufanie) Bogu. Jeżeli nie mam dobrych relacji np. z moim kolegą z pracy to nie pożyczę mu raczej pieniędzy – bo nie ufam mu. Do tego, by komuś wierzyć, ufać mu, potrzebne są relacje. A jak to jest z tymi relacjami z Bogiem to chyba wszyscy wiemy.
No i trzecia rzecz – jak można mieć już teraz życie wieczne, jak można nie stanąć przed sądem („ostatecznym”), skoro przecież każdy (nie)czytelnik Biblii wie, że każdy musi tam stanąć ;-) Skąd wie? O trzeba by jego zapytać.
Rezultat? Werset, który nie istnieje w świadomości przeciętnego Polaka. Prawdy, tak bardzo podkreślane przez naszego Pana rozpływają się w powietrzu… Zaraz, zaraz, a kto tam rządzi w powietrzu?!*


* List do Efezjan 2:2

8 września 2016

Linia podziału

Złodziej przychodzi, by kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem, aby owce miały życie – i to życie w obfitości. [Ewangelia Jana 10,10 - przekład Słowo Życia]
Te zdania Jezusa znalazły się w jego wypowiedzi, w której porównuje siebie do dobrego pasterza a wierzących w Niego do owiec. Podobnie jak w wielu swoich kazaniach rysuje jasną i zdecydowaną linię podziału. Po jednej stronie linii jest Jezus, po drugiej szatan. Nie ma nic pośrodku, ten świat jest czarno-biały i jest to jeden z najczęstszych zarzutów nie tylko ludzi niewierzących, ale także tych, którzy uważają się za chrześcijan, lecz „nie ze wszystkim się godzą”.
Świat wmawia nam, że nie jest czarno-biały, a na tych, którzy tak twierdzą ma skuteczną broń ośmieszającą. Być śmiesznym, ograniczonym i staroświeckim z Jezusem czy oświeconym, otwartym i nowoczesnym daleko od Niego – to prawdziwy czarno-biały podział. Paradoks…

7 września 2016

Po czym poznać Boże dziecko?

Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, jest dzieckiem Bożym. A każdy, kto kocha Boga, kocha też inne Jego dzieci. Kto więc kocha Boga i jest Mu posłuszny, będzie też miłował Jego dzieci. [1 List Jana 5,11-12, przekład Słowo Życia]
Jan podkreśla dobitnie to, co znajdujemy także w listach Pawła a przede wszystkim w wypowiedziach samego Jezusa – człowiek nie rodzi się dzieckiem Bożym, uzyskuje ten status dzięki wierze. Jeżeli jakieś dziecko nie jest absolutnie w niczym podobne do swojego ojca to w oczywisty sposób trudno mówić tu o prawdziwym ojcostwie. Trudno znaleźć kogoś mniej podobnego do Boga niż człowiek trwający w grzechu, żyjący grzechem, karmiący się wszelkimi brudami świata. Święty, święty, święty, kochający i nieskończenie dobry Bóg nie może mieć z takim człowiekiem nic wspólnego. Ojcem waszym jest diabeł – powiedział Jezus do takich ludzi, powołujących się na pochodzenie od Abrahama i ojcostwo samego Boga (Ewangelia Jana 8:44). Dopiero narodzenie na nowo i skorzystanie z pojednania z Bogiem oferowanego nam w ofierze Jezusa przywraca nam podobieństwo do Ojca.
Jeżeli jesteście dziećmi Abrahama, spełniajcie uczynki Abrahama. (Ewangelia Jana 8:39) – Jezus pokazuje oczywistą prawdę, że bycie dzieckiem to także „dziedzictwo” wartości, uzewnętrzniających się w czynach. Dla dzieci Bożych to oczywiście przede wszystkim miłość, którą jest Bóg, miłość skierowana do innych Bożych dzieci. Logika słów Jana wydaje się oczywista, do tego stopnia, że jak każde twierdzenie logiczne można ją odwrócić. Co zatem jeżeli nie kochamy innych Bożych dzieci i nie jesteśmy Mu posłuszni?... Po tym poznajemy - jak czytamy w przekładzie Biblii Warszawskiej.

5 września 2016

Tylko objawienie

A to jest żywot wieczny, aby poznali ciebie, jedynego prawdziwego Boga i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś. [Ewangelia Jana 17:3]
Życie wieczne mamy dzięki łasce Bożej ale też zamykamy sobie do niego drogę trwając w grzechach. Ten komu objawi się Bóg i kto zrozumie istotę ofiary Jezusa już nie będzie trwał w grzechu, będzie „pełen bojaźni sprawował swoje zbawienie” bo doświadczył całej świętości Pana. Poznanie Boga i Jezusa Chrystusa, objawienie Prawdy jest więc tak naprawdę warunkiem naszego zbawienia.
Możemy czytać o jakimś egzotycznym, pięknym ptaku, studiować jego zwyczaje, oglądać zdjęcia i filmy. Ale dopiero gdy sami go spotkamy w leśnym gąszczu dowiemy się więcej niż poprzez studiowanie wielu materiałów. Dopiero teraz możemy uczyć się jak za nim podążać i naprawdę tego pragniemy.

4 września 2016

Dał Syna

Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. [Ewangelia Jana 3,16]
Słowa Jana zwracają moją uwagę na Boga jako osobę aktywną, działającą i kierującą się miłością. Bóg DAŁ swojego Syna, co brzmi wręcz złowieszczo i okrutnie. A raczej brzmiałoby tak, gdyby właśnie słowa te nie dotyczyły kochającego Boga. Bo gdyby wyobrazić sobie jakiegoś ojca, który DAŁ swego syna oprawcom by go torturowali i zamęczyli w okrutny sposób? Ale Ojciec DAŁ swego Syna byśmy my mogli się z Nim pojednać. To było warte dla Boga najwyższej ofiary, ofiary Syna!
Tak naprawdę nasza reakcja na te słowa z ewangelii Jana jest testem na naszą wiarę i zrozumienie istoty Boga. Dla ludzi niewierzących nie ma różnicy pomiędzy Ojcem Niebieskim a jakimś tam ojcem. Dlatego spotkać się możemy z opiniami o okrucieństwie Boga, który przeznaczył swego Syna na śmierć.

14 sierpnia 2016

Ckliwy Jezus

Często mamy w głowie taki ckliwy obraz Jezusa, w każdej sytuacji pokornego, służącego, delikatnego, zawsze wychodzącego naprzeciw potrzebującym. To prawda, w wielu sytuacjach taki obraz potwierdza Biblia. On sam powiedział o sobie jestem cichy i pokornego serca [Ewangelia Mateusza 11:29]. W wielu przypadkach, co nie oznacza, że taki obraz Syna Bożego jest właściwy i pełny.
Przy drodze prowadzącej z Jerycha siedział pewien niewidomy żebrak kiedy przechodził tamtędy Jezus ze swoimi uczniami i „mnóstwem ludu” czy też „sporym tłumem” jak obrazowo oddaje to przekład Ewangelicznego Instytutu Biblijnego [cała ta opowieść w Ewangelii Marka 10:46-52]. Nic dziwnego, wszak Jezus dokonał już wtedy sporo cudów, wliczając to nakarmienie czterech tysięcy mężczyzn siedmioma bochenkami chleba.
„Ckliwy” Jezus na pewno od razu po spostrzeżeniu tego biednego człowieka podbiegłby do niego i czym prędzej go uzdrowił. Ale prawdziwy Jezus tak nie postąpił. Nie dość, że Bartymeusz musiał sporo nawytężać gardło by być usłyszanym przez Mistrza to jeszcze (o zgrozo!) Jezus kazał zawołać biedaka do siebie. No jak można tak traktować kalekę! Na dodatek Jezus spytał go czego od Niego oczekuje, tak jakby trudno było się tego domyśleć.
Dlaczego Jezus tak postąpił? Zwolennik „ckliwego” Jezusa raczej nie zadaje sobie takich pytań. Ale warto, warto dokopywać się coraz głębszych sensów Słowa Bożego. Myślę, że Jezus chciał sprawdzić determinację Bartymeusza - czy on naprawdę, za wszelką cenę chce dostać się do Jezusa, czy tylko traktuje Go jako kolejną „szansę” pojawiającą się na drodze. Wszak takich „szans” na pokaźny datek, poczęstunek czy np. nowy płaszcz pewnie w zasięgu Bartymeusza na „jego” drodze pojawiało się trochę. Pewnie też co jakiś czas pojawiali się jacyś wędrowni rzekomi magowie i cudotwórcy, których w Izraelu było sporo (jak chociażby zaświadcza nam Słowo Boże). Jeszcze jeden człowiek, od którego może można coś zyskać – nie zaszkodzi zawołać… Tak mógł przecież myśleć Bartymeusz.
Jezus sprawdził tę motywację i determinację Bartymeusza. Sprawdził w ten sposób także jego wiarę. Gdyby jej nie było niewidomy raczej nie podjąłby ryzyka przedzierania się przez „spory tłum” do Jezusa.
Wydaje się, że pytanie „co chcesz żebym Ci uczynił?” to tylko zbyteczna formalność. Ale wszystko co robił Jezus miało swój wyraźny cel. Tak też było i w tym przypadku. Bartymeusz musiał wyraźnie sformułować swoje oczekiwania w stosunku do Jezusa, musiał wypowiedzieć deklarację, że wierzy w to, że Jezus może przywrócić mu wzrok.
Bartymeusz zdał celująco egzamin, jakiemu poddał go Uzdrowiciel. A jak takie egzaminy (nie muszą one przecież polegać na przywracaniu wzroku) zdaję ja? Czy w głębi duszy nie jestem zwolennikiem „ckliwego” Jezusa, który szybko podbiegnie i zaspokoi każdą moją potrzebę? Na ile wobec „sporego tłumu” jestem w stanie wykazać się determinacją w przedzieraniu się do Jezusa i wypowiedzieć publicznie słowa wiary w to, że On może sprawić każdy cud?
Obawiam się, że „ckliwy Jezus” ma coraz więcej zwolenników. Wszak w tym wydaniu to On działa, my nic nie musimy.

12 czerwca 2016

Dzikie zwierzęta?!

Od kiedy tylko po raz pierwszy sięgnąłem po Księgę Objawienia zawsze wprawiało mnie w lekkie zakłopotanie proroctwo związane z plagami towarzyszącymi złamaniu czwartej pieczęci: A gdy zdjął czwartą pieczęć, usłyszałem głos czwartej postaci, która mówiła: Chodź! I widziałem, a oto siwy koń, a temu, który na nim siedział, było na imię Śmierć, a piekło szło za nim; i dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta ziemi. [Objawienie 6:7-8]
Głód, wojny i zarazy – no OK, ale jakie dzikie zwierzęta?! – mówiłem sobie. Dzikie zwierzęta mieszkają może gdzieś w Afryce albo głęboko w tajdze, ale przecież trudno sobie wyobrazić by nagle atakowały mieszkańców np. Polski, bo tu ich przecież po prostu nie ma. Te kilka watah wilków w Bieszczadach i parę niedźwiedzi w Tatrach – no przepraszam bardzo… - argumentowałem sobie w myślach ładnych kilka lat temu. Biorąc pod uwagę dramatyczne doniesienia ekologów o ginących w tempie ekspresowym gatunkach mogłem wówczas podejrzewać, że ta tendencja nie tylko się utrzyma ale już niebawem jakiekolwiek „dzikie” zwierzęta będziemy mogli oglądać wyłącznie w zoo.
Od tego czasu sporo się jednak pozmieniało. Jak pamiętam pierwszym zdarzeniem, które mnie wręcz zaszokowało był przymusowy postój w korku w Sopocie, wywołany przemieszczającym się jedną z ulic stadem dzików. Od tamtej pory dziki czy łosie zaczęły być wręcz elementem krajobrazu wielu polskich miast. W kilku miastach wcale nie tak znowu drapieżne ptaki coraz powszechniej atakują przechodniów. W ubiegłym roku przeczytałem o drzewach w ścisłym centrum Gdańska, pościnanych w biały dzień przez bobry (jak uczono mnie na lekcjach biologii zwierzęta prowadzące nocny tryb życia i niezwykle płochliwe). A ostatnio chodząc rano do pracy na gdańskiej starówce regularnie mijam lisa biegnącego ulicą. Żeby wykroczyć poza granice Polski – zapewne wielu czytelników tego posta oglądało filmiki ukazujące niedźwiedzie penetrujące miejskie śmietniki gdzieś na Alasce czy w Rosji albo włamujące się do sklepów spożywczych. Pewnie można by wymieniać wiele podobnych przykładów.
Co będzie dalej? Rolnicy domagają się większych odszkodowań za uprawy niszczone im coraz powszechniej przez dziki, co bardziej zdeterminowani leśnicy po cichu trzebią bobry, których wzrastające populacje niszczą lasy, a których legalny odstrzał jest wręcz ponoć niemożliwy ze względów formalnych, coraz częściej mówi się o konieczności przywrócenia polowań na wilki, spotykane już w lasach w całej Polsce.
Chodzi mi o zwrócenie uwagi na skalę i tempo zmiany jak dokonała się w zachowaniu tych zwierząt, może nie zawsze „dzikich” w sensie ich zachowań wobec człowieka ale z pewnością przynależących do „dzikich”, nie udomowionych gatunków. Ta zmiana dokonała się w przeciągu ostatnich kilku lat, za mojej młodości opisywane wyżej przypadki były wręcz nie do wyobrażenia choć zapewne obiektywny stopień „dzikości” przyrody był wtedy o wiele większy niż dziś.
Jak to będzie wyglądało za kolejne kilka lat? Nie zamierzam być prorokiem i wieścić, że za chwilę będziemy musieli bronić się przed stadami agresywnych wiewiórek w miejskich parkach czy uciekać przez krwiożerczymi jeżami w czasie wieczornych spacerów. Zmiany, jakie zaszły w ciągu zaledwie kilku lat, dla mnie są jednak wręcz irracjonalne. Pokazują mi one jak ograniczone jest moje patrzenie i prognozowanie rzeczywistości, jak bezsensowne jest ocenianie „prawdopodobieństwa” biblijnych proroctw przez ludzki maluczki umysł. 
Dziś już nie uznaję, że są jakiekolwiek proroctwa w Słowie Bożym, które nie mają szans się spełnić. Jakiś czas temu jeden z braci w moim zborze opowiadał o biblijnym proroctwie dotyczącym zniszczenia Tyru. To starożytne miasto położone na wyspie, połączonej z lądem jedynie wąską groblą uchodziło za twierdzę nie do zdobycia i nikt sobie nie wyobrażał takiego obrotu spraw, choć biblijne proroctwo głosiło inaczej. Aż przyszedł ktoś, kto wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu zdobył miasto i obrócił je w kupę kamieni. Od tamtego czasu rybacy suszą tam swoje sieci. Zgodnie z przepowiednią Słowa Bożego.
Dlatego tak powiedz im: Tak mówi Wszechmocny Pan: żadne słowo, które Ja wypowiadam, już się nie odwlecze; słowo, które Ja wypowiadam, spełni się - mówi Wszechmocny Pan. [Księga Ezechiela 12:28]
Pójdźcie i zobaczcie dzieła Pana, który czyni dziwne rzeczy na ziemi! [Psalm 46:9]