4 marca 2017

Żyć dla chwały Pana

Kilka dni temu z braćmi rozważaliśmy pierwszy rozdział Listu apostoła Pawła do Efezjan. Cały czas jestem pod jego wrażeniem. Paweł był zachwycony Chrystusem, z tego tekstu widzimy wyraźnie, że on już WSZYSTKO wie – nie tylko dlatego, że sam Jezus objawił mu się na drodze do Damaszku, nie tylko dlatego, że był porwany do trzeciego nieba (…) i słyszał nieopisane rzeczy, o których nie wolno człowiekowi mówić (Drugi List do Koryntian 12:2,4), ale przede wszystkim dlatego, że Chrystus był jego codziennym życiem, że mógł powiedzieć: żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego (List do Galacjan 2:20). Codzienne, autentyczne życie z Jezusem musi skutkować takim zachwyceniem.
Właśnie to Paweł chce przekazać Efezjanom, ale nie tylko im– list w założeniu miał być odczytany we wszystkich zborach Azji Mniejszej, będącej wówczas najgorętszym centrum chrześcijaństwa. Gorliwie zachęca wszystkich: abyśmy żyli dla jeszcze większej Jego chwały — my, którzy już wcześniej złożyliśmy nadzieję w Chrystusie. (Efezjan 1:12). Jak to zrobić? Jak żyć dla chwały Boga? Przede wszystkim trzeba tę chwałę, ten majestat, wielkość, potęgę zobaczyć, doznać jej objawienia. Proszę, by Bóg naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia dla dogłębnego poznania Go. Pragnąłbym, abyście — mając oświecone oczy swoich serc — zobaczyli, jaka nadzieja wiąże się z waszym powołaniem, jakie bogactwo chwały z Jego dziedzictwem pośród świętych i jak nadzwyczajna jest wielkość Jego mocy względem nas, wierzących zgodnie z działaniem Jego potężnej siły. (Efezjan 1:17-19)
List do Efezjan jest moim ulubionym listem Pawła, dopiero teraz jednak zaczynam zazdrościć Pawłowi tego, co on miał i czym tak gorąco chciał się podzielić z braćmi i siostrami. Czy umiemy tak żyć, czy ja umiem tak żyć – tak gorąco zachęcać by żyć dla chwały Pana ale przede wszystkim na co dzień zachwycać się tą chwałą? Czas zobaczyć, że takie życie jest naszym przeznaczeniem: ...przeznaczył nas, abyśmy przez Jezusa Chrystusa stali się Jego dziećmi zgodnie z życzeniem Jego woli, dla tym większej chwały Jego łaski, którą obdarzył nas w Ukochanym. (Efezjan 1:5-6)

25 lutego 2017

Dzień wielkiego święta

Wczoraj wręcz powalił mnie werset z Księgi Sofoniasza: Pan i Bóg twój jest u ciebie, On, Mocarz, co ci ocalenie niesie. On sam cieszy się i raduje tobą, i znów odnawia swą miłość ku tobie. Z powodu ciebie cieszy się i raduje, tak jak ktoś cieszy się w dzień wielkiego święta. [Księga Sofoniasza 3:17] Jak to w ogóle możliwe, jak po trzykroć Święty, dokonały Bóg może radować się mną, nędznym, grzesznym człowiekiem, zawodzącym Go co chwilę… Jak Bóg może cieszyć się ze mnie? Co tu jest w ogóle do cieszenia się? - po prostu nie rozumiem!
Tak, nie rozumiem – to chyba jedyne słowa, którymi mogę to skomentować. To Słowo niesie w sobie jednak tyle nadziei i radości, że… no po prostu brak słów.
Od wczoraj rozmyślam nad tym. Czy Bóg cieszy się ze mnie dlatego, że jestem taki albo inny, że „bierze w nawias” wszystkie moje grzechy i patrzy na jakieś dobre rzeczy we mnie (?!) - może one Go cieszą? Może cieszy się, że Mu służę, że modlę się albo czytam Jego Słowo?
No przecież nie, wszystko to nic nie warte przecież przed Nim. Więc o co chodzi?
Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem - moim jesteś! Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień nie spłoniesz, a płomień nie spali cię. Bo Ja, Pan, jestem twoim Bogiem, Ja, Święty Izraelski, twoim wybawicielem; daję Egipt na okup za ciebie, Etiopię i Sabę zamiast ciebie. Dlatego że jesteś w moich oczach drogi, cenny i Ja cię miłuję, więc daję ludzi za ciebie i narody za twoje życie. Nie bój się, bo Ja jestem z tobą. Ze Wschodu przywiodę twoje potomstwo i z Zachodu zgromadzę cię. Do Północy powiem: Wydaj! A do Południa: Nie zatrzymuj! Przyprowadź moich synów z daleka i moje córki z krańców ziemi! Wszystkich, którzy są nazwani moim imieniem i których ku swojej chwale stworzyłem, których ukształtowałem i uczyniłem. [Księga Izajasza 43:1-7]
Kto może być cenny w Bożych oczach? Izajasz chyba nam coś rozjaśnia – cenny jest ten, kto jest przez Pana wybrany, wykupiony, wywołany z najdalszych krańców ziemi, ten, kto ma prawo nosić Jego imię. Imię Syna. Chrystusowiec, chrześcijanin.
To nie żadne moje cechy ani zasługi powodują zatem, że Bóg się raduje ze mnie. To obraz Chrystusa we mnie, bo przecież On kocha Swego Syna i Nim się raduje.
Zapewnienie z Księgi Sofoniasza nie może być źródłem mojego świetnego samopoczucia (choć niewątpliwie pokrzepia), powinno być raczej zobowiązaniem by obraz Chrystusa we mnie był widoczny dla Boga ale także dla innych. 

23 lutego 2017

Lekcja Abrahama

Autor listu do Hebrajczyków poświęca Abrahamowi aż pięć wersetów w długiej liście bohaterów wiary i o czymś to świadczy. Człowiek, który o Bogu wiedział tylko tyle ile przekazali mu jego przodkowie, w których żywe było świadectwo pradziada Noego, usłyszawszy głos Pana nie pomylił go z żadnym innym. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. [List do Hebrajczyków 11:8] Siedemdziesięciopięcioletni starzec został wezwany by porzucić swoich krewnych i dom swego ojca (cóż to oznaczało w tamtej kulturze!) i udać się w niewiadomym kierunku. Cóż mógł wiedzieć o Jedynym Bogu?! A jednak okazał Mu absolutne posłuszeństwo.
Abraham zawstydza mnie, posiadającego nieograniczony dostęp do dziesiątek przekładów Słowa Bożego, słuchającego przynajmniej dwa razy w tygodniu budujących i napominających kazań, znającego tak wiele świadectw działania żywego Boga w mężach i niewiastach Bożych wszystkich czasów, w moich braciach i siostrach, ba – dysponującego tyloma świadectwami cudownego Bożego objawiania się we własnym życiu! I co? I prawie nic, a najczęściej po prostu nic!
Zadaję sobie czasami pytanie kim byłbym w czasach Abrahama. Wolę nie myśleć jakbym się zachował gdyby to do mnie wtedy przemówił Bóg, o którym nic nie wiedziałem i niewiele słyszałem. Najprawdopodobniej bym ten głos zignorował, zwłaszcza gdyby żądał ode mnie tyle co od Abrahama.
A czego dzisiaj żąda ode mnie Bóg? W zasadzie Jego wezwanie nie zmieniło się. Ja także mam zostawić świat, w którym żyłem do tej pory, także często moich krewnych według ciała. I też mam udać się w kierunku, który wskaże mi Bóg. Ale różnica jest jednak ogromna – ten kierunek nie jest nieznany. Bóg dał mi Swoje Słowo i Swojego Syna żebym bardzo precyzyjnie mógł obrać azymut wędrówki i dobrze wiedział gdzie się udaję i po co.
Różnica pomiędzy punktem wyjścia Abrahama (wówczas jeszcze Abrama) a nami, wywołanymi z tego świata (Kościołem) jest zatem tak naprawdę ogromna. Widząc to ponownie dziękuję Panu za łaskę, którą mi okazał. Pytanie jak z tego dobrodziejstwa korzystam. Jak korzystam z lekcji Abrahama.

21 lutego 2017

Zachwycenie

Coraz częściej myślę, że trudno nie zachwycać się Słowem Bożym, chociażby tak niesamowitymi fragmentami, jak rozdział DziejówApostolskich, o którym pisałem wczoraj. Ale tak naprawdę zachwycamy się (nie mówię oczywiście o tych, którzy nie zostali pociągnięci przez Pana i nie uwierzyli) przecież nie Słowem a samym Bogiem, który w Nim się objawia. Zachwycić się Bogiem… - czy dla wierzącego człowieka, napełnionego Duchem Świętym jest w ogóle inna opcja?
To chyba ważne pytanie. Jeżeli nie zachwycamy się Nim teraz to czego w ogóle oczekujemy w przyszłości? Jeżeli nie widzimy Bożej cudowności na co dzień tutaj to jak chcemy z Nią obcować na co dzień TAM?
Jest w Biblii taki wspaniały zwrot – popaść zachwycenie. W zachwycenie popadał Samuel, siepacze Saula (!), których opanował Duch i nie mogli wykonać zbrodniczych rozkazów, Dawid a w Nowym Testamencie Piotr, Paweł, Jan. Apostołowie relacjonowali to wprost: popadłem w zachwycenie. Ale niemal każdy przekład Biblii oddaje to inaczej: doznałem zachwycenia, ogarnął mnie Duch, pojawiłem się w Duchu, znalazłem się w Duchu, znalazłem się w zachwyceniu Ducha, zstąpił na mnie Duch Pana, opanował mnie Duch Pana, tknął mnie Duch Wiekuistego. Warto to porównywać, bo wtedy dobrze widać związek tego zachwycenia z Duchem Świętym. W obecności Bożej, w obecności Ducha Świętego nie można wszak pozostać bez zachwytu.
Ale jeżeli tak to co z nami, ludźmi określającymi siebie jako chrześcijan, ochrzczonych Duchem Świętym? Jeżeli naprawdę zamieszkuje w nas Duch to czy możemy żyć w stanie… dalekim od zachwytu, zachwycenia Panem? Jak to jest z tą Bożą obecnością w nas, kiedy zamiast zachwycać się Nim i cudem Jego obecności marudzimy, narzekamy, zwieszamy nosy na kwintę (no, żeby tylko). Może czas sprawdzić jak to jest z moim zachwyceniem? Czy łatwiej popadam w zachwycenie czy w rozpacz? I co z tego wynika…

20 lutego 2017

To się dopiero działo!

Kiedy po raz pierwszy czytałem 10. rozdział Dziejów Apostolskich musiałem kilkakrotnie wracać do początku historii i sprawdzać, czy dobrze przeczytałem, czy czegoś nie przeoczyłem, nie zlekceważyłem.
To niesamowita historia, zadziwiająca mnie za każdym razem. Zaczyna się od momentu gdy anioł objawił się Korneliuszowi i nakazał mu sprowadzenie Piotra z Joppy. Anioł znika bez słowa dodatkowych instrukcji ale Korneliusz wypełnia pilnie jego rozkaz. Teraz nagle przenosimy się do Joppy, do domu, w którym przebywa Piotr. Towarzyszymy mu w wizji, której doświadczył, możemy wręcz utożsamić się z jego zakłopotaniem i zdezorientowaniem co do znaczenia objawienia. Ale oto posłańcy Korneliusza właśnie odnajdują Piotra a do niego przemawia Duch Święty, nakazując pójść z nimi. Zagadek coraz więcej, ani jednego wyjaśnienia, ani jednej wskazówki co do sensu wydarzeń, które nabierają tempa.
Proponuję – spróbujmy przeczytać tę opowieść jak sensacyjne opowiadanie. Czy zagadka wyjaśni się już następnego dnia, kiedy po całodziennej podróży w upale i kurzu Piotr wraz z kompanami dotrze do domu Korneliusza? Co się stanie? Może Piotr zdradzi to po drodze, przecież na pewno już wie…
Ale okazuje się, że Piotr nie wiedział, podobnie jak Korneliusz ani nikt inny. I to jest dopiero sensacja! Wszystko przyspiesza jeszcze bardziej w momencie zmierzania do finału jak w rasowej powieści sensacyjnej. Piotr i Korneliusz spotykają się. Zapytuję więc, w jakiej sprawie posłaliście po mnie? – mówi Piotr (10:29). Korneliusz opowiada o swoim spotkaniu z aniołem i kończy: Dlatego natychmiast posłałem po ciebie, a ty wspaniale postąpiłeś, że przyszedłeś. Teraz my wszyscy zebraliśmy się przed Bogiem, aby wysłuchać wszystkiego, co zostało ci zlecone przez Pana. (10:34) Zaraz, zaraz, czy ktoś wie o co tutaj chodzi i czy jest choć jedna osoba, która wie po co się w ogóle tutaj pojawiła?? Jakoś na to nie wygląda…
I nagle: Piotr otworzył zatem usta i przemówił: Naprawdę, zaczynam rozumieć… Hurra! Piotr oczywiście zaczął rozumieć, że Ewangelia ma być skierowana nie tylko do Żydów ale i do pogan, zrozumiał w jednej chwili misterny plan Ducha Świętego, który nie tylko doprowadził do tego niezwykłego spotkania, ale zrozumiał także całkowicie sens wizji, jakiej doznał w Jopie. Celem spotkania było oczywiście głoszenie Ewangelii, w tym przypadku poganom i ochrzczenie ich Duchem Świętym, wydarzenie niezwykłe, precedensowe.
Uff… Ale czy wszystko to musiało być tak skomplikowane? No dobrze - a czy tak skomplikowany musiał być cały Boży plan zbawienia, narodziny Jezusa w Betlejem, trzyletnia niełatwa służba w Galilei i okolicach, zdrada i haniebna śmierć na krzyżu? Czy tak skomplikowane musiały być dzieje nawrócenia tak wielu z nas? Czy wreszcie tak skomplikowane i niezrozumiałe w większości aż do finału musiały być różnorodne wydarzenia w życiu tak wielu Bożych dzieci, w naszych osobistych życiorysach? Ja sam tyle razy zadziwiałem się tym czego Bóg dokonywał w moim życiu i wciąż zadziwiam tym co dokonuje i obietnicami tego co jeszcze dokona.
Finał był (jest, będzie) tak wspaniały i imponujący. Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje - mówi Pan. Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze. (Księga Izajasza 55:8)
Dzisiaj namawiam do smakowania tych ekscytujących Bożych scenariuszy, oglądania z każdej strony tych kunsztownych Bożych dzieł trwających w czasie i przestrzeni, do radowania się nimi i chwalenia Stwórcy. To się dopiero działo, to się dopiero będzie działo!

11 grudnia 2016

Opowiemy przyszłemu pokoleniu

Kilka dni temu, kiedy czytałem ponownie Psalm 78 zobaczyłem ile razy jest w nim mowa o Bożym działaniu, które tak na dobrą sprawę „zewnętrzny obserwator” mógłby przypisać po prostu aktywności ludzkiej, zbiegom okoliczności albo nawet tzw. siłom natury. Zbudował świątynią swoją jak wysokie niebo, jak ziemię, którą ugruntował na wieki. [Psalm 78:69] Czy to sam Bóg zbudował sobie świątynię w Jerozolimie, o której mówi psalmista? Przecież dokonał tego Salomon, a raczej jego robotnicy z materiałów, przygotowanych wcześniej przez jego ojca, Dawida. Wszystko było tylko ludzkim działaniem!
Porzucił przybytek w Sylo, namiot, w którym mieszkał wśród ludzi. Oddał w niewolę arkę przymierza i chwałę swoją w ręce wroga. Wydał lud swój na pastwę miecza (…). [wiersze 60-62]; Uderzył na tyły wrogów swoich I okrył ich wieczną hańbą. [66] – no cóż, tak się złożyło, takie koleje wojenne.
Zniszczył gradem winnice ich, a sykomory ich szronem. Wydał na pastwę gradu bydło ich, A stada ich błyskawicom. – czytamy o plagach egipskich w wierszach 48 i 49. No tak to bywa z klęskami żywiołowymi…
Tak czytać może ten psalm człowiek, który nie zna Boga, który sam nie miał okazji (nie doznał tej łaski) by Bóg raczył mu się objawić w Swoich dziełach. Ale też nawet ktoś, kto uważnie, poddany w pokorze Bożemu prowadzeniu czyta Biblię dostrzeże Bożą rękę w rzeczach pozornie poddanych tylko prawom fizyki, biologii, rachunkowi prawdopodobieństwa.
Czytając ostatnio psalm 78 nie mogłem nie myśleć o cudach, których doświadczaliśmy jako zbór przez ostatnie dwa lata. Pomiędzy wiersze psalmu wkładałem sobie słowa, które mogłyby się w nim znaleźć równie dobrze (z całym szacunkiem dla oczywistej nienaruszalności Słowa Bożego): „posłał ludzi, poruszył serca, dodał sił, dał dobrą pogodę, ochraniał od nieszczęść”. Tego wszystkiego doświadczaliśmy od Pana, budując salę modlitwy naszego zboru. Choć to przecież my, nasi bracia i siostry, wiele osób i ofiarodawców przyczyniło się w czysto fizycznym wymiarze do powstania budynku, który dzisiaj wskazuje na chwałę Boga, to wszyscy bez wahania mówimy, że to Bóg sprawił. Także wysłuchując naszych osobistych modlitw i regularnych, comiesięcznych zbiorowych modlitw zboru o bardzo konkretne potrzeby, które równie konkretnie i wiernie zaspokajał we właściwym, niezbędnym czasie. Dziękuję Panu, że dzięki temu dał mi też łaskę nowego spojrzenia  na Jego Słowo.

Tego nie zataimy przed synami ich, Lecz opowiemy przyszłemu pokoleniu: Chwalebne czyny Pana i moc jego, Oraz cudowne dzieła, których dokonał. [Psalm 78:4] Nie zataimy! My bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy. [Dzieje apostolskie 4:20]

26 listopada 2016

Spokój ducha

Często powtarzamy, że Bóg jest naszym pokojem, że mamy pokój tylko w Nim, tylko On jest naszym schronieniem i skałą. I jest to jak najbardziej prawda, tak jest i amen! Potwierdza to Słowo Boże, świadectwa wielu Bożych Mężów, często świadectwa naszych braci i sióstr a czasami także nasze własne doświadczenia.
Ostatnio czytając list apostoła Pawła do Koryntian zadziwiłem się jednak. Paweł pisze bowiem: Gdy przybyłem do Troady dla zwiastowania ewangelii Chrystusowej, a drzwi zastałem otwarte w Panu, nie zaznałem spokoju ducha, bo nie zastałem tam Tytusa, mego brata; toteż pożegnawszy się z nimi, odszedłem do Macedonii. [2 List apostoła Pawła do Koryntian 2:12-13]. Kto jak kto ale Paweł był tak mocno zakorzeniony w Chrystusie (pisał przecież żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego (…) [List do Galacjan 2:12]), że wydawałoby się, że wszelkie typowo ludzkie ograniczenia i przywiązania nie są dla niego istotne, a przynajmniej nie mogą stanowić przeszkody w momencie pełnienia służby. A przecież czytamy, że chociaż w Troadzie były sprzyjające okoliczności do głoszenia Ewangelii to Paweł z tego nie skorzystał i odszedł do Macedonii.
Wydawało się, że wcale nie był to dobry wybór, skoro Paweł pisał później: Bo nawet wtedy, gdy przybyliśmy do Macedonii, ciało nasze nie zaznało żadnego odpoczynku, lecz zewsząd byliśmy uciśnieni walkami zewnątrz, obawami od wewnątrz. W końcu jednak - Lecz Ten, który pociesza uniżonych, Bóg, pocieszył nas przez przybycie Tytusa; [2 Koryntian 7:5-6].
Kim był Tytus, że Paweł poświęca mu tak wiele uwagi i że jego osoba jest tak ważna? W tym samym liście wymieniony jest wiele razy i wiele dobrego możemy o nim przeczytać. Towarzyszył Pawłowi w wielu przedsięwzięciach misyjnych, był jak się dowiadujemy odpowiedzialny i wierny, realizował ważne zadania. Wreszcie jeden z listów Paweł adresuje bezpośrednio do niego.
Ale czy to wszystko usprawiedliwia taką postawę Pawła, o jakiej czytaliśmy na początku? Wielu chrześcijan skrzywiłoby się z niesmakiem, gdyby usłyszeli podobne słowa z ust jakiegoś brata – „O, to takie cielesne! Mamy się radować w Panu a nie uzależniać naszych nastrojów od jakiegoś człowieka!” (i już widzę te skwaszone miny).
Relacja Pawła i Tytusa była pełna braterskiej miłości i sympatii ale to co było w niej najważniejsze to wspólna służba dla Pana. Każdy z nas woli wypełniać ważne zadanie z kimś kogo ceni i może na nim polegać niż w pojedynkę. Zdarza się wręcz, że „robota się nie klei” bez kogoś, kto z pewnością by nam doskonale pomógł, był otuchą i pokrzepieniem. Po prostu brak spokoju ducha. Jak widzimy z listów Pawła Tytus był właśnie kimś takim.
Jakoś tak się dziwnie składa, że ci niesamowicie „duchowi” chrześcijanie, pogardzający wszelką „cielesnością” nie za bardzo mogą pochwalić się wielkimi efektami w służbie dla Pana. Może nie umieją Go dostrzec w bracie, który byłby dla nich wsparciem i nieocenioną pomocą…