19 listopada 2020

Świadectwo o zachwyceniu

  Zawsze z dużym dystansem, by nie powiedzieć ze zdziwieniem przyglądałem się pasjom ogrodniczym. Nie mogłem zrozumieć zachwytów nad kolejnym pączkiem czy nawet zaszczepioną jabłonką, które objawiali nawet moi dawni koledzy i koleżanki ze szkolnych ław. Sam nie wiem jak to się stało ale od kilku tygodni sam z podziwem i troską spoglądam na mój skromny „ogródek” w kilku zaledwie doniczkach. Imponuje mi i zachwyca niepowstrzymane parcie niepozornych roślinek do wypuszczania nowych pędów, listków a nawet kwitnienia. Jak to możliwe, że z małego pędu „uszczkniętego” gdzieś po kryjomu z jakiejś doniczki w przeciągu zaledwie dwóch tygodni powstaje imponująca wręcz roślinka z kilkoma już całkiem porządnymi listkami… Dziwne? To znaczy – dziwne żeby się tym zachwycać?

  Przyglądanie się z bliska takim procesom wiele uczy. Tak naprawdę nie da się wytłumaczyć tych cudów inaczej niż Boskim planem i interwencją, cokolwiek by tam sobie „uczeni” biolodzy i ewolucjoniści nie wymyślali. Ostatnio myślę o tym, że brak zachwytu, ba – brak w ogóle opcji zachwytu nad takimi procesami powstawania i wzrostu plasuje ich na absolutnie przegranej pozycji i kompromituje całkowicie!

  W Ewangeliach czytamy sporo o roślinach, ich dojrzewaniu, wzroście a szczególnie o wydawaniu owoców. Za dużo tych fragmentów by je tu wypisywać. Ale dzisiaj myślałem o tym, czy Jezus także zachwycał się tym cudem życia… Z Jego wypowiedzi to nie wynika. Moim zdaniem nie zachwycał się, bo było to dla Niego czymś oczywistym. Nie zachwycamy się raczej tym, że 2+2=4. Nasza wiara jest mała i jakkolwiek by nie była, nie da się porównać z Chrystusem. Chwałą Bogu, że umiemy się zachwycać. Myślę, że to dobrze o nas świadczy.

  Ale jednocześnie Jezus wiązał zawsze, jeżeli już używał „rolniczych” obrazów, wzrost i owocowanie z poddaniem się woli Bożej, z posłuszeństwem. Chyba najmocniej ale i najbardziej dramatycznie widać to nie w żadnej z przypowieści, a w autentycznej w historii o drzewie figowym (Ew. Mateusza 21, 18-19).