31 grudnia 2013

Wyzwanie


Tydzień temu w moim domu zawisła nad stołem dziwna ozdoba. Mała, wieloramienna gwiazdka, jaśniejąca od środka budzi niechcący silne emocje i jakby w oczywisty sposób przywołuje słowa Ewangelii  ciemność ustępuje, a światłość prawdziwa już świeci. (1 list Jana 2:8). Taka sama gwiazda zaświeciła nad kazalnicą w moim zborze.
Obie gwiazdy, podobnie jak wiele innych, które zawisły w domach braci i sióstr z mojego zboru, niosą ze sobą oczywiście przede wszystkim przesłanie o tym, że lud, pogrążony w mroku, ujrzał światłość wielką, i tym, którzy siedzieli w krainie i cieniu śmierci, rozbłysła jasność (Ewangelia Mateusza 4:16) i o tym, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe (Ewangelia Jana 3:19). Nam jednak, podobnie jak wielu osobom, które miały okazję odwiedzić niewielkie niemieckie miasteczko Herrnhut, przypomina także o tamtym wyjątkowym miejscu i wspólnocie wierzących ludzi, którzy mieli odwagę kroczyć za Panem wbrew wszystkiemu i zapierać się siebie co dnia.
W połowie XVIII wieku hrabia von Zinzendorf nawrócił się i postanowił dać w granicach swoich ziem schronienie wierzącym ewangelicznie braciom morawskim, uciekającym z Czech przed prześladowaniami. Zbudowali miasto Herrnhut (schronienie w Panu), w którym kierowali się wyłącznie zasadami ewangelii. Prawie wiek później w mieście powstała pierwsza gwiazda herrnhucka (w USA zwana morawską). Latem, będąc z moim zborem w Herrnhut, mogłem obejrzeć film, przedstawiający jej niezwykłą historię.
Gwiazda nie jest dla mnie (a podejrzewam, że i dla wszystkich, którzy wiedzą cokolwiek o niej) tylko zwykłą ozdobą świąteczną. Jej delikatne światło przypomina mi o wszystkich tych, którzy przez wieki, pokładając nadzieję w Prawdziwej Światłości, mieli odwagę kroczyć przez życie w wierności tylko Jej. Jest dla mnie wyzwaniem.

23 grudnia 2013

Kto może odrzucić pokusę powołania na króla?

Dzisiaj w Biblii odnalazłem historię, która jest uzupełnieniem moich poprzednich refleksji o królowaniu Boga w życiu swoich dzieci. Gedeon po swoim spektakularnym zwycięstwie nad Midiańczykami stanął w obliczu pokusy zostania królem Izraela. Wówczas rzekli mężowie izraelscy do Gedeona: Panuj nad nami ty i twój syn, i twój wnuk, wybawiłeś nas bowiem z ręki Midiańczyków. (Księga Sędziów 8:22).
Gedeon zdawał sobie dokładnie sprawę z tego, że to nie on jest sprawcą tego zwycięstwa, wiedział, że był do niego prowadzony od samego początku przez Pana. Od momentu powołania go przez anioła Pańskiego poprzez selekcję wojowników, tak by ich liczba była na tyle mała, że bez Bożego wsparcia niemożliwym było pokonanie wroga, aż do ostatecznej bitwy poprzedzonej proroczym snem midiańskich wojowników. Bóg przemawiał przez cały ten czas nieustannie do Gedeona, jakże mógłby więc on przyjąć całą chwałę dla siebie?
Gedeon doświadczał Bożego prowadzenia, Bóg był więc jego Królem. Słowa odpowiedzi były więc oczywiste: Ja nie będę panował nad wami ani mój syn nie będzie panował nad wami; Pan będzie panował nad wami. (Księga Sędziów 8:23). 

22 grudnia 2013

„Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie…”

Od kiedy czytam Biblię, a więc od momentu mojego nawrócenia, zadziwia mnie ten moment w historii Izraela, kiedy to lud zażyczył sobie ustanowienia króla - Chcemy być jak inne narody, jak plemiona innych ziem, służąc drzewu i kamieniowi. (1 Księga Samuela 20:32) Mieli przecież Króla, najlepszego, najwspanialszego, najmocarniejszego z możliwych. Dlaczego chcieli człowieka w koronie i na tronie?
Dzisiaj wydaje mi się, że trochę zacząłem rozumieć tę zagadkę. Pokolenie, które doświadczyło cudów, towarzyszących wyprowadzeniu Izraelitów z Egiptu i tych, które mogli oglądać w czasie wędrówki do Ziemi Obiecanej, już odeszło. Nowe pokolenie nie doświadczyło, albo nie umiało dostrzec, obecności Bożej. Świadectwa ojców i dziadów nie przemawiały do nich.
Ale to za dużo słów na opisanie prostego faktu – niewiary. Tak naprawdę Izrael nie wierzył już w to, że Bóg jest jego Królem, że realnie przewodzi i rządzi, że to On podejmuje decyzje. Choć dowody na to były na wyciągnięcie ręki, oni nie umieli ich zobaczyć, nie umieli ich z wiarą zinterpretować.
Dziś łatwo nam krytykować tamto pokolenie Izraela, łatwo je potępiać. Przecież dzisiaj nie mamy alternatywy by ustanawiać sobie króla, a demokratycznie wybierane władze… – wszak Słowo Boże nawołuje do posłuszeństwa im. Ale przecież nie o to chodzi. Chrześcijanin to ktoś, kto ustanowił w swoim sercu króla – Jezusa Chrystusa, detronizując zasiadający tam wcześniej własny egoizm. Wydaje się jednak, że czasami chrześcijanie mają pokusę by ustanowić sobie innego króla, takiego namacalnego, który mówił by im co jest dobre a co złe, jakie działania podejmować, jakie rezolucje i listy protestacyjne podpisywać…
O czym mówię? Obserwuję zbyt wielu chrześcijan, którzy nie wierzą już w realne królowanie Jezusa w swoim życiu, bo stają się głusi na Jego głos, niewrażliwi na Jego prowadzenie. Uważają wtedy, że potrzebne im są ziemskie autorytety, przywódcy. Dlatego zapewne coraz częściej osoby stające na czele jakichś chrześcijańskich denominacji zamiast ograniczyć swoją rolę do działań czysto administracyjnych, uważają wręcz za niezbędne określenie strategii działań na najbliższe lata. Oczywiście nie uznając za konieczne skonsultowanie swoich zamierzeń z Królem. Może już nie wierzą w Jego realne królowanie i uważają, że czas zastąpić Go na tronie?
Oczywiście żadna z denominacji protestanckich nie powie tego otwarcie. Trzeba być zaś już kompletnie cynicznym, by obwołać kogoś zastępcą Chrystusa na ziemi, otwarcie przyznając, że własna organizacja religijna nie słyszy Jego głosu i nie jest przez Niego prowadzona.
Pamiętam, jak tuż po moim nawróceniu zwracałem się z moimi duchowymi i życiowymi problemami do osób, będących dla mnie autorytetami w wierze, co do których byłem pewien, że doświadczają królowania Jezusa w swoim życiu i służbie. Wdzięczny jestem za wsparcie, które wówczas uzyskiwałem i za świadectwa żywej wiary. Jednak po otrzymaniu Ducha Świętego takie postępowanie było dla mnie już nie do pomyślenia. Odtąd swoje rozterki, kłopoty, dylematy powierzam Królowi, który w najzupełniej realny sposób rozwiązuje je, wyjaśnia, cierpliwie tłumaczy, daje moc do przewyciężania problemów czy znoszenia ucisków . Gdybym dzisiaj miał zwracać się z tym do jakiegokolwiek człowieka oznaczałoby to dla mnie utratę prowadzenia Bożego i byłoby widomym znakiem kompletnego upadku w wierze.
Dzisiaj myślę ilu ludzi, mieniących się chrześcijanami zasmuca Boga, szukając króla dla swojego życia. Jak wielki musi być smutek wzgardzonego przez nich Stwórcy. Ale Samuelowi nie podobało się to, że mówili: Daj nam króla, aby nas sądził. I modlił się Samuel do Pana. A Pan rzekł do Samuela: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówią do ciebie, gdyż nie tobą wzgardzili, lecz mną wzgardzili, bym nie był królem nad nimi. – 1 Księga Samuela 8:6–7

15 grudnia 2013

Ciało przysposobione na doskonałą ofiarę

Wczoraj po raz pierwszy usłyszałem co tak naprawdę proroczo mówi Psalm 40, poprzez który przemawia przecież Jezus. W Liście do Hebrajczyków (10:4–7) jego autor podkreśla to bardzo wyraźnie: Jest bowiem rzeczą niemożliwą, aby krew wołów i kozłów mogła gładzić grzechy. Toteż, przychodząc na świat, mówi: Nie chciałeś ofiar krwawych i darów, aleś ciało dla mnie przysposobił; Nie upodobałeś sobie w całopaleniach i ofiarach za grzechy. Tedy rzekłem: Oto przychodzę, aby wypełnić wolę twoją, o Boże, jak napisano o mnie w zwoju księgi.
Ciało przygotowane (dosłowne znaczenie greckie słowa użytego w oryginale – wydoskonalone) zostało dla Jezusa po to, by mógł je złożyć na ofiarę, zamiast ofiar z wołów i kozłów, których tak naprawdę nie chciał Bóg. Wystarczy odpowiednio rozłożyć akcenty w tym fragmencie (dla mnie) i wszystko staje się jasne!
Wydaje się, że czasami zapominamy, że już w Starym Testamencie są te słowa Czy takie ma Pan upodobanie w całopaleniach i w rzeźnych ofiarach, co w posłuszeństwie dla głosu Pana? Oto: Posłuszeństwo lepsze jest niż ofiara, a uważne słuchanie lepsze niż tłuszcz barani. (Pierwsza Księga Samuela 15:22) Chrystus wykazał to posłuszeństwo idąc na śmierć i ponosząc doskonałą ofiarę. Jesteśmy wezwani do Jego naśladowania. Nie musimy i co oczywiste nie możemy składać takiej ofiary, ale za to mamy oddawać swoje życie za braci (Pierwszy list Jana 3:16), czyli spalać się w służeniu innym i w wyzbywaniu się swojego egoizmu.
Jestem dzisiaj pod ogromnym wrażeniem głębi Słowa Bożego, ale także jestem zgaszony własną ślepotą. Dziękuję też Bogu, że raczy otwierać mi co jakiś czas oczy na swą mądrość.

4 grudnia 2013

Żywa wiara i wierszyki

Kilka dni temu siedząc przy kawie w restauracji popularnej sieci fastfood słyszałem jak kilkuletnia dziewczynka przez telefon recytuje komuś modlitwę „Wierzę w Boga”. W pierwszej chwili ucieszyłem się z samego faktu usłyszenia imienia Jezus we wnętrzu dawnej poczekalni dworcowej, której mury do tej pory zapewne słyszały głównie przekleństwa. Za chwilę dziewczynka zaczęła swojemu rozmówcy recytować „10 przykazań” w katolickiej wersji katechizmowej.
Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy moja dwunastoletnia córka także umie wyrecytować bezbłędnie to, czym chwaliło się dziecko, siedzące przy stoliku obok. Oczywiście Zuzia wie na czym polega wiara chrześcijańska, ma jakieś pojęcie o tym kim jest Bóg (raczej o nikim tu na ziemi nie można powiedzieć, że WIE kim jest Bóg), wie dlaczego Jezus umarł na krzyżu i w jakim celu został zesłany Duch Święty. Z pewnością umiałaby też opowiedzieć o tym wszystkim własnymi słowami, chodź na pewno nie tak krótko i sprawnie jak moja mała sąsiadka z McDonaldsa. Za to z pewnością zdając sobie dobrze sprawę, czego żąda od nas Bóg, jakie postępowanie podoba Mu się a jakie nie.
Na pewno na szkółce niedzielnej nie jest za to uczona tych przykazań na pamięć, bo w zasadzie jest to trudno wykonalne (nawet dla dwunastolatki) - pełna, biblijna wersja dziesięciu przykazań nie jest krótka, a Słowo Boże zawiera precyzyjny zakaz ujmowania z niego czegokolwiek. Jak się zresztą to ujmowanie skończyło widać w katechizmowej wersji - po drodze „zgubiło się” jedno przykazanie, dotyczące zakazu czczenia figur i wizerunków.
Ale nie trudności w „wykuciu” na pamięć są tu istotne. Biblijnie wierzący chrześcijanin (czy może raczej chrześcijanin po prostu - czyli uczeń Chrystusa) nie pokłada nadziei w wypełnianiu przepisów prawa, które Bóg przekazał Mojżeszowi, a więc także dziesięciu przykazań. Pokłada nadzieję jedynie w ofierze Jezusa Chrystusa, który poniósł karę za jego grzechy i otworzył drogę do Ojca. Ten, kto w to uwierzy otrzymuje dzięki Duchowi Świętemu siłę do wypełniania woli Boga i unikania wszystkiego tego, czego On nienawidzi. Gdybyśmy pokładali nadzieję na zbawienie w wypełnieniu prawa to ofiara Jezusa byłaby niepotrzebna - bo jeśli przez zakon jest sprawiedliwość, tedy Chrystus daremnie umarł. (List do Galacjan 2:21)
Siedząc przy kawie cieszyłem się więc, że Zuzia nie musi wkuwać 613 czy chociażby 10 przykazań ani zasad wiary. Oczywiście jest nauczana w domu ale także w zborze tego, jak można podobać się Bogu. Wierzę też, że nadejdzie taki czas gdy zostanie obdarzona Duchem Świętym, który wprowadzi we wszelką prawdę (patrz Ewangelia Jana 16:13). To właśnie nazywa się żywą wiarą, nie mającą nic wspólnego z uczeniem się czegokolwiek na pamięć.