31 grudnia 2013

Wyzwanie


Tydzień temu w moim domu zawisła nad stołem dziwna ozdoba. Mała, wieloramienna gwiazdka, jaśniejąca od środka budzi niechcący silne emocje i jakby w oczywisty sposób przywołuje słowa Ewangelii  ciemność ustępuje, a światłość prawdziwa już świeci. (1 list Jana 2:8). Taka sama gwiazda zaświeciła nad kazalnicą w moim zborze.
Obie gwiazdy, podobnie jak wiele innych, które zawisły w domach braci i sióstr z mojego zboru, niosą ze sobą oczywiście przede wszystkim przesłanie o tym, że lud, pogrążony w mroku, ujrzał światłość wielką, i tym, którzy siedzieli w krainie i cieniu śmierci, rozbłysła jasność (Ewangelia Mateusza 4:16) i o tym, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe (Ewangelia Jana 3:19). Nam jednak, podobnie jak wielu osobom, które miały okazję odwiedzić niewielkie niemieckie miasteczko Herrnhut, przypomina także o tamtym wyjątkowym miejscu i wspólnocie wierzących ludzi, którzy mieli odwagę kroczyć za Panem wbrew wszystkiemu i zapierać się siebie co dnia.
W połowie XVIII wieku hrabia von Zinzendorf nawrócił się i postanowił dać w granicach swoich ziem schronienie wierzącym ewangelicznie braciom morawskim, uciekającym z Czech przed prześladowaniami. Zbudowali miasto Herrnhut (schronienie w Panu), w którym kierowali się wyłącznie zasadami ewangelii. Prawie wiek później w mieście powstała pierwsza gwiazda herrnhucka (w USA zwana morawską). Latem, będąc z moim zborem w Herrnhut, mogłem obejrzeć film, przedstawiający jej niezwykłą historię.
Gwiazda nie jest dla mnie (a podejrzewam, że i dla wszystkich, którzy wiedzą cokolwiek o niej) tylko zwykłą ozdobą świąteczną. Jej delikatne światło przypomina mi o wszystkich tych, którzy przez wieki, pokładając nadzieję w Prawdziwej Światłości, mieli odwagę kroczyć przez życie w wierności tylko Jej. Jest dla mnie wyzwaniem.

23 grudnia 2013

Kto może odrzucić pokusę powołania na króla?

Dzisiaj w Biblii odnalazłem historię, która jest uzupełnieniem moich poprzednich refleksji o królowaniu Boga w życiu swoich dzieci. Gedeon po swoim spektakularnym zwycięstwie nad Midiańczykami stanął w obliczu pokusy zostania królem Izraela. Wówczas rzekli mężowie izraelscy do Gedeona: Panuj nad nami ty i twój syn, i twój wnuk, wybawiłeś nas bowiem z ręki Midiańczyków. (Księga Sędziów 8:22).
Gedeon zdawał sobie dokładnie sprawę z tego, że to nie on jest sprawcą tego zwycięstwa, wiedział, że był do niego prowadzony od samego początku przez Pana. Od momentu powołania go przez anioła Pańskiego poprzez selekcję wojowników, tak by ich liczba była na tyle mała, że bez Bożego wsparcia niemożliwym było pokonanie wroga, aż do ostatecznej bitwy poprzedzonej proroczym snem midiańskich wojowników. Bóg przemawiał przez cały ten czas nieustannie do Gedeona, jakże mógłby więc on przyjąć całą chwałę dla siebie?
Gedeon doświadczał Bożego prowadzenia, Bóg był więc jego Królem. Słowa odpowiedzi były więc oczywiste: Ja nie będę panował nad wami ani mój syn nie będzie panował nad wami; Pan będzie panował nad wami. (Księga Sędziów 8:23). 

22 grudnia 2013

„Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie…”

Od kiedy czytam Biblię, a więc od momentu mojego nawrócenia, zadziwia mnie ten moment w historii Izraela, kiedy to lud zażyczył sobie ustanowienia króla - Chcemy być jak inne narody, jak plemiona innych ziem, służąc drzewu i kamieniowi. (1 Księga Samuela 20:32) Mieli przecież Króla, najlepszego, najwspanialszego, najmocarniejszego z możliwych. Dlaczego chcieli człowieka w koronie i na tronie?
Dzisiaj wydaje mi się, że trochę zacząłem rozumieć tę zagadkę. Pokolenie, które doświadczyło cudów, towarzyszących wyprowadzeniu Izraelitów z Egiptu i tych, które mogli oglądać w czasie wędrówki do Ziemi Obiecanej, już odeszło. Nowe pokolenie nie doświadczyło, albo nie umiało dostrzec, obecności Bożej. Świadectwa ojców i dziadów nie przemawiały do nich.
Ale to za dużo słów na opisanie prostego faktu – niewiary. Tak naprawdę Izrael nie wierzył już w to, że Bóg jest jego Królem, że realnie przewodzi i rządzi, że to On podejmuje decyzje. Choć dowody na to były na wyciągnięcie ręki, oni nie umieli ich zobaczyć, nie umieli ich z wiarą zinterpretować.
Dziś łatwo nam krytykować tamto pokolenie Izraela, łatwo je potępiać. Przecież dzisiaj nie mamy alternatywy by ustanawiać sobie króla, a demokratycznie wybierane władze… – wszak Słowo Boże nawołuje do posłuszeństwa im. Ale przecież nie o to chodzi. Chrześcijanin to ktoś, kto ustanowił w swoim sercu króla – Jezusa Chrystusa, detronizując zasiadający tam wcześniej własny egoizm. Wydaje się jednak, że czasami chrześcijanie mają pokusę by ustanowić sobie innego króla, takiego namacalnego, który mówił by im co jest dobre a co złe, jakie działania podejmować, jakie rezolucje i listy protestacyjne podpisywać…
O czym mówię? Obserwuję zbyt wielu chrześcijan, którzy nie wierzą już w realne królowanie Jezusa w swoim życiu, bo stają się głusi na Jego głos, niewrażliwi na Jego prowadzenie. Uważają wtedy, że potrzebne im są ziemskie autorytety, przywódcy. Dlatego zapewne coraz częściej osoby stające na czele jakichś chrześcijańskich denominacji zamiast ograniczyć swoją rolę do działań czysto administracyjnych, uważają wręcz za niezbędne określenie strategii działań na najbliższe lata. Oczywiście nie uznając za konieczne skonsultowanie swoich zamierzeń z Królem. Może już nie wierzą w Jego realne królowanie i uważają, że czas zastąpić Go na tronie?
Oczywiście żadna z denominacji protestanckich nie powie tego otwarcie. Trzeba być zaś już kompletnie cynicznym, by obwołać kogoś zastępcą Chrystusa na ziemi, otwarcie przyznając, że własna organizacja religijna nie słyszy Jego głosu i nie jest przez Niego prowadzona.
Pamiętam, jak tuż po moim nawróceniu zwracałem się z moimi duchowymi i życiowymi problemami do osób, będących dla mnie autorytetami w wierze, co do których byłem pewien, że doświadczają królowania Jezusa w swoim życiu i służbie. Wdzięczny jestem za wsparcie, które wówczas uzyskiwałem i za świadectwa żywej wiary. Jednak po otrzymaniu Ducha Świętego takie postępowanie było dla mnie już nie do pomyślenia. Odtąd swoje rozterki, kłopoty, dylematy powierzam Królowi, który w najzupełniej realny sposób rozwiązuje je, wyjaśnia, cierpliwie tłumaczy, daje moc do przewyciężania problemów czy znoszenia ucisków . Gdybym dzisiaj miał zwracać się z tym do jakiegokolwiek człowieka oznaczałoby to dla mnie utratę prowadzenia Bożego i byłoby widomym znakiem kompletnego upadku w wierze.
Dzisiaj myślę ilu ludzi, mieniących się chrześcijanami zasmuca Boga, szukając króla dla swojego życia. Jak wielki musi być smutek wzgardzonego przez nich Stwórcy. Ale Samuelowi nie podobało się to, że mówili: Daj nam króla, aby nas sądził. I modlił się Samuel do Pana. A Pan rzekł do Samuela: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówią do ciebie, gdyż nie tobą wzgardzili, lecz mną wzgardzili, bym nie był królem nad nimi. – 1 Księga Samuela 8:6–7

15 grudnia 2013

Ciało przysposobione na doskonałą ofiarę

Wczoraj po raz pierwszy usłyszałem co tak naprawdę proroczo mówi Psalm 40, poprzez który przemawia przecież Jezus. W Liście do Hebrajczyków (10:4–7) jego autor podkreśla to bardzo wyraźnie: Jest bowiem rzeczą niemożliwą, aby krew wołów i kozłów mogła gładzić grzechy. Toteż, przychodząc na świat, mówi: Nie chciałeś ofiar krwawych i darów, aleś ciało dla mnie przysposobił; Nie upodobałeś sobie w całopaleniach i ofiarach za grzechy. Tedy rzekłem: Oto przychodzę, aby wypełnić wolę twoją, o Boże, jak napisano o mnie w zwoju księgi.
Ciało przygotowane (dosłowne znaczenie greckie słowa użytego w oryginale – wydoskonalone) zostało dla Jezusa po to, by mógł je złożyć na ofiarę, zamiast ofiar z wołów i kozłów, których tak naprawdę nie chciał Bóg. Wystarczy odpowiednio rozłożyć akcenty w tym fragmencie (dla mnie) i wszystko staje się jasne!
Wydaje się, że czasami zapominamy, że już w Starym Testamencie są te słowa Czy takie ma Pan upodobanie w całopaleniach i w rzeźnych ofiarach, co w posłuszeństwie dla głosu Pana? Oto: Posłuszeństwo lepsze jest niż ofiara, a uważne słuchanie lepsze niż tłuszcz barani. (Pierwsza Księga Samuela 15:22) Chrystus wykazał to posłuszeństwo idąc na śmierć i ponosząc doskonałą ofiarę. Jesteśmy wezwani do Jego naśladowania. Nie musimy i co oczywiste nie możemy składać takiej ofiary, ale za to mamy oddawać swoje życie za braci (Pierwszy list Jana 3:16), czyli spalać się w służeniu innym i w wyzbywaniu się swojego egoizmu.
Jestem dzisiaj pod ogromnym wrażeniem głębi Słowa Bożego, ale także jestem zgaszony własną ślepotą. Dziękuję też Bogu, że raczy otwierać mi co jakiś czas oczy na swą mądrość.

4 grudnia 2013

Żywa wiara i wierszyki

Kilka dni temu siedząc przy kawie w restauracji popularnej sieci fastfood słyszałem jak kilkuletnia dziewczynka przez telefon recytuje komuś modlitwę „Wierzę w Boga”. W pierwszej chwili ucieszyłem się z samego faktu usłyszenia imienia Jezus we wnętrzu dawnej poczekalni dworcowej, której mury do tej pory zapewne słyszały głównie przekleństwa. Za chwilę dziewczynka zaczęła swojemu rozmówcy recytować „10 przykazań” w katolickiej wersji katechizmowej.
Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy moja dwunastoletnia córka także umie wyrecytować bezbłędnie to, czym chwaliło się dziecko, siedzące przy stoliku obok. Oczywiście Zuzia wie na czym polega wiara chrześcijańska, ma jakieś pojęcie o tym kim jest Bóg (raczej o nikim tu na ziemi nie można powiedzieć, że WIE kim jest Bóg), wie dlaczego Jezus umarł na krzyżu i w jakim celu został zesłany Duch Święty. Z pewnością umiałaby też opowiedzieć o tym wszystkim własnymi słowami, chodź na pewno nie tak krótko i sprawnie jak moja mała sąsiadka z McDonaldsa. Za to z pewnością zdając sobie dobrze sprawę, czego żąda od nas Bóg, jakie postępowanie podoba Mu się a jakie nie.
Na pewno na szkółce niedzielnej nie jest za to uczona tych przykazań na pamięć, bo w zasadzie jest to trudno wykonalne (nawet dla dwunastolatki) - pełna, biblijna wersja dziesięciu przykazań nie jest krótka, a Słowo Boże zawiera precyzyjny zakaz ujmowania z niego czegokolwiek. Jak się zresztą to ujmowanie skończyło widać w katechizmowej wersji - po drodze „zgubiło się” jedno przykazanie, dotyczące zakazu czczenia figur i wizerunków.
Ale nie trudności w „wykuciu” na pamięć są tu istotne. Biblijnie wierzący chrześcijanin (czy może raczej chrześcijanin po prostu - czyli uczeń Chrystusa) nie pokłada nadziei w wypełnianiu przepisów prawa, które Bóg przekazał Mojżeszowi, a więc także dziesięciu przykazań. Pokłada nadzieję jedynie w ofierze Jezusa Chrystusa, który poniósł karę za jego grzechy i otworzył drogę do Ojca. Ten, kto w to uwierzy otrzymuje dzięki Duchowi Świętemu siłę do wypełniania woli Boga i unikania wszystkiego tego, czego On nienawidzi. Gdybyśmy pokładali nadzieję na zbawienie w wypełnieniu prawa to ofiara Jezusa byłaby niepotrzebna - bo jeśli przez zakon jest sprawiedliwość, tedy Chrystus daremnie umarł. (List do Galacjan 2:21)
Siedząc przy kawie cieszyłem się więc, że Zuzia nie musi wkuwać 613 czy chociażby 10 przykazań ani zasad wiary. Oczywiście jest nauczana w domu ale także w zborze tego, jak można podobać się Bogu. Wierzę też, że nadejdzie taki czas gdy zostanie obdarzona Duchem Świętym, który wprowadzi we wszelką prawdę (patrz Ewangelia Jana 16:13). To właśnie nazywa się żywą wiarą, nie mającą nic wspólnego z uczeniem się czegokolwiek na pamięć.

25 listopada 2013

Misterny plan

Podczas wczorajszej lektury Dziejów Apostolskich dostrzegłem, jak misterny plan realizował Duch Święty w czasie misyjnej podróży apostoła Pawła. W 18. rozdziale czytamy o przybyciu Pawła, Pryscylli i Akwilli oraz najprawdopodobniej także Łukasza, czyli autora tej relacji, do Efezu. I przybyli do Efezu; tu pozostawił ich, sam zaś udał się do synagogi i rozprawiał z Żydami. A gdy oni prosili, żeby pozostał u nich przez dłuższy czas, nie zgodził się. Lecz pożegnawszy się, rzekł: Za wolą Bożą znowu wrócę do was. I odpłynął z Efezu. (Dzieje 18:19-21) Dlaczego Paweł odpłynął z Efezu, kiedy przyjęto go tam z otwartymi rękami i chciano zatrzymać, by opowiadał im o Jezusie? Każdemu chrześcijaninowi, który ma w sobie choć trochę ducha misyjnego to się w głowie nie mieści. Wszak jesteśmy przekonani, że takie okazje należy wykorzystywać.
Ale Paweł nie robił tego, co sam uważał za najlepsze. Był wsłuchany w głos Ducha Świętego i polegał całkowicie na Jego prowadzeniu. Najdziwniejsze chyba wersety, wskazujące na ten fakt oraz pokazujące, że to prowadzenie nie zgadzałoby się z naszym rozumieniem (a pewnie nie zgadzałoby się też z rozumieniem Pawła, gdyby chciał postępować po swojemu) znajdujemy w 16. rozdziale Dziejów Apostolskich (wersety 6-7): I przeszli przez frygijską i galacką krainę, ponieważ Duch Święty przeszkodził w głoszeniu Słowa Bożego w Azji. A gdy przyszli ku Mizji, chcieli pójść do Bitynii, lecz Duch Jezusa nie pozwolił im; Dlaczego nie pozwolił? Bo miał inne plany, o których możemy przeczytać dalej w tym rozdziale.
Wróćmy jednak do naszej historii. Paweł spokojnie odpływa z Efezu, ale pojawia się tu na jego miejsce "niespodziewanie" inny głosiciel Dobrej Nowiny: A do Efezu przybył pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, mąż wymowny, biegły w Pismach. Był on obeznany z drogą Pańską, a pałając duchem przemawiał i nauczał wiernie tego, co się odnosi do Jezusa, choć znał tylko chrzest Jana. Ten to począł mówić śmiało w synagodze. (Dzieje 18: 24-26)
Tak więc pragnienie Efezjan odnośnie poznania ewangelii zostało zaspokojone. Apollosowi pomagali także Pryscylla i Akwilla. W ten sposób grunt pod pogłębione nauczanie Pawła został już przygotowany. Wtedy Apollos odszedł już do Koryntu, tam głosić Słowo Boże, a Paweł mógł znowu pojawić się w Efezie i spowodować, że wielu uczniów zostanie ochrzczonych Duchem Świętym: Podczas gdy Apollos przebywał w Koryncie, obszedł Paweł wyżynne okolice i przyszedł do Efezu, a spotkawszy niektórych uczniów, rzekł do nich: Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzyliście? A oni mu na to: Nawet nie słyszeliśmy, że jest Duch Święty. Tedy rzekł: Jak więc zostaliście ochrzczeni? A oni rzekli: Chrztem Janowym. Paweł zaś rzekł: Jan chrzcił chrztem upamiętania i mówił ludowi, żeby uwierzyli w tego, który przyjdzie po nim, to jest w Jezusa. A gdy to usłyszeli, zostali ochrzczeni w imię Pana Jezusa. A gdy Paweł włożył na nich ręce, zstąpił na nich Duch Święty i mówili językami, i prorokowali. Było zaś wszystkich tych mężów około dwunastu. Odtąd przez okres trzech miesięcy chodził do synagogi, prowadząc śmiałe rozmowy i przekonując o Królestwie Bożym. (Dzieje 19 1-8)
Historia się więc domyka, chociaż początkowo wyglądało na to, że raczej się rozsypie. Nie wiemy, czy Paweł znał to zakończenie od samego początku. Ja myślę, że raczej po prostu ufał prowadzeniu Bożemu i wiedział, że na pewno z jego posłuszeństwa może wyniknąć tylko dobro, wbrew wszelkim obawom. W tym kontekście zapewnienie Żydów z Efezu, że wróci do nich za wolą Bożą nie brzmią jak zdawkowe życzenia!
Ta historia uczy mnie po raz kolejny jak ważne jest czytanie Słowa Bożego po kolei, nie fragmentując go, nie wyrywając z kontekstu poszczególnych wydarzeń. Niestety wiele osób ma taki zwyczaj. Niektóre środowiska religijne wręcz dobudowały sobie do takiego postępowania całe ideologie.
Kiedy jako katolik bywałem na tzw. mszach świętych i słuchałem kilkuzdaniowych fragmentów ewangelii i listów apostolskich, czytanych często przez nastoletnich ministrantów, nie mogących poradzić sobie z nieprostym przecież tekstem, nigdy nie mogłem znaleźć w tych historiach sensu. Później, kiedy sam wziąłem Biblię do ręki, zdumiewałem się nieustannie jak jedna historia wypływa z poprzedniej, jak poszczególne księgi układają się w całość, jaką cudowną, misterną konstrukcję stanowią Stary i Nowy Testament, uzupełniające się i tworzące jeden spójny miłosny list od Ojca. 
Zachęcam do odkrywania tej zadziwiającej logiki przyczynowo-skutkowej w Słowie Bożym. Tu nic nie dzieje się bez celu i przypadkiem.

20 listopada 2013

Czy to się opłaca?

Niedawno wysłuchałem poruszającego kazania pastora Mirosława Kulca. Szczególne wrażenie zrobił na mnie jednak wstęp, w którym kaznodzieja opowiada historię zepsutego autobusu. Zachęcam do wysłuchania, tu jednak opowiem tylko w największym skrócie: Nagle niespodziewanie zepsuł się zborowy autobus, akurat w najmniej odpowiednim momencie, kiedy miał być wykorzystany do wyjazdu ewangelizacyjnego. Trzeba było wynająć nowy autobus, wraz z kierowcą. Na miejscu ten kierowca spędził czas na chrześcijańskim nabożeństwie i nawrócił się.
Ta lakonicznie opowiedziana historia nie oddaje oczywiście straconych przez wielu ludzi tzw. nerwów, czasu, wysiłku, wreszcie pieniędzy. W końcu, gdy już osoby te pokornie zniosły to wszystko i doprowadziły do wyjazdu w celu karmienia się Słowem Bożym stał się cud - niewierzący człowiek poznał Jezusa i uznał Go za swojego Pana. Jako chrześcijanin wiem, że nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko ma swój cel. W tym przypadku cel jest bardzo widoczny, namacalny. Patrząc po ludzku moglibyśmy jednak powiedzieć: „tyle strat, wysiłków po to by jeden człowiek się nawrócił? warto było??”
Na szczęście Bóg przypomina nam: myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje (Księga Izajasza 55:8). Ja na pewno zrobiłbym rachunek zysków i strat i przekalkulował czy mi się opłaca, czy nie za dużo czasu i zachodu wymaga osiągnięcie jakiegoś celu. Bóg myśli inaczej, jest gotów „uknuć” misterny plan, poruszyć niebo i ziemię by zbawić jednego człowieka. W tym miejscu w sposób oczywisty na pewno przypomina się wielu czytelnikom przypowieść Jezusa o dobrym pasterzu, wyruszającym na poszukiwanie zgubionej owieczki, pozostawiającego bez opieki pozostałe (patrz Ewangelia Mateusza 18:12-14).
Sam doświadczyłem tego „nieekonomicznego” działania Bożego. Jakiś czas po moim chrzcie jeden z moich braci, który nigdy w życiu nie stawał za kazalnicą, otrzymał wyraźne wskazanie od Boga by wygłosić w zborze kazanie. Było to tym dziwniejsze, że miał wygłosić czyjeś kazanie, po prostu przekazać je. Wiem, że długo się z tym zmagał, nie mogąc zaakceptować tego dziwnego wyzwania, w końcu jednak wykazał się posłuszeństwem. W efekcie tego ja zostałem tak poruszony, że kilka godzin po nabożeństwie zostałem ochrzczony Duchem Świętym. Rozmawialiśmy potem szczerze z tym bratem (który zresztą dzisiaj jest już gdzieś w świecie) i zwierzałem mu się z trudności w zaakceptowaniu faktu, że Bóg zrobił to wszystko specjalnie dla mnie. Takie myślenie wydawało mi się wówczas pychą.
I wtedy zrozumiałem, że przecież Jezus zrobił ze względu na każdego z nas z osobna coś nieporównanie większego i wymagającego więcej „zachodu” - urodził się na ziemi, przeżył wiele lat często pewnie w nie najlepszych warunkach, w końcu zginął haniebną, męczeńską śmiercią, poniżony i samotny. On, Syn Boży. Czym wobec tego jest zepsuty autobus, wygłoszenie kazania w zborze…
Wysłuchana historia jeszcze raz przypomniała mi jak bardzo cenni jesteśmy dla Boga, jak wiele może zrobić, by pozyskać nas dla Swej chwały. Cenni oczywiście nie ze względu na jakieś nasze cechy a ze względu na nieodgadniony Jego plan wobec każdego z nas.

15 listopada 2013

Obóz anioła

Ludzie są skłonni uważać się bardzo często za bezwolne istoty, które nie mają żadnej możliwości obrony przed sprytnym, przebiegłym i groźnym szatanem. „Jestem tylko kruchą, bezwolną istotą, co ja mogę?” – mówią dosłownie albo mówią to swoim zachowaniem. W takiej postawie ukryte jest przyzwalanie sobie na zło, na uleganie pokusom, usprawiedliwianie się. „Ulegam, bo nie mam na tyle siły, by przeciwstawić się złu, jestem słaby, co ja mogę wobec jego potęgi?” – tłumaczenie pozornie logiczne. Doświadczenie życia uczy nas przecież, że silniejszy zwycięża słabszego. Ale to tylko pozorna logika, motywowana jedynie brakiem poznania Boga. I oczywiście Jego Słowa.
Każdy człowiek jest niewątpliwie słaby i nigdy nie byłby zdolny przeciwstawić się złu. Sytuacja zmienia się zupełnie, kiedy ten człowiek zawierza Bogu i kiedy to On staje po jego stronie. Cóż tedy na to powiemy? Jeśli Bóg za nami, któż przeciwko nam? – pisze apostoł Paweł w Liście do Rzymian (8:31).
Kiedy zawierzamy Bogu On uznaje nas za Swoje dziecko. Który ojciec nie zrobi wszystkiego by obronić swoje dziecko przed złem? A tym bardziej Wszechmogący Ojciec… Gdyż tak mówi Pan Zastępów (…), że kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka. (Księga Zachariasza 2:12).
Czy widzimy już gdzie jest nasza siła i obrona przeciwko złu? Przeto poddajcie się Bogu, przeciwstawcie się diabłu, a ucieknie od was. – pisze Jakub w swoim Liście (4:7). To jak Bóg może bronić swoje dzieci przekracza z pewności naszą wyobraźnię. Diabeł po prostu nie może dotknąć tych, którzy trwają w Bogu. Wiemy, że żaden z tych, którzy się z Boga narodzili, nie grzeszy, ale że Ten, który z Boga został zrodzony, strzeże go i zły nie może go tknąć. (Pierwszy List apostoła Jana 5:18).
Anioł Pański zakłada obóz wokół tych, którzy się go boją, i ratuje ich. (Psalm 34:8) – To piękny obraz, bardzo plastyczny, działający na wyobraźnię i pokrzepiający. Ja osobiście lubię wyobrażać sobie ten obóz anielski wokół mnie. Zdaję sobie też sprawę z tego, że każdy mój upadek spowodowany jest wyłącznie moim samowolnym wyjściem poza ten zabezpieczający kordon anielski.

13 listopada 2013

Droga Pańska

Drogę Pańską prześladowałem aż na śmierć, wiążąc i przekazując do więzień zarówno mężów, jak i kobiety – wyznawał Paweł, wspominając swoje życie pod imieniem Szawła (Dzieje Apostolskie 22:4). A Feliks, który dość dokładnie był obeznany z drogą Pańską, odroczył ich sprawę… (Dzieje Apostolskie 24:22). W Nowym Testamencie, zwłaszcza w Dziejach Apostolskich znajdziemy wiele fragmentów, w których jest mowa o „drodze Pańskiej”. Niemalże od momentu mojego nawrócenia zadaję sobie pytanie czym tak naprawdę jest droga Pańska, o której mówi Biblia. Czy chodzi tu o to, jaka była droga Jezusa na krzyż? A może wyrażenie to dotyczy tego, czemu po kolei musi poddać się człowiek, by zostać zbawionym? A więc poddanie się Bogu, pozwolenie by On zaczął działać w duszy człowieka, otworzył jego oczy i uszy, nawrócenie, uznanie Jezusa za niepodzielnego Pana, chrzest, napełnienie Duchem Świętym…
Myślę, że tak naprawdę obie te odpowiedzi są prawdziwe. Jednak rozmowy, w których ostatnio uczestniczyłem pokazały mi, jak rzadko zdajemy sobie sprawę z innego wymiaru pojęcia „droga Pańska”.  Na nowo zacząłem zastanawiać się jak istotne jest właściwe rozgraniczenie tego, co jest przyczyną naszego zbawienia a co skutkiem. Myślę, że to także jest „droga Pańska”, której poznanie jest bardzo ważne, wręcz fundamentalne, szczególnie dla Polaków, wychowanych w zupełnym zamęcie odnośnie wiedzy o tym „przebiegu” i „kierunku” drogi, wiodącej do Królestwa.
Zbawienie możemy osiągnąć jedynie przez wiarę, przez słuchanie Słowa Bożego z wiarą. Chcę dowiedzieć się od was tego jednego: Czy przez uczynki zakonu otrzymaliście Ducha, czy przez słuchanie z wiarą? (List do Galacjan 3:2); Ale teraz niezależnie od zakonu objawiona została sprawiedliwość Boża, o której świadczą zakon i prorocy, i to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich wierzących. Nie ma bowiem różnicy, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej, i są usprawiedliwieni darmo, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie (List do Rzymian 3:21-24); Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. (List do Efezjan 2:8-9) To oczywiście tylko kilka cytatów, zachęcam do odnalezienia innych, potwierdzających fakt, że podstawą zbawienia jest wiara, uznanie swojej grzeszności i uznanie Jezusa za Zbawiciela, który umarł na krzyżu zamiast każdego grzesznika.
Dopiero następnym krokiem są dobre uczynki. Mogą one być jedynie owocem działania Ducha Świętego, napełniającego człowieka, który uwierzył w Jezusa Chrystusa. Owocem zaś Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość. (Galacjan 5:22-23). Dobre postępowanie i zalety mogą oczywiście być obecne nawet w niewierzącym człowieku. ale nigdy nie są one trwałe i nie wypływają nigdy z poddania się Jezusowi. Zależą więc wyłącznie od osobistego nastawienia, wyboru, nastroju a to może się dowolnie zmieniać, inaczej niż żywa wiara i poddanie Duchowi Świętemu. On uzdalnia wierzącego człowieka do oddawania życia za braci (patrz 1 List Jana 3:16) czyli bezgranicznego poświęcania swego egoistycznego interesu dla innych, wypełniania nakazu Jezusa A jak chcecie, aby ludzie wam czynili, czyńcie im tak samo i wy (Ewangelia Łukasza 6:31) czy wypełniania nakazów Jezusa z tzw. Kazania na górze (Ewangelia Mateusza rozdziały 5–7). Spełnienie zawartych w nim wysokich standardów absolutnie nie jest możliwe bez wiary i mocy Ducha Świętego. Uczynki są zatem jedynie owocami wiary, jej skutkiem i potwierdzeniem.
Niestety tak wiele osób nie zna tytułowej drogi Pańskiej i odwraca kolejność w jakiej tą drogą próbuje iść. Najpierw o własnych siłach ci ludzie próbują pełnić dobre uczynki i imitować owoce Ducha Świętego. Potem mają nadzieję, że dzięki tym uczynkom zostaną zaakceptowani przez Jezusa i zbawieni.
Kiedy usiłujemy zwiastować ludziom Jezusa i Dobrą Nowinę wiele osób odpowiada, że wszystko to wie. Ale czy znają oni drogę Pańską? Może warto o niej także opowiadać…

10 listopada 2013

Szalom! Niech niepokój będzie z tobą!

Szalom! – ostatnio coraz częściej spotykam się z tym pięknym żydowskim pozdrowieniem, wskazującym, że wypowiadający je człowiek pragnie dla swego rozmówcy prawdziwego pokoju, takiego na przykład jak ten, o którym pisze apostoł Paweł w Liście do Filipian (4:7) - A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, strzec będzie serc waszych i myśli waszych w Chrystusie Jezusie. Problem w tym, że pozdrowienie to wypowiadają (wypisują) na portalach społecznościowych ludzie, w których tego pokoju nie ma i nie wydaje się, aby komukolwiek go naprawdę życzyli.
Życzeniem pokoju kończą bowiem często pełne nienawiści i pogardy polemiki albo swoje opinie o tym czy innym interlokutorze. Czym jest wtedy słowo, będące błogosławieństwem pokoju, pogodzenia z sobą i Bogiem? Kpiną? A może wręcz bluźnierstwem?
Problem w tym, że dla części judaizujących chrześcijan wypowiadanie hebrajskich słów stało się wręcz wartością samą w sobie. Ich znaczenie jakby przestawało mieć znaczenie (nomen omen), ważna zaś stawała się sama forma, mająca o czymś świadczyć. O czym? Tego do końca nie wiem i obawiam się, że nie wiedzą tego także sami „wypowiadacze”. Bo chyba nie tylko o wyższości języka hebrajskiego nad każdym innym, ale (jak wnioskuję z tych wypowiedzi) także o wyższości sposobu wielbienia Boga przez Żydów.
Sianie nie–pokoju nie ogranicza się jednak wyłącznie do używania tradycyjnego żydowskiego pozdrowienia, sprzecznego ze swoim znaczeniem. Ludzie, którzy tak nim szermują są gorliwymi głosicielami… nie, nie Ewangelii, a Zakonu. Zastanawia mnie pasja, której towarzyszy często wręcz nienawiść do wszystkich inaczej czytających zwłaszcza Nowy Testament. Sam doświadczyłem niejednokrotnie, że po przeczytaniu takich wpisów, zakończonym sakramentalnym „Szalom!” byłem całkowicie pozbawiony pokoju, zaniepokojony przede wszystkim stanem ducha ich autorów.
O tym, że ludzie szermujący pozdrowieniami żydowskimi (jak się można domyślać) niepokoili tych, którzy zawierzyli Jezusowi i złożyli w Nim całą swą ufność i nadzieję, pisał już Paweł w Liście do Galacjan (3:1–3) - O nierozumni Galacjanie! Któż was omamił, was, przed których oczami został wymalowany obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego? Chcę dowiedzieć się od was tego jednego: Czy przez uczynki zakonu otrzymaliście Ducha, czy przez słuchanie z wiarą? Czy aż tak nierozumni jesteście? Rozpoczęliście w duchu, a teraz na ciele kończycie? Cały ten list, a zwłaszcza rozdziały 3 i 5 powinny stać się ponownie wnikliwą lekturą dla judaizujących chrześcijan. Warto by zwrócili też szczególnie uwagę na słowa Jestem co do was przekonany w Panu, że nie inaczej myśleć będziecie; a ten, kto was niepokoi, kimkolwiek by był, poniesie karę. (5:10)
Zastanawia mnie szczerze jak można życzyć komuś Bożego pokoju i reprezentować postawę, będącą jego przeciwieństwem. Czy naprawdę ludzie ci wiedzą czego życzą innym? Czy wiedzą czym jest ten pokój (może powinno się o nim pisać przez duże P)? Mam odrobinę nadziei, że nie stosuje się do nich diagnoza Pawła z Listu do Rzymian 3:14–17 Usta ich są pełne przekleństwa i gorzkości; nogi ich są skore do rozlewu krwi, spustoszenie i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali.

5 listopada 2013

Kto uświęca ziemię, na której stoi?

Po raz kolejny doświadczyłem wczoraj prawdy, że Słowo Boże jest niezgłębione, że może nas wciąż na nowo zaskakiwać, że możemy odkrywać w nim wciąż na nowo fascynujące rzeczy.
Przeczytałem wczoraj, że nie tylko Mojżesz otrzymał od Boga polecenie, by zdjął swoje sandały, bo stoi na świętej ziemi. Kiedy Mojżesz zobaczył płonący krzew powiedział do siebie Podejdę, aby zobaczyć to wielkie zjawisko, dlaczego krzew się nie spala. Gdy Pan widział, że podchodzi, aby zobaczyć, zawołał nań Bóg spośród krzewu i rzekł: Mojżeszu! Mojżeszu! A on odpowiedział: Oto jestem! Wtedy rzekł: Nie zbliżaj się tu! Zdejm z nóg sandały swoje, bo miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Rzekł też: Jam jest Bóg ojca twego, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, i Bóg Jakuba. Wtedy Mojżesz zakrył oblicze swoje, bał się bowiem patrzeć na Boga. - 2 Księga Mojżeszowa 3:3-6
Tylko obecność świętego Boga mogła sprawić, że święte było wszystko, czego „dotykała” Jego Osoba, że każdy przed Jego obliczem musi zachować się jak niewolnik - bo w bliskowschodniej kulturze to właśnie pozostawanie bez sandałów było oznaką niewolnictwa.
Kiedy ponad czterdzieści lat później, już po wejściu Izraelitów do Ziemi Obiecanej, Jozuemu ukazał się nieznany wojownik z mieczem, również ten następca Mojżesza otrzymał podobne wezwanie do zdjęcia sandałów. A gdy Jozue był pod Jerychem, zdarzyło się, że podniósł swoje oczy i ujrzał stojącego naprzeciw siebie męża z wydobytym mieczem w ręku. Jozue podszedł do niego i zapytał go: Czy należysz do nas, czy do naszych nieprzyjaciół? A ten odpowiedział: Nie, ale jestem wodzem wojska Pana; przyszedłem teraz. Wtedy Jozue upadł twarzą na ziemię, oddał mu pokłon i rzekł do niego: Co rozkaże mój pan słudze swemu? A wódz wojska Pana rzekł do Jozuego: Zdejm z nóg sandały swoje, bo miejsce, na którym stoisz, jest święte. I Jozue tak uczynił. - Księga Jozuego 5:13-15
Kim był ów wódz wojsk Pana? Aniołem? Ale czy wówczas żądałby hołdu od jakiegokolwiek człowieka i czy obwieszczałby, że uświęca ziemię, na której stoi? W Biblii czytamy niejednokrotnie o tym, jak aniołowie ukazywali się ludziom. Kiedy ci padali w przerażeniu na kolana byli zawsze wzywani do powstania. A gdy to usłyszałem i ujrzałem, upadłem do nóg anioła, który mi to pokazywał, aby mu oddać pokłon. I rzecze do mnie: Nie czyń tego! Jestem współsługą twoim i braci twoich, proroków, i tych, którzy strzegą słów księgi tej, Bogu oddaj pokłon! - Objawienie Jana 22:8-9
Kim był zatem mąż w zbroi, którego spotkał Jozue, kto żądał od niego poddania i uświęcał wszystko wokół? Wczoraj zrozumiałem, że był to Chrystus. On był Skałą i Obłokiem w czasie wędrówki Izraela (patrz 1 List do Koryntian 10:4), On towarzyszył w piecu ognistym Danielowi (Księga Daniela 3:25).
I widziałem niebo otwarte, a oto biały koń, a Ten, który na nim siedział, nazywa się Wierny i Prawdziwy, gdyż sprawiedliwie sądzi i sprawiedliwie walczy.Oczy zaś jego jak płomień ognia, a na głowie jego liczne diademy. Imię swoje miał wypisane, lecz nie znał go nikt, tylko on sam. A przyodziany był w szatę zmoczoną we krwi, imię zaś jego brzmi: Słowo Boże. I szły za nim wojska niebieskie..." - Objawienie 19:11-14

16 października 2013

Czy wejdziesz?

Bóg nie pozwolił wejść Mojżeszowi do Ziemi Kanaan. Stało się tak pomimo tego, że Mojżesz służył Bogu wiernie przez czterdzieści lat i słuchał uważnie przez ten czas Jego wskazówek. Wcześniej posłusznie przejął na siebie odpowiedzialność za wyprowadzenie swoich rodaków z Egiptu i odważnie stawał przed faraonem. Bóg sam mówił o nim, że był człowiekiem bardzo skromnym, najskromniejszym ze wszystkich ludzi, którzy są na ziemi (4 Księga Mojżeszowa 12:3), wybranym przez Pana spośród całego ludu, tym, do którego On się przyznawał. Bóg takie świadectwo dawał o Mojżeszu: W całym moim domu jest on wiernym. Z ust do ust przemawiam do niego, i jasno, a nie w zagadkach. I prawdziwą postać Pana ogląda on. Dlaczego więc ośmieliliście się wypowiadać się przeciwko słudze memu, Mojżeszowi? - 4 Księga Mojżeszowa 12:7-8.
A jednak jedno wydarzenie, jedna chwila zadecydowała o tym, że Mojżesz nie dostał od Boga pozwolenia na wejście do Ziemi Obiecanej, do której doprowadził swoich braci. Dziesięciolecia wiernej służby zostały zaprzepaszczone przez jedno nieposłuszeństwo.
I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowy: Weź laskę i zgromadź zbór, ty i Aaron, twój brat. Przemówcie na ich oczach do skały, a ona wypuści z siebie wodę. Wydobędziesz dla nich wodę ze skały i napoisz zbór i ich bydło. Mojżesz wziął laskę sprzed oblicza Pana, jak mu Pan rozkazał. Zgromadzili tedy Mojżesz i Aaron zbór przed skałą. I rzekł do nich: Słuchajcie, przekorni! Czy z tej skały wydobędziemy dla was wodę? I podniósł Mojżesz rękę swoją, i uderzył dwa razy swoją laską o skałę. Wtedy trysnęła obficie woda i napił się zbór oraz ich bydło. I rzekł Pan do Mojżesza i do Aarona: Ponieważ mi nie zaufaliście, aby mnie uwielbić na oczach synów izraelskich, dlatego nie wprowadzicie tego zgromadzenia do ziemi, którą im daję. - 4 Księga Mojżeszowa 20:7-12
W kontekście i tonie wypowiedzi Mojżesza można wyczuć pewne powątpiewanie, do pewnego stopnia identyfikowanie się z buntującym się ludem, podważającym wszechmoc Bożą.
Mojżesz nie przemówił też do skały jak kazał mu zrobić Bóg ale uderzył w nią laską, tak jak postąpił już wcześniej w podobnej sytuacji. Za to, że sprzeniewierzyliście mi się pośród synów izraelskich przy wodach Meriba w Kadesz, na pustyni Syn, za to, że nie uczciliście mnie jako świętego pośród synów izraelskich; tylko z daleka zobaczysz ziemię, lecz tam nie wejdziesz, do ziemi, którą Ja daję synom izraelskim. - oświadczył Bóg w 5. Księdze Mojżeszowej 32:51-52
To ważna lekcja dla wszystkich wierzących. O jej wadze najlepiej świadczy fakt, że wydarzenie z Meriba aż dziewięć razy wspominane jest w Starym Testamencie. Często chrześcijanie uważają, że jakieś „drobne” nieposłuszeństwo w ich życiu zostanie „przykryte” przez lata wiernej służby, że „uleżało się”, przedawniło, może Bóg już o tym zapomniał. Myśląc tak zaprzeczamy samym sobie, kiedy twierdzimy, że Go poznaliśmy.
Wędrówka do Ziemi Obiecanej jest obrazem wędrówki chrześcijanina do Królestwa Niebieskiego. A zatem to, co spotkało Mojżesza jest dla nas poważnym ostrzeżeniem. Tak naprawdę byłby to nawet powód do czarnowidztwa czy wręcz załamania się. Wszak dopuszczamy się bowiem wszyscy wielu uchybieńList Jakuba 3:2 . Na szczęście mamy Jezusa Chrystusa, którego ofiara gwarantuje nam oczyszczenie z wszelkich win, niedociągnięć, błędów, niewierności. Warunkiem jest jednak szczerość przed Bogiem, otwarte uznanie swojej grzeszności, bez udawania, że wszystko jest OK. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości – 1 List Jana 1:9.

Fakt, że Mojżesz został w taki sposób ukarany przez Boga nie był równoznaczny z odrzuceniem go sprzed Bożego oblicza. W Ewangelii Mateusza (17:3) czytamy, że na Górze Przemieniania Jezus spotkał się właśnie z Mojżeszem i Eliaszem, którzy już przebywali u Pana.

8 października 2013

Prośby według Jego woli

Ostatnio ponownie zwróciłem się do Dziejów Apostolskich i na nowo fascynuję się tą niezwykłą księgą, tak odmienną w formie od reszty Słowa Bożego. I po raz kolejny zadziwia mnie opis uzdrowienia człowieka, który nie mógł się samodzielnie poruszać i który żebrał przed bramą świątyni jerozolimskiej. Kiedy zwrócił się o datek do apostołów Jana i Piotra ten, wpatrzywszy się uważnie w niego rzekł: Spójrz na nas. On zaś spojrzał na nich uważnie, spodziewając się, że od nich coś otrzyma. I rzekł Piotr: Srebra i złota nie mam, lecz co mam, to ci daję: W imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, chodź! (Dzieje Apostolskie 3:4–6)
Dwie rzeczy zastanawiają mnie w tym fragmencie, od kiedy czytam Biblię. Po pierwsze ja na miejscu apostołów przeżywałbym zapewne z moją słabą wiarą ogromny stres i lęk kiedy już odważyłbym się wezwać kulawego żebraka „chodź!”. To są przecież nieodwołalne słowa - a co będzie, jeżeli ten człowiek nie wstanie? Kompromitacja i ryzyko wyśmiania przez tłum. To w najlepszym wypadku, a może nawet ukamienowanie! No i ryzyko, że imię Pana nie będzie wychwalone a wręcz przeciwnie…
Na szczęście Piotr i Jan mieli silną wiarę i nie wątpili, że w imieniu Jezusa mogą to uczynić. Ale wydaje mi się, że chodzi też o coś innego (i tu drugi punkt zwracający nieodmiennie moją uwagę). Apostołowie, jak mówi Słowo Boże, wpatrzyli się uważnie w żebraka, którego mieli uzdrowić. Dlaczego? Co chcieli zobaczyć? Czy jego wiarę, która może go uzdrowić? Wierzę, że chcieli zobaczyć także to, czy na pewno to ta osoba, którą wskazał im Duch Święty. Bo nie mam co do tego żadnych wątpliwości, że oni żadnego kroku nie podejmowali tak, jak im się zachciało. Zwłaszcza w Dziejach Apostolskich, tej księdze, której głównym bohaterem jest właśnie Duch Święty, widzimy jak apostołowie każdy swój krok i każde słowo „konsultowali” z Nim. W sprawie uzdrowienia robili to na pewno i szczególnie uważnie.
Kiedy już utwierdzili się w tym, że mają do czynienia z właściwą osobą, kiedy zobaczyli to po uważnym wpatrzeniu się w jego oczy, wtedy już nie musieli się obawiać, że Bóg nie przyzna się do ich słów. Wiedzieli po prostu, że działają zgodnie z Jego wolą i byli pewni, że dlatego On ich wysłucha.
Wierzę, że apostoł Jan, kiedy pisał w swoim liście Taka zaś jest ufność, jaką mamy do niego, iż jeżeli prosimy o coś według jego woli, wysłuchuje nas (1 List Jana 5:14) wspominał gdzieś w głębi serca tamto wydarzenie przy Bramie Pięknej. Ale oczywiście pisał o tym także po to by nas pouczyć. Myślę, że często nie zanosilibyśmy do Boga próśb, gdybyśmy najpierw na kolanach rozpoznawali wolę Bożą.