18 lipca 2017

Demontaż

 
Temat Zbroi Bożej (List do Efezjan 6:10-20) nie przestaje mnie nurtować. Jak to się dzieje, że mimo świadomości konieczności jej ciągłego noszenia i używania na polach duchowych bitew tak często okazuje się nieskuteczna? Czemu mężni rycerze w absolutnie doskonałych (bo Bożych przecież) zbrojach tak często bywają pokonywani w potyczkach?
  Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu i obawiam się, że tajemnica tkwi w zbyt częstym zdejmowaniu zbroi. Gdyby jednak zasugerować jakiemuś walecznemu chrześcijaninowi, że tak postępuje pewnie by się oburzył: Ja zdejmuję zbroję? To po prostu niemożliwe!
  Bądźmy jednak realistami - zbroja uwiera. Przyznam, że ja sam nigdy nie założyłem na siebie żadnej repliki takowego uzbrojenia ale znam trochę relacji znajomych tzw. rycerzy (czyli rekonstruktorów), oglądałem kilka reportaży z rekonstrukcji bitew i filmów historycznych, no i po prostu miałem zbroję w ręku (raczej w rękach, bo w jednej właśnie nie da rady utrzymać). Co tu dużo mówić - jest ciężko. Każdy kto oglądał kiedyś jakiś film, w którym ciężkozbrojne hufce przygotowywały się do bitwy wie, że zbroi nie zakłada się jak dresowej bluzy. To trwa, wymaga pomocy, wsparcia, sporego wysiłku. Zdejmowanie idzie o wiele łatwiej bo to bardziej samodzielna czynność. Co delikatniejsi Boży Mężowie coraz częściej wybierają więc zamiast solidnej zbroi jakieś kolczugi i półpancerzyki. Zbroja wszakże jest - niech ktoś ośmieli się zarzucić! Że nie tak skuteczna? No, trzeba iść na jakieś kompromisy… Myślę, że wszystko to co napisałem powyżej można niemal wprost przenieść na duchową rzeczywistość.
  Ale największym problemem jest moim zdaniem właśnie zdejmowanie zbroi. Kiedy w naszym zborze omawialiśmy poszczególne części wyposażenia Bożego rycerza padły ważne słowa, że po zdjęciu hełmu można stracić głowę. Takich chrześcijan, którzy nagle tracą głowę (dla czegoś, kogoś) nie trzeba wcale szukać ze świecą. A kiedy rycerz straci głowę no to już w zasadzie nie ma o czym mówić a już na pewno nie o walce.
  Demontaż zbroi jest całkiem lekki, łatwy i przyjemny. Nareszcie można odetchnąć pełną piersią a przecież doświadczony rycerz stara się robić to tylko gdzieś na tyłach bitew, a najpierw rozejrzy się jeszcze czy na pewno nic mu nie zagraża.
 Jestem zdecydowanym przeciwnikiem gier komputerowych. Zabierają czas, budzą agresję, ograniczają wrażliwość. Kiedyś jednak zdarzyło mi się kilka razy zagrać w tzw. strzelankę, bardzo realistyczną, sugestywną i angażującą emocjonalnie i wyobrażam sobie jak może czuć się człowiek na polu bitwy. Adrenalina buzuje, serce wali i kiedy próbując ogarnąć to co dzieje się wokół odchodzimy trochę na bok, wokół panuje wreszcie cisza i spokój. Nagle ekran komputera zalewają strugi krwi. Właśnie straciliśmy głowę. W najmniej spodziewanym momencie.
Werset 13 rozdziału 6 Listu do Efezjan w Nowym Przekładzie Dynamicznym brzmi: Z tego powodu załóżcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście - będąc w ciągłej gotowości - mogli w każdej chwili przeciwstawić się wszelkim siłom mroku...

8 lipca 2017

Pusta zbroja

  Jako mały chłopiec odczuwałem silny lęk przed zbrojami rycerskimi, eksponowanymi w muzeach lub w salach starych zamków. Wydawało mi się niemal oczywiste, że w środku musi ktoś być. Chyba nie byłem osamotniony w takich strachach bo twórcy filmów przygodowych i horrorów dość często sięgają właśnie po taki zabieg – zbroja okazuje się żywa, ma w sobie jakiegoś „ducha” albo ukrywającego się w środku rzezimieszka. Wiele lat później, kiedy już jako dorosły człowiek zafascynowałem się kulturą Japonii odkryłem, że tamtejsze zbroje samurajskie są eksponowane w jeszcze bardziej przerażający (pewnie nie dla wszystkich) sposób – pancerz jest umieszczany na niewidocznym dla widza stojaku a całość wygląda jak niewidzialny wojownik siedzący w pełnym rynsztunku bojowym, dodatkowo niekiedy tak eksponowana zbroja jest odpowiednio podświetlona.
  Już ponad dwa miesiące obcuję dzień w dzień z fragmentem listu apostoła Pawła do Efezjan, opisującym Zbroję Bożą, której codzienne zakładanie ten Mąż Boży uważa za niezbędne dla chrześcijanina. Załóżcie całą Zbroję Bożą abyście będąc w ciągłej gotowości mogli w każdej chwili przeciwstawić się wszelkim siłom mroku, gdy was zaatakują w nadchodzących czasach bezbożności. [Efezjan 6:13] Jednak dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zbroja wcale nie musi gwarantować sukcesu w walce. Nietrudno wyobrazić sobie tzw. ofermę kompanijną w pełnym bojowym rynsztunku, naszpikowanym cudami techniki, mającym chronić współczesnego żołnierza na wszelkie możliwe sposoby. Ale czy taka „zbroja” da cokolwiek skoro „w środku” będzie człowiek słaby, wystraszony, niezdolny do podejmowania właściwych decyzji na polu walki?
  Od wielu dni posiłkuję się co dnia Słowem Bożym by właściwie się „uzbrajać” ale czy ja sam, w środku tej zbroi nie jestem takimi „trokami od kaleson”, jak to ostatnio obrazowo powiedział ktoś z kazalnicy, wzywając byśmy byli mężnymi wojownikami dla Jezusa?
  Oczywiście opisywana przez Pawła Zbroja Boża ma duchowy charakter i chodzi tu właśnie o wyposażenie się w pewne duchowe atrybuty. Czy więc można po założeniu tej doskonałej Zbroi – po opasaniu się prawdą, sprawiedliwością, pewnością zbawienia itd. można nadal pozostać słabeuszem, niezdolnym do walki? Obawiam się, że tak i mówię to z własnego doświadczenia. Zbroja jest przecież Boża, – mówiłem sobie nieraz – Pan mi ją przygotował a ja muszę tylko założyć. Takie traktowanie tego niezbędnego wyposażenia jako czegoś „zewnętrznego”, danego po prostu, to ogromny błąd.
  Widzę jak bardzo zmieniło się moje własne nastawienie, kiedy do codziennej lektury 6. rozdziału listu do Efezjan dodałem słowa z Księgi Jozuego, które Bóg skierował do następcy Mojżesza: Tylko bądź mocny i bardzo mężny. Jeszcze raz cię wzywam: Bądź mocny i mężny! Nie bój się i nie zniechęcaj się, bo Pan, twój Bóg, będzie z tobą wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz [Joz 1,7 i 9]
  Mężny rycerz w doskonałej zbroi – to jest to! Nasz przeciwnik nie jest podobny do małego Jareczka, który bał się pustej zbroi.

7 lipca 2017

Zbiorowy krzyż

  Dzisiaj za sprawą niedawnych wydarzeń politycznych zacząłem zastanawiać się nad słowami „my chcemy Boga”. Automatycznie niejako pamięć powraca do pieśni, której przed laty słuchałem często w mojej parafii, kiedy jeszcze do takowej należałem.
  My chcemy Boga - my, czyli kto? Ja i inne osoby śpiewające tę pieśń? Ja i inne osoby tego samego wyznania? A może „my, naród”? Czy mam jakiekolwiek prawo do wypowiadania się na temat pragnień zbiorowości, nieważne jaki krąg ludzi by ona obejmowała? Czy naprawdę znam pragnienia każdego człowieka, będącego jej częścią? Ale to są bardziej rozważania socjologiczne, mnie interesuje przede wszystkim co na ten temat mogę wyczytać w Słowie Bożym.
  Wydaje się, że wypowiedź Piotra, zapisana w Ewangelii Jana (6:67-69) potwierdza sens takiej „zbiorowej” deklaracji: Przez to wielu spośród Jego uczniów zawróciło i przestało z Nim chodzić. Wówczas Jezus zwrócił się do Dwunastu: Czy wy też chcecie odejść? Szymon Piotr odpowiedział: Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. My zaś uwierzyliśmy i jesteśmy pewni, że Ty jesteś Chrystusem, Świętym Bożym. Z kontekstu wiemy, że wcześniej Jezus skierował swoją wypowiedź o swoim Ciele jako Chlebie Życia do szerszego zgromadzenia, później do dwunastu uczniów. Piotr (jak zwykle wyrywny) podjął tę liczbę mnogą zastosowaną przez Pana i uznał, że może wypowiedzieć się w imieniu wszystkich apostołów. Ale już poniewczasie okazało się, że ta jego deklaracja nie do końca pokrywała się z prawdą, bo przecież nie utożsamiał się z nią Judasz. Tak to już bywa, kiedy wypowiadamy się za innych…
  Następnie Jezus zwrócił się do swoich uczniów: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie, weźmie swój krzyż i naśladuje Mnie. Kto bowiem pragnie swoją duszę ocalić, utraci ją, a kto utraci swoją duszę ze względu na Mnie — ocali ją. Bo cóż za korzyść odniósł człowiek, który zdobył cały świat, jeśli utracił własną duszę? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Gdyż Syn Człowieczy przyjdzie w chwale swojego Ojca, ze swoimi aniołami. Wtedy odpłaci każdemu według jego czynów. Jezus w Ewangelii Mateusza (16:24-27) kieruje te bardzo ważne słowa o istocie bycia chrześcijaninem nie do jakiejś nieokreślonej zbiorowości (choć przemawiał do wielu uczniów) ale do każdego człowieka pojedynczo: „jeśli ktoś”, niech się wyrzeknie”, „co da człowiek”, „odpłaci każdemu”. Zapewniam was też: do każdego, kto Mnie wyzna wobec ludzi, Syn Człowieczy przyzna się wobec aniołów Bożych. [Ewangelia Łukasza 12:8] Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. [List do Rzymian 10:9]
Nie ma kolektywnego zbawienia, zbiorowego oddawania swojego JA na krzyż. Właśnie – JA, nie MY.
  „My chcemy Boga w rodzin kole, w troskach rodziców, w dziatek snach. My chcemy Boga […] w godzinach wytchnień w pracy dniach.” - wciąż kołaczą mi się w głowie słowa wspomnianej na początku tekstu pieśni. No OK, jak chcecie to o co chodzi? - można by kolokwialnie i nieco złośliwie ripostować. Ale to prawda, każdy narodzony na nowo chrześcijanin wie, że zaspokojenie tego pragnienia Boga jest najprostszą rzeczą: że go znajdziemy, pewne jest jak zorza poranna, i przyjdzie do nas jak deszcz, jak późny deszcz, który zrasza ziemię! [Księga Ozeasza 6:3]; Znajdziecie Mnie, gdy będziecie Mnie szukać. Tak! Gdy będziecie Mnie szukać całym swoim sercem, pozwolę wam się znaleźć — oświadcza PAN. [Księga Jeremiasz 29:13-14]
  Całym sercem! Dziś dziękuję Bogu z całego serca, że On dał mi się znaleźć, kiedy Go przed laty rozpaczliwie szukałem. 
  Nie potrzeba do tego śpiewać pieśni „w uroczystym zgromadzeniu”. 

1 lipca 2017

Światło w ciemności

  Wczoraj na spotkaniu modlitewnym rozmawialiśmy o Bożej opiece nad swoimi dziećmi. Wspominaliśmy jak kilka lat temu szalejące w całej okolicy burze i wichury omijały górską miejscowość, w której nasz zbór zorganizował letni wypoczynek, dzieliliśmy się świadectwami tego typu osobistych doświadczeń.
  Bóg tak właśnie działa - On nie zmienia się, nie słabnie Jego cudowna opieka nad Jego ludem. Tyś, Panie, na początku ugruntował ziemię, i niebiosa są dziełem rąk twoich; one przeminą, ale Ty zostajesz; i wszystkie jako szata zestarzeją się, i jako płaszcz je zwiniesz, jako odzienie, i przemienione zostaną; ale tyś zawsze ten sam i nie skończą się lata twoje. [List do Hebrajczyków 1:10-12, przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny].
  Kiedy Bóg wyprowadzał swój lud z Egiptu mieliśmy do czynienia po raz pierwszy z takim zjawiskiem. Mimo wielu tzw. plag egipskich faraon wciąż był niewzruszony. PAN jednak zatwardził serce faraona, dlatego i tym razem nie wypuścił synów Izraela. W związku z tym PAN wezwał Mojżesza: Unieś swą rękę ku niebu! Niech nad ziemią egipską nastanie ciemność tak gęsta, że niemal dotykalna! Mojżesz uniósł więc rękę ku niebu — i nastał gęsty mrok! Spowijał Egipt przez trzy dni. Nikt nikogo nie widział i przez trzy dni nikt nie ruszał się z miejsca. Tylko synowie Izraela mieli światło w swoich siedzibach. [2 Księga Mojżeszowa 10:20-23, przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny] Trudno nie odnieść tej historii do kwestii duchowych. Tak jak przed tysiącleciami tak i dzisiaj ludzie żyją w duchowej ciemności. Gdzieś między nimi są jednak uczniowie Jezusa i oni mają światłość.
  Kiedyś wprawdzie byliście ciemnością, teraz jednak — światłem w Panu. Poczynajcie więc sobie jako dzieci światła. [List apostoła Pawła do Efezjan 5:8, przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny]. Nie możemy jednak poprzestawać na radości z tego, że mamy to Światło, że Pan raczył zmiłować się nad nami i oświecić nas. Mamy dzielić się tym Światłem z innymi - Wszystko czyńcie bez narzekania i sprzeciwu, by nic wam nie można było zarzucić i abyście byli bez skazy, jako nienaganne dzieci Boże wśród narodu zepsutego i przewrotnego. Bądźcie dla nich światłem jak gwiazdy na niebie. [List apostoła Pawła do Filipian 2:14-15, przekład Biblia Paulistów]