25 lutego 2017

Dzień wielkiego święta

Wczoraj wręcz powalił mnie werset z Księgi Sofoniasza: Pan i Bóg twój jest u ciebie, On, Mocarz, co ci ocalenie niesie. On sam cieszy się i raduje tobą, i znów odnawia swą miłość ku tobie. Z powodu ciebie cieszy się i raduje, tak jak ktoś cieszy się w dzień wielkiego święta. [Księga Sofoniasza 3:17] Jak to w ogóle możliwe, jak po trzykroć Święty, dokonały Bóg może radować się mną, nędznym, grzesznym człowiekiem, zawodzącym Go co chwilę… Jak Bóg może cieszyć się ze mnie? Co tu jest w ogóle do cieszenia się? - po prostu nie rozumiem!
Tak, nie rozumiem – to chyba jedyne słowa, którymi mogę to skomentować. To Słowo niesie w sobie jednak tyle nadziei i radości, że… no po prostu brak słów.
Od wczoraj rozmyślam nad tym. Czy Bóg cieszy się ze mnie dlatego, że jestem taki albo inny, że „bierze w nawias” wszystkie moje grzechy i patrzy na jakieś dobre rzeczy we mnie (?!) - może one Go cieszą? Może cieszy się, że Mu służę, że modlę się albo czytam Jego Słowo?
No przecież nie, wszystko to nic nie warte przecież przed Nim. Więc o co chodzi?
Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem - moim jesteś! Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień nie spłoniesz, a płomień nie spali cię. Bo Ja, Pan, jestem twoim Bogiem, Ja, Święty Izraelski, twoim wybawicielem; daję Egipt na okup za ciebie, Etiopię i Sabę zamiast ciebie. Dlatego że jesteś w moich oczach drogi, cenny i Ja cię miłuję, więc daję ludzi za ciebie i narody za twoje życie. Nie bój się, bo Ja jestem z tobą. Ze Wschodu przywiodę twoje potomstwo i z Zachodu zgromadzę cię. Do Północy powiem: Wydaj! A do Południa: Nie zatrzymuj! Przyprowadź moich synów z daleka i moje córki z krańców ziemi! Wszystkich, którzy są nazwani moim imieniem i których ku swojej chwale stworzyłem, których ukształtowałem i uczyniłem. [Księga Izajasza 43:1-7]
Kto może być cenny w Bożych oczach? Izajasz chyba nam coś rozjaśnia – cenny jest ten, kto jest przez Pana wybrany, wykupiony, wywołany z najdalszych krańców ziemi, ten, kto ma prawo nosić Jego imię. Imię Syna. Chrystusowiec, chrześcijanin.
To nie żadne moje cechy ani zasługi powodują zatem, że Bóg się raduje ze mnie. To obraz Chrystusa we mnie, bo przecież On kocha Swego Syna i Nim się raduje.
Zapewnienie z Księgi Sofoniasza nie może być źródłem mojego świetnego samopoczucia (choć niewątpliwie pokrzepia), powinno być raczej zobowiązaniem by obraz Chrystusa we mnie był widoczny dla Boga ale także dla innych. 

23 lutego 2017

Lekcja Abrahama

Autor listu do Hebrajczyków poświęca Abrahamowi aż pięć wersetów w długiej liście bohaterów wiary i o czymś to świadczy. Człowiek, który o Bogu wiedział tylko tyle ile przekazali mu jego przodkowie, w których żywe było świadectwo pradziada Noego, usłyszawszy głos Pana nie pomylił go z żadnym innym. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. [List do Hebrajczyków 11:8] Siedemdziesięciopięcioletni starzec został wezwany by porzucić swoich krewnych i dom swego ojca (cóż to oznaczało w tamtej kulturze!) i udać się w niewiadomym kierunku. Cóż mógł wiedzieć o Jedynym Bogu?! A jednak okazał Mu absolutne posłuszeństwo.
Abraham zawstydza mnie, posiadającego nieograniczony dostęp do dziesiątek przekładów Słowa Bożego, słuchającego przynajmniej dwa razy w tygodniu budujących i napominających kazań, znającego tak wiele świadectw działania żywego Boga w mężach i niewiastach Bożych wszystkich czasów, w moich braciach i siostrach, ba – dysponującego tyloma świadectwami cudownego Bożego objawiania się we własnym życiu! I co? I prawie nic, a najczęściej po prostu nic!
Zadaję sobie czasami pytanie kim byłbym w czasach Abrahama. Wolę nie myśleć jakbym się zachował gdyby to do mnie wtedy przemówił Bóg, o którym nic nie wiedziałem i niewiele słyszałem. Najprawdopodobniej bym ten głos zignorował, zwłaszcza gdyby żądał ode mnie tyle co od Abrahama.
A czego dzisiaj żąda ode mnie Bóg? W zasadzie Jego wezwanie nie zmieniło się. Ja także mam zostawić świat, w którym żyłem do tej pory, także często moich krewnych według ciała. I też mam udać się w kierunku, który wskaże mi Bóg. Ale różnica jest jednak ogromna – ten kierunek nie jest nieznany. Bóg dał mi Swoje Słowo i Swojego Syna żebym bardzo precyzyjnie mógł obrać azymut wędrówki i dobrze wiedział gdzie się udaję i po co.
Różnica pomiędzy punktem wyjścia Abrahama (wówczas jeszcze Abrama) a nami, wywołanymi z tego świata (Kościołem) jest zatem tak naprawdę ogromna. Widząc to ponownie dziękuję Panu za łaskę, którą mi okazał. Pytanie jak z tego dobrodziejstwa korzystam. Jak korzystam z lekcji Abrahama.

21 lutego 2017

Zachwycenie

Coraz częściej myślę, że trudno nie zachwycać się Słowem Bożym, chociażby tak niesamowitymi fragmentami, jak rozdział DziejówApostolskich, o którym pisałem wczoraj. Ale tak naprawdę zachwycamy się (nie mówię oczywiście o tych, którzy nie zostali pociągnięci przez Pana i nie uwierzyli) przecież nie Słowem a samym Bogiem, który w Nim się objawia. Zachwycić się Bogiem… - czy dla wierzącego człowieka, napełnionego Duchem Świętym jest w ogóle inna opcja?
To chyba ważne pytanie. Jeżeli nie zachwycamy się Nim teraz to czego w ogóle oczekujemy w przyszłości? Jeżeli nie widzimy Bożej cudowności na co dzień tutaj to jak chcemy z Nią obcować na co dzień TAM?
Jest w Biblii taki wspaniały zwrot – popaść zachwycenie. W zachwycenie popadał Samuel, siepacze Saula (!), których opanował Duch i nie mogli wykonać zbrodniczych rozkazów, Dawid a w Nowym Testamencie Piotr, Paweł, Jan. Apostołowie relacjonowali to wprost: popadłem w zachwycenie. Ale niemal każdy przekład Biblii oddaje to inaczej: doznałem zachwycenia, ogarnął mnie Duch, pojawiłem się w Duchu, znalazłem się w Duchu, znalazłem się w zachwyceniu Ducha, zstąpił na mnie Duch Pana, opanował mnie Duch Pana, tknął mnie Duch Wiekuistego. Warto to porównywać, bo wtedy dobrze widać związek tego zachwycenia z Duchem Świętym. W obecności Bożej, w obecności Ducha Świętego nie można wszak pozostać bez zachwytu.
Ale jeżeli tak to co z nami, ludźmi określającymi siebie jako chrześcijan, ochrzczonych Duchem Świętym? Jeżeli naprawdę zamieszkuje w nas Duch to czy możemy żyć w stanie… dalekim od zachwytu, zachwycenia Panem? Jak to jest z tą Bożą obecnością w nas, kiedy zamiast zachwycać się Nim i cudem Jego obecności marudzimy, narzekamy, zwieszamy nosy na kwintę (no, żeby tylko). Może czas sprawdzić jak to jest z moim zachwyceniem? Czy łatwiej popadam w zachwycenie czy w rozpacz? I co z tego wynika…

20 lutego 2017

To się dopiero działo!

Kiedy po raz pierwszy czytałem 10. rozdział Dziejów Apostolskich musiałem kilkakrotnie wracać do początku historii i sprawdzać, czy dobrze przeczytałem, czy czegoś nie przeoczyłem, nie zlekceważyłem.
To niesamowita historia, zadziwiająca mnie za każdym razem. Zaczyna się od momentu gdy anioł objawił się Korneliuszowi i nakazał mu sprowadzenie Piotra z Joppy. Anioł znika bez słowa dodatkowych instrukcji ale Korneliusz wypełnia pilnie jego rozkaz. Teraz nagle przenosimy się do Joppy, do domu, w którym przebywa Piotr. Towarzyszymy mu w wizji, której doświadczył, możemy wręcz utożsamić się z jego zakłopotaniem i zdezorientowaniem co do znaczenia objawienia. Ale oto posłańcy Korneliusza właśnie odnajdują Piotra a do niego przemawia Duch Święty, nakazując pójść z nimi. Zagadek coraz więcej, ani jednego wyjaśnienia, ani jednej wskazówki co do sensu wydarzeń, które nabierają tempa.
Proponuję – spróbujmy przeczytać tę opowieść jak sensacyjne opowiadanie. Czy zagadka wyjaśni się już następnego dnia, kiedy po całodziennej podróży w upale i kurzu Piotr wraz z kompanami dotrze do domu Korneliusza? Co się stanie? Może Piotr zdradzi to po drodze, przecież na pewno już wie…
Ale okazuje się, że Piotr nie wiedział, podobnie jak Korneliusz ani nikt inny. I to jest dopiero sensacja! Wszystko przyspiesza jeszcze bardziej w momencie zmierzania do finału jak w rasowej powieści sensacyjnej. Piotr i Korneliusz spotykają się. Zapytuję więc, w jakiej sprawie posłaliście po mnie? – mówi Piotr (10:29). Korneliusz opowiada o swoim spotkaniu z aniołem i kończy: Dlatego natychmiast posłałem po ciebie, a ty wspaniale postąpiłeś, że przyszedłeś. Teraz my wszyscy zebraliśmy się przed Bogiem, aby wysłuchać wszystkiego, co zostało ci zlecone przez Pana. (10:34) Zaraz, zaraz, czy ktoś wie o co tutaj chodzi i czy jest choć jedna osoba, która wie po co się w ogóle tutaj pojawiła?? Jakoś na to nie wygląda…
I nagle: Piotr otworzył zatem usta i przemówił: Naprawdę, zaczynam rozumieć… Hurra! Piotr oczywiście zaczął rozumieć, że Ewangelia ma być skierowana nie tylko do Żydów ale i do pogan, zrozumiał w jednej chwili misterny plan Ducha Świętego, który nie tylko doprowadził do tego niezwykłego spotkania, ale zrozumiał także całkowicie sens wizji, jakiej doznał w Jopie. Celem spotkania było oczywiście głoszenie Ewangelii, w tym przypadku poganom i ochrzczenie ich Duchem Świętym, wydarzenie niezwykłe, precedensowe.
Uff… Ale czy wszystko to musiało być tak skomplikowane? No dobrze - a czy tak skomplikowany musiał być cały Boży plan zbawienia, narodziny Jezusa w Betlejem, trzyletnia niełatwa służba w Galilei i okolicach, zdrada i haniebna śmierć na krzyżu? Czy tak skomplikowane musiały być dzieje nawrócenia tak wielu z nas? Czy wreszcie tak skomplikowane i niezrozumiałe w większości aż do finału musiały być różnorodne wydarzenia w życiu tak wielu Bożych dzieci, w naszych osobistych życiorysach? Ja sam tyle razy zadziwiałem się tym czego Bóg dokonywał w moim życiu i wciąż zadziwiam tym co dokonuje i obietnicami tego co jeszcze dokona.
Finał był (jest, będzie) tak wspaniały i imponujący. Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje - mówi Pan. Lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze. (Księga Izajasza 55:8)
Dzisiaj namawiam do smakowania tych ekscytujących Bożych scenariuszy, oglądania z każdej strony tych kunsztownych Bożych dzieł trwających w czasie i przestrzeni, do radowania się nimi i chwalenia Stwórcy. To się dopiero działo, to się dopiero będzie działo!