29 grudnia 2017

Dialog z Bogiem

  Księga Jonasza wciąż zajmuje moje myśli. Zapomniałem już jak jest niewielka, zajmuje w Biblii niewiele ponad jedną kartkę. To aż nie do wiary, że w tak krótkim tekście znalazła się tak niesamowita fabuła, emocje, tyle prawdy o naturze Stwórcy!
  Ostatnio przeczytałem tę księgę kilka razy, za każdym starając się zwracać uwagę na coś innego. Sporo odkryłem, ale dla mnie prawdziwą rewelację był fakt, że jest ona tak naprawdę jednym wielkim dialogiem pomiędzy Jonaszem a Bogiem. Kiedy na tablecie pokolorowałem sobie „kwestie” obu rozmówców nagle okazało się, że cała księga jest naprzemiennie zielono-czerwona (takie kolory akurat wybrałem). I Jonasz i Bóg nie zawsze przemawiają dosłownie, werbalnie. Przecież każdy czyn jest także naszą wypowiedzią, ekspresją i często mówi więcej niż słowa. Przecież Jonasz nic nie powiedział gdy wstał, ale po to, by uciec do Tarszisz i znaleźć się jak najdalej od PANA. Wyruszył w drogę do Jafy. Tam znalazł okręt płynący do Tarszisz. Zapłacił za podróż, wszedł na pokład i popłynął z załogą do Tarszisz, możliwie jak najdalej od PANA. (Księga Jonasza 1,3) Podobnie Pan nie wyrzekł słowa (choć wiemy ze Słowa Bożego, że On wypowiada Słowa i dzieje się) gdy zesłał na morze potężny wiatr. Zerwał się gwałtowny sztorm. Okrętowi groziło rozbicie. (1,4)
  Radzę zrobić podobny zabieg (choćby przy użyciu ołówka). Wtedy okaże się, że wszystkie te niesamowite rzeczy poczynając od wielkiej burzy na morzu poprzez połknięcie przez wielką rybę, ocalenie Jonasza, nawrócenie mieszkańców Niniwy po krzew rycynowy i robaczka, który przyczynił się do jego uschnięcia - nie wydarzyłyby się gdyby Jonasz nie nawiązał i nie prowadził dialogu z Bogiem. Dialogu niełatwego i mającego czasem wręcz znamiona kłótni, ale jednak!
  Widzę, jak często Biblia mówi o mężach Bożych, którzy wcale nie byli tak poprawni, potulni i grzeczni w relacjach ze Stwórcą. Izajasz chciał umrzeć z rozpaczy, mimo, że Bóg był z nim i objawiał swoją obecność, Jeremiasza ogarniał smutek i przerażenie (jak tak można!), Job robił Bogu wyrzuty a Jakub?... No wstyd powiedzieć, Jakub walczył z aniołem Pana! No nie… Ale przecież właśnie po tym „wybryku” otrzymał nowe imię - Izrael. Wszyscy oni utrzymywali żywą, autentyczną  relację, dialog z Bogiem.
  Nasza „religijna” natura tak często każe nam „wygładzać” naszą postawę przed Bogiem, czesać i przycinać niesforne myśli. Ale ze Słowa Bożego widzę, że On pragnie naszej autentyczności. Wystarczy sięgnąć do psalmów - ile w nich czasami żalu, skarg, otwartego mówienia o swoich pragnieniach, złości na innych! Przyznam, że dla mnie kiedyś wręcz wstrząsem było przeczytanie słów psalmisty: Jestem osłabiony i bardzo załamany, zawodzę z powodu trwogi mego serca. (…) Moje serce trzepocze, opuściła mnie siła, a światło moich oczu znikło. - (Psalm 38, 8-9; Uwspółcześniona Biblia Gdańska) Czy to jest postawa wierzącego człowieka, pokładającego w Bogu całą swoją ufność? Czy taki człowiek może być „bardzo załamany” mimo świadomości Bożego błogosławieństwa? Ogarnęła mnie słabość, wielkie przygnębienie (przekład Ewangelicznego Instytutu Biblijnego); zemdlałem, i startym jest bardzo, ryczę dla trwogi serca mego (Biblia Gdańska); jestem osłabiony i bardzo przygnębiony (Biblia Warszawska). No ładne świadectwo…
  Dziś wiem, że Bóg pragnie żywej, autentycznej relacji ze Swoim dzieckiem. On wie o nas wszystko, przenika nas całkowicie i nie ukryjemy przed Nim żadnych naszych niepoprawnych myśli. Trzeba Mu o nich powiedzieć i ewentualnie prosić by wyprostował to, co krzywi się w nas. W tym samym psalmie 38. czytamy: Panie, przed tobą są wszystkie moje pragnienia i moje wzdychanie nie jest przed tobą ukryte. (UBG); Wiem, mój Boże, że Ty doświadczasz serca i kochasz szczerość (1 Księga Kronik 29,17).
  Jestem bogatszy o tę prawdę – jeśli nie rozmawiam szczerze z Bogiem, nie utrzymuję cały czas tej relacji to zamykam sobie szansę na to, że w moim życiu BĘDZIE SIĘ DZIAŁO.

Cytaty z Biblii pochodzą z tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, chyba że zaznaczono inaczej.

6 grudnia 2017

Ucieczka z Niniwy

  Ostatnio czytam księgi prorockie. Księga Jonasza i jego historia jest chyba jedną z najlepiej znanych spośród Starego Testamentu, uczą się jej już dzieci na szkółce niedzielnej. I dlatego pewnie tak rzadko do niej zaglądamy, uznając, że tę krótką księgę znamy już prawie na pamięć. Przyznaję, że o mało co ja też tak ostatnio nie zrobiłem i zobaczyłem później jak bardzo się myliłem, jak wiele rzeczy nie dostrzegałem do tej pory.
  Ale chcę zwrócić uwagę na coś innego. Po Księdze Jonasza następuje w Biblii Księga Micheasza a następnie Nahuma. I właśnie wymowa ksiąg Jonasza i Nahuma a także czas ich powstania skłoniły mnie do refleksji. Jonasz został posłany przez Boga by ostrzec mieszkańców Niniwy przed sądem, nadchodzącym na grzeszne miasto. Jak może pamiętamy Jonasz nie kwapił się by iść do okrutnych najeźdźców z posłaniem by ratowali się i pokutowali. W jego opinii zasłużyli sobie w pełni na wszystko co najgorsze. Dlatego uciekał przed Bogiem, nie chcąc wypełnić swojej misji. Jonasz przyznaje: dlatego właśnie za pierwszym razem postanowiłem uciec do Tarszisz. Wiedziałem, że Ty jesteś Bogiem łaskawym i miłosiernym, powściągliwym w gniewie, hojnym w łasce i okazującym litość w nieszczęściu. [Jonasza 4,2] Ostatecznie po wielu perypetiach (m.in. znana historia z wielką rybą) wszystko poszło zgodnie z Bożym planem. Niniwa przyjęła ostrzeżenie, pokutowała a Pan odwrócił swój gniew.
  Ale już kilkanaście stron dalej ze zdziwieniem odnajdujemy proroctwo Nahuma o zniszczeniu Niniwy. Co się stało w ciągu stu lat, dzielących powstanie obu ksiąg? Najprawdopodobniej pokuta niniwczyków, spowodowana wezwaniem Jonasza wcale nie była tak gruntowna i szczera. Zapewne Jonasz był w swoich ostrzeżeniach bardzo sugestywny i biedacy się nieźle wystraszyli. W dodatku pamiętajmy, że do zbiorowej pokuty miasta mocno przyłożył się król, którego autentycznie chyba przekonał prorok. Król rozkazał post i pokutowanie we włosiennicach, co miało obejmować nawet zwierzęta (!). Rozkaz to rozkaz, nie było żartów. Zwłaszcza w Asyrii.
  Czy z nami nie jest często podobnie? Pod wpływem jakiegoś płomiennego kazania „nawracamy się”, postanawiamy porzucić grzech, zmienić swoje życie. Ale już za kilkanaście albo i kilka miesięcy niewiele z tego zostaje. Albo gdy jesteśmy już naprawdę, szczerze nawróceni do Pana postanawiamy zrobić porządek z jakimiś grzechami, ciągle wracającymi w naszym życiu. Ale po jakimś czasie nasz radykalizm się sypie, zbroja Boża odpada z nas element po elemencie.
  Dla Niniwy nie było już ratunku (także umiejscowione w Starym Testamencie dwie księgi dalej proroctwo Sofoniasza zapowiada zburzenie tego potężnego miasta). Bóg, choć litościwy i pełen miłości okazał także swój gniew wobec grzechu. Któż się ostoi wobec Jego wzburzenia? I kto wytrzyma przypływ Jego gniewu? Jego gwałtowność rozlana jak ogień i skały przed Nim rozbite.  Dobry jest PAN — jest schronieniem w dniu niedoli, troszczy się o tych, którzy szukają w Nim ratunku. Nadciągającą powodzią, zagładą zniszczy jej miejsce, a swoich wrogów będzie ścigał ciemnością. Co zamyślacie względem PANA? On przygotowuje zagładę — nie trzeba będzie jej powtarzać po raz drugi! [Nahuma 1,6-9] Obrazy, roztaczane przez Nahuma są bardzo sugestywne i złowieszcze. Niemal czuć zgiełk bitewny, jęki zabijanych, trwogę i zbliżającą się nieuchronnie śmierć. Oto opuszczenie, splądrowanie i zniszczenie – zrozpaczone serca, drżące kolana, kurcz we wszystkich biodrach i policzki wszystkich pobladłe. [Nahuma 2,11; Nowa Biblia Gdańska] Wszystko to wypełniło się w 612 roku przed Chrystusem, gdy połączone siły Nabopolassara, króla Babilonu, oraz Meda Kyaksaresa otoczyły i zdobyły Niniwę.
  Dla Niniwy nie było ratunku, Bóg widział, że są chwiejni i niestali w swej pokucie. Dla nas, którzy położyliśmy całą nadzieję w Jezusie i Jego ofierze położonej za nas, ratunek jest pewny i niezmienny. To Jezus poniósł już karę, która była przeznaczona dla nas. Choć często postępujemy jak niniwczycy, jesteśmy słabi, niekonsekwentni i po prostu grzeszni możemy być pewni Łaski i tego, że Boży gniew nie jest przeznaczony już dla nas. Teraz zatem nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie. [List apostoła Pawła do Rzymian 8,1]; Uroczyście zapewniam was: Kto jest posłuszny mojej nauce i kto wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie będzie sądzony, lecz przeszedł ze śmierci do życia. [Ewangelia Jana 5,24] Dziękuję Bogu, że dał mi możliwość ucieczki ze świata Niniwy, przeznaczonego na sąd.

Cytaty z Biblii pochodzą z tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, chyba że zaznaczono inaczej

17 listopada 2017

Pasjonaci i sprzedawcy

  Zdecydowałem, że mój dwudziestoletni rower wystarczająco się już wysłużył. Jazda zardzewiałym wehikułem ważącym ok. 20 kg, bez tylnego hamulca i każdorazowo z zestawem części naprawczych w torbie (nigdy nie było wiadomo kiedy się posypie) przestała definitywnie sprawiać mi frajdę i postanowiłem poszukać nowego sprzętu. „Tylko nie kupuj w żadnych marketach tylko w specjalistycznych sklepach rowerowych, tam gdzie się na tym znają” - słyszałem co chwila rady zaprzyjaźnionych fanów dwóch kółek.
  Jako laik w temacie postanowiłem ich posłuchać. W pierwszym takim sklepie, który odwiedziłem, sprzedawca zachwalał mi firmę, która nawet we mnie nie budziła zaufania, a która na internetowych forach rowerowych, jak zauważyłem, budzi powszechną wesołość. Jak się też okazało ku mojemu zdziwieniu nawet ja byłem od niego lepiej zorientowany w paru kwestiach technicznych. Niestety kolejni odwiedzani „specjaliści” byli jeszcze gorsi. Po tym, jak kolejny odwiedzany ekspert kazał mi się po prostu rozejrzeć po sklepie a jedyne o czym mówił z prawdziwym znawstwem to była bogata oferta usług ratalnych, postanowiłem zdać się na samodzielne zdobywanie wiedzy i samemu podjąć decyzję na podstawie opisów i opinii znalezionych w internecie.
  Przepraszam za ten przydługi wstęp „cyklistyczny”. Moje peregrynacje po sklepach rowerowych wzbudziły jednak we mnie refleksje natury duchowej. Ludzie szukający Boga, pragnący dowiedzieć się o Nim czegoś więcej, szukający porad i drogowskazów w swoim duchowym życiu zwracają się do tych, w których widzą „ekspertów”, którzy noszą wspaniałe imię Chrystusa. To przecież oni powinni wiedzieć najwięcej o Bogu, oni powinni znać kierunek, autorytatywnie doradzić jaki „sprzęt” wybrać by bezbłędnie dotrzeć do Celu. Powinni…
  Dlaczego moje doświadczenia ze specjalistycznych sklepów wypadły tak fatalnie? Początkowo mocno i bezskutecznie się nad tym zastanawiałem. W końcu zrozumiałem, że rozmawiałem z zatrudnionymi tam całkiem przypadkowymi SPRZEDAWCAMI, nie z prawdziwymi PASJONATAMI roweru. Niestety nasze zbory wyglądają często podobnie, sporo tam ludzi, których pasją wcale nie jest Jezus. Potrafią po nabożeństwie z wypiekami na twarzach dyskutować o samochodach albo np. o technikach obróbki drewna (!). Kiedy spytać ich o Jezusa są jakby zażenowani i niewiele mają do powiedzenia.
  Pewien znajomy młody człowiek, nawracający się do Jezusa i rozpaczliwie poszukujący duchowych rad w zborze, do którego dopiero co zaczął chodzić, opowiadał mi, że każdy brat, do którego się zwracał opowiadał mu co innego i kierował go w inną stronę. Początkowo brał to wszystko za dobrą monetę ale po pewnych czasie stwierdził, że to nie ma sensu. Dzisiaj widzę duchowe rozchwianie w tym człowieku i nie wiem co będzie z nim dalej. Obawiam się, że stracił już wiarę w czyjekolwiek duchowe kierownictwo a żywej relacji z Bogiem jeszcze nie znalazł. Trafił na SPRZEDAWCÓW swoich wersji Ewangelii, nie udało mu się znaleźć prawdziwego eksperta i PASJONATA Jezusa Chrystusa.
 W swoich rowerowych peregrynacjach w końcu znalazłem mały, niepozorny sklepik. Jego właściciel już po kilku zdaniach dobrze wiedział czego szukam. Zainteresował się, doradził, zaproponował konkretne modele i konfiguracje. Widać było, że to było jego życie. Poczułem się bezpiecznie, bo zrozumiałem, że mogę do tego człowieka mieć zaufanie, że jest pasjonatem i fachowcem, że rowery to jego życie.
  Gdyż życiem jest dla mnie Chrystus - pisał apostoł Paweł w Liście do Filipian (1,21). Żyję już nie ja — żyje we mnie Chrystus [List do Galacjan 2,20]. Czy możemy to powtórzyć za Pawłem, czy naprawdę On jest naszym życiem, On żyje w nas, pragnienie Jego chwały kieruje naszymi wszystkimi poczynaniami? Czy jesteśmy pasjonatami? Jeżeli tak, to ludzie w nas to zobaczą, wezmą to od nas. W ostatnim, najbardziej uroczystym dniu świąt, Jezus wstał i zawołał z mocą: Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije, wierząc we Mnie. Jak mówi Pismo: Z jego wnętrza popłyną strumienie wody dającej życie [Ewangelia Jana 7,37-38]. Czy te strumienie płyną ze mnie? Czy mogą ożywiać spragnionych?
  Ponad pięć lat temu obserwując kibiców w czasie Mistrzostw Europy Euro 2012 w Gdańsku widziałem w nich tyle pasji i życia, że mnie to zawstydzało jako chrześcijanina. Czy piłka kopana przez 22 facetów godna jest aż takich emocji i zaangażowania? A Jezus, Syn Boży, Alfa i Omega, Początek i Koniec, Wierny i Prawdziwy, Wszechmogący, Wiekuisty? Któż jest godny większej pasji, większego oddania? Jak to więc jest, że tak mało widzę tego dookoła?

25 października 2017

Każdy ma swoją Wittenbergę

  Mamy okrągłą rocznicę. 500 lat temu coś ważnego wydarzyło się w Wittenberdze. Niewątpliwie. Jak to jednak jest, że ja za bardzo tego nie czuję? Nie czuję by to wydarzenie miało jakiś ogromny wpływ na moje życie a z rozmów z braćmi i siostrami w Chrystusie wnioskuję, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. Może dlatego, że dla mnie nieporównywalnie ważniejsze jest to, co wydarzyło się w moim życiu ponad dziesięć lat temu, kiedy to ja sam sformułowałem swoje osobiste tezy, dotyczące wierności czystej Ewangelii i poddania się samemu Chrystusowi.
  Nieocenioną zdobyczą i dziedzictwem Reformacji stało się z pewnością upowszechnienie Słowa Bożego poprzez przetłumaczenie go na języki narodowe. Ewangelia zamknięta w biskupich pałacach i klasztornych murach trafiła pod strzechy i wywołała eksplozję, której nic nie mogło już powstrzymać. Bo taką siłę ma Ewangelia. To dzięki wydarzeniom sprzed pięciuset lat dzisiaj na moim stole może leżeć Biblia, kilka jej przekładów może stać na półce z książkami a dziesiątki innych czekać w komputerze i smartfonie.
  Jeżeli Reformację rozumieć jako swego rodzaju opamiętanie i uznanie konieczności powrotu do biblijnych prawd Ewangelii, do czystej nauki Jezusa Chrystusa - to tak naprawdę każda osoba narodzona na nowo taką osobistą reformację przeżyła. Kilkadziesiąt lat temu pewna znana postać historyczna sformułowała tezę, że „każdy ma swoje Westerplatte”. Moim zdaniem każdy ma też swoją Wittenbergę, a przynajmniej powinien ją mieć.
  Na co dzień uciekamy od problematyki niebiblijnych nauk głoszonych przez Kościół Katolicki. Zadaniem chrześcijanina, nałożonym na niego przez samego Jezusa jest głoszenie Ewangelii a nie obnażanie błędów innych. Ale prawda jest taka, że także do tego wzywa nas Słowo Boże, szczególnie w listach apostolskich. Temat Reformacji wywołuje tę kwestię w sposób oczywisty, bo jej sednem było przeciwstawienie się tym błędom i powrót do Ewangelii.
  Polska jest zdominowana przez katolicyzm, większość ludzi nawracających się do żywego Boga ma za sobą dzieciństwo, młodość a czasami nawet długie lata spędzone w tym kościele. Wszyscy tak nawróceni mamy świadomość z czego Jezus nas wyrwał i trudno nam nie boleć nad tymi, którzy wciąż tkwią w niebiblijnych naukach i praktykach, dalecy od Boga. Uczniowie Chrystusa nie mogą lekceważyć tego nakazu apostolskiego: Sami z kolei okazujcie miłosierdzie wątpiącym. Ratujcie innych, wyrywając ich z ognia. [List Judy 1:22-23]; Ratujcie biednych i żyjących w nędzy — wyrywajcie ich z ręki bezbożnych! Lecz oni nic nie wiedzą ani nie pojmują, błądzą niczym w ciemności [Psalm 82:4-5] Biedny, żyjący w duchowej nędzy i zgubiony- sam taki byłem…
  Dzisiejsi przeciwnicy Reformacji starają się wmówić tym, którzy przyjęli Ewangelię i postanowili tym samym postawić się poza Kościołem Katolickim, że zrobili to pod wpływem idei Marcina Lutra. Ta kuriozalna teza wynika moim zdaniem z zakorzenionej optyki patrzenia na wiarę innych przez pryzmat własnego światopoglądu, kształtowanego i opierającego się przede wszystkim na autorytetach tzw. świętych czy ojców kościoła a nie na własnym doświadczeniu i osobistej relacji z Jezusem. Każdy człowiek narodzony na nowo, chociaż może wcześniej coś w szkole słyszał o Lutrze, został pociągnięty wyłącznie przez Jezusa i prawdę Ewangelii.
  To właśnie osobiste spotkanie Jezusa w Słowie Bożym przez twórców Reformacji było jej istotą, podobnie jak było to w przypadku wielu jej prekursorów na przestrzeni wieków: Wigilancjusza, Klaudiusza z Turynu, Piotra Waldo, Johna Wycliffe’a, Jana Husa i wielu innych, bezimiennych męczenników, dla których przez wieki najważniejsza była prawda Ewangelii i wierność swojemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. I to samo osobiste spotkanie z Panem i poddanie się Mu jest podstawą każdego nawrócenia do Niego także dzisiaj.


18 października 2017

Jak Chrystus umiłował Kościół? (2)

  Ponad dwa lata temu dzieliłem się moimi refleksjami nad wezwaniem apostoła Pawła Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie [List do Efezjan 5:25]. Wówczas skupiłem się na konieczności oddawania swojego życia za ukochaną osobę i wielowymiarowości takiego czynu.
  Nie wiem jak to się stało, że dopiero niedawno zobaczyłem jeszcze inny aspekt miłości Chrystusa do Kościoła. A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata. [Ewangelia Mateusza 28:20; Biblia Warszawska] - powiedział Jezus do uczniów po swoim zmartwychwstaniu. Wiemy, że nasz Pan nie rzucał słów na wiatr, nie składał pustych deklaracji a o tej jego absolutnej wierności sami możemy przekonywać się co dnia. Tak jak Chrystus zapewnia o swojej nieustannej obecności przy boku swej oblubienicy - Kościoła, tak ma być z mężczyzną. Jeżeli naprawdę ukochał ją tak jak Chrystus swój Kościół.
  Apostoł Paweł także zachwycał się tą wiernością Chrystusa, pisząc Bo jestem pewny, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani żadne duchowe moce, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani to, co wywyższone, ani to, co poniżone, ani żadne inne stworzenie nie jest w stanie oddzielić nas od miłości Boga, objawionej w Chrystusie Jezusie, naszym Panu. [List do Rzymian 8:38-39; przekład Słowo Życia]
  Taka postawa Boga opisywana była w Starym Testamencie. Pan wielokrotnie zapewniał swoją małżonkę Izrael o swojej wierności. Autor listu do Hebrajczyków (13:5) przywołuje także te najbardziej wyraziste i jednoznaczne słowa z Księgi Jozuego - Bóg przecież obiecał: Nie porzucę cię ani cię nie opuszczę. (przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny)
  Te cytaty mówią same za siebie. I co my na to, mężowie (Boży)? Czas chyba popatrzeć także na ten aspekt miłości Chrystusa do Kościoła i wyciągnąć wnioski.

13 października 2017

Czy wiem co się stało z Jezusem?

  „Po co stale mam czytać Ewangelie? Ja już czytałem, wiem co się stało z Jezusem” - wciąż wraca do mnie co jakiś czas ta wypowiedź pewnego niewierzącego człowieka, którego kiedyś zachęcałem do lektury Słowa Bożego. Sam tak kiedyś myślałem. W Ewangeliach widziałem tylko wydarzenia - Jezus urodził się w Betlejem, uciekł z rodzicami do Egiptu, nauczał przez trzy lata, został wydany Rzymianom, ukrzyżowany a potem zmartwychwstał (choć wiara w to ostatnie nie była dla mnie oczywista). Koniec, kropka. Nie było powodu powtarzać sobie tego, co już znałem.
  Przyznaję, że dzisiaj ciężko mi zrozumieć ten mój ówczesny sposób rozumowania. To powinno być dla mnie nauką, że w każdym momencie może nastąpić nawrócenie (czyli zmiana myślenia, odwrócenie się od dotychczasowego myślenia - jak w oryginale greckim) i powinienem próbować rozumieć i podchodzić z miłością i cierpliwością do ludzi, którzy dzisiaj nie widzą w Biblii Słowa Bożego.
  Ale wracając do Ewangelii - czy naprawdę wiedziałem wtedy, przed moim nawróceniem, co działo się z Jezusem? Ewangelia to nie fakty geograficzne czy umiejscowione w czasie. To DOBRA NOWINA O JEZUSIE CHRYSTUSIE, Ewangelia o Królestwie Bożym, o tym, że nie ma już kary za grzechy i o obietnicach dotyczących tych, którzy uwierzyli. To nie wynika bezpośrednio z faktów ale z ich powiązania, interpretacji na podstawie słów Jezusa i działania Boga w czasie Jego służby.
  Dzięki Bogu przyszedł taki czas, gdy zrozumiałem, że muszę wreszcie na nowo przeczytać Ewangelie, nie po to by sprawdzić czy dobrze znam kolejność wydarzeń w nich opisanych ale by zwrócić uwagę na Jezusa, na to co mówił, jak reagował na wydarzenia. Odkryłem dopiero wtedy co niesie ze sobą Ewangelia. W tamtym czasie mojego nawracania się do Pana często słuchałem Biblii w drodze do pracy. Pamiętam jak dziś jak kiedyś w autobusie jedna z wypowiedzi Jezusa wręcz mną wstrząsnęła i musiałem odsłuchać ją wtedy ponownie jeszcze kilka razy. Ciężar gatunkowy Ewangelii przeniósł się z tego „co działo się z Jezusem” na to co mówił Jezus i co objawił swoją służbą, śmiercią i zmartwychwstaniem.
  Po śmierci Jezusa dwaj uczniowie zniechęceni wędrowali do Emaus. Kiedy dołączył do nich ich zmartwychwstały mistrz nie rozpoznali go a On chciał sprawdzić co zrozumieli z nauki, którą właśnie otrzymali. A odpowiadając jeden, imieniem Kleopas, rzekł do niego: Czyś Ty jedyny pątnik w Jerozolimie, który nie wie, co się w niej w tych dniach stało? Rzekł im: Co? Oni zaś odpowiedzieli mu: Z Jezusem Nazareńskim, który był mężem, prorokiem mocarnym w czynie i w słowie przed Bogiem i wszystkim ludem, jak arcykapłani i zwierzchnicy nasi wydali na niego wyrok śmierci i ukrzyżowali go. [Ewangelia Łukasza 24:18-20]
  Uczniowie odbierali wszystko wyłącznie na poziomie dostrzegalnych wydarzeń, nie pamiętali nawet, że Jezus wielokrotnie zapowiadał swoją męczeńską śmierć i zmartwychwstanie, jak widać nie zwracali specjalnie uwagi na to co mówił. Jezus skwitował ich wywody wprost: O głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. [Łukasza 24:25]
  Obyśmy nie byli do nich podobni. Czy naprawdę wiemy co się stało?

10 października 2017

Cieszyć się wolnością

  Gdy oglądałem dzisiaj program informacyjny w telewizji zacząłem zastanawiać się nad użytym przez lektora zwrotem „cieszy się teraz wolnością”. To popularne wyrażenie, określające kogoś, kto albo już wyszedł z więzienia albo jeszcze nie trafił za kratki niesie z sobą pewną dawkę emocji i pokazuje niemal mimochodem czym jest wolność. Naturalne jest, że wolność niesie ze sobą radość, że można się nią cieszyć.
  Czy ja cieszę się z wolności? Czy doceniam fakt, że o dowolnej porze dnia i roku (pomijając moje obowiązki wynikające z pracy itp.) mogę robić co chcę, mogę pójść czy pojechać gdzie tylko zapragnę i na ile pozwolą mi moje finanse? I oczywiście - czy dziękuję Bogu za to, że taką wolnością mnie obdarza?
  Wolność wydaje się nam dzisiaj tak oczywistą wartością, że wręcz zapominamy, iż w ogóle jest wartością. Wystarczy jednak, że sięgnę pamięcią kilkadziesiąt lat wstecz i przypomnę sobie, że był taki czas, kiedy nie wolno było chociażby pojechać do innego województwa, wyjść z domu wieczorem czy nie było możliwości by zadzwonić do kolegi. A gdyby przyszło mi żyć w latach czterdziestych ubiegłego wieku moja wolność byłaby jeszcze drastyczniej ograniczona, być może włącznie z prawem do życia. Gdybym natomiast jako „heretyk” żył kilkaset lat temu albo 2000 lat temu o wolności w ogóle trudno byłoby mówić, mógłbym łatwo trafić na stos albo na arenę razem z kilkoma lwami.
  Myślę, że warto się nad tym zastanawiać, warto dziękować Panu za to, co tak często uważamy za oczywistości.
  Ale dla mnie jako dla chrześcijanina pojęcie wolności nie ogranicza się do otaczającego mnie świata materialnego. Wiem, że Chrystus przyniósł mi wolność, umierając za mnie na krzyżu. Chrystus przyniósł nam wolność. Stójcie więc niezachwianie i nie schylajcie się znów pod jarzmo niewoli. [List apostoła Pawła do Galacjan 5:1] To jarzmo niewoli to uczynki - bo ktoś może przekonywać nas, że tylko spełniając określone wymagania, wykonując jakieś czynności religijne czy postępując „dobrze” możemy być zbawieni. Ale to jarzmo to może być także grzech. Jesteśmy uwolnieni od jego panowania nad nami, mamy już wolność (nomen omen) wyboru! Bo teraz Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić. [1 List apostoła Pawła do Koryntian 6:12 - Biblia Warszawska]
  Przede wszystkim jednak jestem wolny od kary za moje grzechy i od codziennego zniewolenia tymi grzechami. Gdyby tak się nie stało to grzeszyłbym nieustannie i podobałoby mi się to a po śmierci musiałbym za to odpowiedzieć. Jezus Chrystus, wierny świadek, pierwszy zmartwychwstały i Władca królów ziemi. Temu, który nas kocha i który za cenę swojej krwi uwolnił nas od naszych grzechów, uczynił nas królestwem i kapłanami Boga, swojego Ojca — Jemu niech będzie chwała! Do Niego niech należy moc — na wieki. Amen. [Objawienie Jana 1:5-6]
  Ze Słowa Bożego jasno widać, że wolność jest zamysłem Boga w stosunku do człowieka. Wy natomiast opamiętaliście się. Uczyniliście to, co uważam za słuszne. Ogłosiliście wolność — każdy swemu bliźniemu [Księga Jeremiasza 34:15]; Oto na tym polega post, który Mi się podoba: że się wyzwala z więzów niegodziwości, zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność gnębionych i łamie wszelkie poddaństwo. [Księga Izajasza 58:6]
  Gdzie Duch Pana, tam wolność. [2 List apostoła Pawła do Koryntian 3:17]
 Ten Boży plan wolności w pełni ucieleśnił się w Jezusie. W czasie swojej ziemskiej służby powiedział: Duch Pana spoczywa na mnie, Ten, który namaścił mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę; który posłał mnie, abym więźniom głosił wyzwolenie, niewidzącym przejrzenie, zgnębionych wypuścił na wolność [Ewangelia Łukasza 4:18]
  Tej wolność w Chrystusie mogłem doświadczyć jednak dopiero gdy uwierzyłem w Niego, gdy zrozumiałem, że On umarł zamiast mnie na krzyżu. Alleluja!

Cytaty biblijne pochodzą z tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, chyba że wyraźnie zaznaczono inaczej.

27 września 2017

Zwłaszcza dla Żydów, ale i dla innych narodów

  Rozpoczęte kilka miesięcy wraz z kilkoma braćmi studium Dziejów Apostolskich pozwoliło mi na nowo spojrzeć na tę ulubioną księgę Nowego Testamentu. Potoczysta, niemal reportażowa narracja, wspaniałe rozłożenie akcentów w tekście, zachwycające umiejscowienie w nim realiów historycznych - to wszystko zachwycało mnie nieraz, także jako polonistę. Ale teraz jeszcze wyraźniej mogłem zobaczyć jak precyzyjnie skonstruowane są Dzieje pod względem opisu duchowej rzeczywistości, która przecież jest najważniejsza w tej księdze. To przecież Duch Święty jest jej głównym bohaterem.
  Ewangelista Łukasz, który jest autorem pozostaje tak naprawdę w cieniu. Autor z reguły kreuje wydarzenia, tutaj to Duch Święty jest Kreatorem i już nie potrzeba nic więcej. Wspaniale widać to chociażby w rozdziale 10.
  Ostatnio przyglądałem się jak to było z nawracaniem się pierwszych grup ludzi kiedy to ci, którzy zostali w Dniu Pięćdziesiątnicy napełnieni Duchem Świętym zaczęli zgodnie z nakazem Jezusa głosić Dobrą Nowinę. Tuż po tym wydarzeniu Piotr wygłosił płomienne kazanie a Ci więc, którzy przyjęli jego słowa, zostali ochrzczeni i tego dnia dołączyło do nich około trzech tysięcy osób. [Dzieje 2:41]. Duch działał także w następnych dniach - Pan natomiast codziennie dodawał do ich grona tych, którzy dostępowali zbawienia. [2:47] Kim byli Ci ludzie? Partowie, Medowie, Elamici, mieszkańcy Mezopotamii, Judei, Kapadocji, Pontu, Azji, Frygii, Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą koło Cyreny, przybysze z Rzymu — zarówno Żydzi, jak i prozelici — Kreteńczycy oraz Arabowie [Dzieje 2: 9-11]. Już dosłownie w pierwszych minutach swojego działania Duch Święty pokazał naocznie to, co nieco później sformułował werbalnie apostoł Paweł: W tej sytuacji nie ma już podziału na Greków i Żydów, na obrzezanych i nie obrzezanych, na barbarzyńców i Scytów, na niewolników i wolnych. Chrystus jest wszystkim i we wszystkich. [List do Kolosan 3:11 - przekład Biblia Warszawsko-Praska]
  W następnym rozdziale jesteśmy świadkami uzdrowienia człowieka, który od urodzenia nie mógł chodzić, co Bóg dokonał posługując się Piotrem i Janem. Tym razem świadkami tego wydarzenia byli wyłącznie Żydzi, bowiem miało ono miejsce na terenie świątyni, gdzie tylko oni mieli prawo wstępu. Gdy Piotr to zobaczył, odezwał się do ludu: Izraelici, dlaczego się temu dziwicie? I dlaczego nam się tak przypatrujecie, jakbyśmy to własną mocą lub pobożnością sprawili, że ten człowiek chodzi? Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba — Bóg naszych ojców , obdarzył chwałą swego Sługę, Jezusa, właśnie Tego, którego wy wydaliście i którego zaparliście się przed Piłatem. [Dzieje 3:12-13]
  Ale już „za chwilę” wracamy znowu na niemal pogański grunt (także z perspektywy Judaizmu), bo do Samarii. Niemal - bo sytuacja „wyznaniowa” była tu dość skomplikowana. Filip nie wzdragał się jednak by głosić im Ewangelię. Gdy jednak uwierzyli Filipowi, który głosił im dobrą nowinę o Królestwie Bożym i o imieniu Jezusa Chrystusa, dawali się ochrzcić, zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Sam Szymon także uwierzył, a gdy został ochrzczony, trzymał się Filipa. Widząc wielkie znaki i przejawy mocy, nie mógł wyjść z podziwu. Gdy apostołowie w Jerozolimie usłyszeli, że Samaria przyjęła Słowo Boże, wysłali do nich Piotra i Jana, którzy po przybyciu modlili się za nimi, aby otrzymali Ducha Świętego. [Dzieje 8:12-15]
To nie był koniec misji Filipa. Tymczasem anioł Pana przemówił do Filipa tymi słowami: Wstań i idź na południe, na drogę, która biegnie z Jerozolimy do Gazy. Jest to droga pustynna. Filip zatem wstał i poszedł. A właśnie tą drogą podróżował pewien człowiek. Był to Etiopczyk, eunuch, dostojnik etiopskiej królowej, kandake. Zarządzał całym jej skarbem. Przybył do Jerozolimy, aby pokłonić się Bogu [Dzieje 8: 26-27] Po krótkiej ewangelizacji Etiopczyk wyraził chęć przyjęcia chrztu, co też dopełniono w najbliższej rzece.
  I wreszcie mój ulubiony rozdział 10. i niesamowita historia setnika Korneliusza. Kolejny nie-Żyd zostaje dotknięty przez Ewangelię, otrzymuje Ducha Świętego i przyjmuje chrzest wodny.
Dziś patrzę na te kilka pierwszych rozdziałów Dziejów Apostolskich jako na swoisty podręcznik życia Kościoła i zbiór wskazówek ewangelizacyjnych. Ważne byśmy pamiętali, że to nie Łukasz, który spisał Dzieje jest sprawcą tej niezwykłej dramaturgii wydarzeń i to nie on układał ich kolejność. A ta kolejność, w jakiej ewangelia przyjmowana była przez (absolutnie) pierwszych chrześcijan jest bardzo znacząca i nieprzypadkowa. Nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest w niej bowiem moc Boża, zbawienna dla wszystkich wierzących, zwłaszcza dla Żydów, ale i dla innych narodów. [List do Rzymian 1:16 - Współczesny Przekład]
  I warto o tym pamiętać, warto czytać tak Słowo Boże, w którym żadna kolejność wydarzeń, użytych słów czy powtórzeń nie jest przypadkowa.

Cytaty biblijne pochodzą z tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, chyba że wyraźnie zaznaczono inaczej.

29 sierpnia 2017

„Miłość”

Miłość. Żyjąc w tym świecie, mając otwarte oczy i uszy, chodząc ulicami, oglądając telewizję i chodząc do kina jesteśmy wręcz bombardowani miłością. Humanizm już dawno stwierdził (i jest to teza powtarzana jako pewnik, której mało kto jest się w stanie przeciwstawić), że miłość jest najważniejsza na świecie. Ale bądźmy precyzyjni – to nie jest MIŁOŚĆ, to „miłość”, w cudzysłowie. To podróbka.
Miłość ci wszystko wybaczy, miłość – jak to trudno powiedzieć, miłość jest ślepa, małżeństwo zabija miłość – to niektóre popularne powiedzenia i slogany o miłości, którymi raczy nas świat. I tak naprawdę to wystarczyłoby by chrześcijanin wyleczył się z miłości, takiej jak świat ją rozumie.
Miłość (a właściwie „miłość”), którą żyją ludzie nie znający Boga najczęściej mylona jest przez nich z pożądliwością. „Uprawiać miłość” – ten zwrot jeszcze kilkanaście lat temu bez żenady używany był powszechnie w mediach, literaturze, kinie, teatrze, telewizji. Zamieszanie czy wręcz spustoszenie pojęciowe i emocjonalne jakie spowodował trudno moim zdaniem ocenić. I sam już nie wiem, czy nie lepiej, że został w końcu uznany za zwrot wręcz pruderyjny i zastąpiony otwartym „uprawiać seks”. Przynajmniej wszystko jest jasne.
Oficjalnie miłość jako pełen romantyzmu i uczucia związek dwojga ludzi jest na piedestale. Mimo coraz powszechniejszego trendu promującego bycie tzw. singlem, który „używa życia” a jeżeli już z kimś się wiąże, to w sposób absolutnie nieformalny, śluby wciąż mogą liczyć na życzliwe przyjęcie, akceptację i oczywiście pełną rozmarzenia łezkę w oku. Ale to tylko wersja oficjalna. Wystarczyłoby wejść po kryjomu na wieczory kawalerskie czy panieńskie by przekonać się jaka jest prawda o tej „miłości”, która ma już nazajutrz zostać sformalizowana. „Szczere” wyznania przyszłych państwa młodych o swoich przyszłych małżonkach, skrzętnie wykorzystywane okazje do ostatniego „wyszumienia się” w kawalerskim i panieńskim stanie, nieprzyzwoite (oczywisty eufemizm) żarty kolegów i koleżanek. O alkoholu nie ma nawet co wspominać.
Ale i na weselu nie jest wiele lepiej. Te same, a może i „grubsze” żarty, „zabawy” i przyśpiewki, „mądre” życiowe rady doświadczonych ciotek i wujów, skrywane emocje i zaszłości emocjonalne i inne – po prostu „miłość”… (polecam film „Wesele” Wojciecha Smarzowskiego z 2004 roku) No właśnie: „miłość”, nie zapominajmy o cudzysłowie.
Jeszcze nie wystarczy? Nie, aby wyleczyć się z „miłości” konieczna jest znajomość Słowa Bożego. Warto przeanalizować „Hymn o miłości” apostoła Pawła (1 List do Koryntian 13:1-8) nieco à rebours i poprzeć co mówiłby o „miłości” tego świata.
„Miłość” nie czeka cierpliwie. Tak jak cierpliwość jest według Pawła najważniejszą cechą chrześcijańskiej miłości, tak w przypadku „miłości” tego świata jest odwrotnie. Wszystko tylko nie cierpliwość! Tu i teraz, pożądliwość i pożądanie są przeciwieństwami cierpliwości. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi parę ze świata, która czeka ze swoją intymną bliskością do ślubu (jeżeli w ogóle ma on miejsce). Cierpliwość w relacjach małżeńskich, nieodłącznie związana ze służeniem sobie nawzajem, uniżaniem się przed małżonkiem, cierpliwym znoszeniem jego wad, nastrojów czy złych humorów – o czym ja w ogóle mówię… O czym? O „miłości”.
„Miłość” nie postępuje taktownie – czy trzeba to w ogóle uzasadniać? „Miłość” zazdrości! Ten świat uczynił z zazdrości jeden z podstawowych atrybutów swojej „miłości”. Ktoś kto nie zazdrości nie „kocha” - głoszą wszystkie mądrości sztuki niskiej i wysokiej, wszystkie „uznane autorytety”. I nie chodzi tu tylko o zdradę w małżeństwie ale o to co nasz partner „ma”, czym może się pochwalić, czy nie przysłania nas samych swoją inteligencją, elokwencją a może i pozycją zawodową, towarzyską, zarobkami.
„Miłość” SZUKA SWEGO! I to jest moim zdaniem najbardziej bijąca po oczach cecha „miłości”. Egoizm, czyli właśnie szukanie swego jest przecież podstawową cechą człowieka, który nie zna Boga. Taki człowiek wiąże się z drugą osobą najczęściej po to (co wychodzi na jaw wcześniej czy później) żeby jemu było dobrze, żeby zaspokoić własne różnorodne potrzeby, ambicje itp. I po to by to „swoje” znaleźć także w partnerze, by przerobić go na swoją modłę, zaspokoić swoje gusty, oczekiwania. Aż ciśnie mi się pod pióro przykład pewnego człowieka, który zarzekał się przez lata, że nie ożeni się nigdy, a jeżeli już to z kucharką, bo on lubi dobrze zjeść. W końcu jednak ożenił się z… kto zgadnie? Z kucharką. W dodatku po latach udało mu się wmówić jej by nosiła spódniczki mini, do czego nie była zdecydowanie stworzona, ale co było nieodłączną wizją kobiety w wyobraźni jej dokarmionego wreszcie męża. Szukanie swego jest często bardzo dobrze kamuflowane, oczywiście do czasu gdy „ukochana” ofiara jest już tak zmanipulowana lub zdesperowana, że nie chce lub nie ma siły z tym nic robić.
„Miłość” jest porywcza. Współczesna kultura promuje porywczość, gwałtowność, burzliwość „miłości”. Ba, „miłość”, która nie jest porywcza traci w zasadzie swoje podstawowe atrybuty! Szczególnie romanse dworcowo-pociągowe rozprzestrzeniają wzorce ludzi „owładniętych miłością” jako niepohamowanych, gwałtownych, nieobliczalnych. A już na pewno taki musi być mężczyzna. Inny nie ma szans na „miłość”!
„Miłość” dopuszcza się bezwstydu (w nawiązaniu do tłumaczenia Biblii Warszawskiej). Bezwstyd i pozbycie się wszelkich hamulców to dla większości ludzi test na to, czy „miłość” jest „prawdziwa”, czy jest w stanie „pójść na całość”.
„Miłość” prowadzi rachunki krzywd. I to bardzo skrupulatnie. Znam pary, które takie rachunki prowadzą realnie, by w odpowiednich momentach (kłótni) wyciągać je przed partnerem. Bo też kłótnie są nieodłącznym elementem „miłości”.
„Miłość” cieszy się z niesprawiedliwości. Cieszy się, gdy nie wyjdą na jaw własne grzeszki albo kiedy partnerowi powinie się noga i można powiedzieć „a nie mówiłem!”. „Miłość” nie dzieli radości z prawdy, szczególnie z takiej niechcianej, która mogłaby wyjść na jaw.
„Miłość” nic nie zakrywa, wszystko wyciąga na wierzch, „pierze brudy”, czasami publicznie. „Miłość” niczemu nie wierzy, jest podejrzliwa. „Miłość” nie ma nadziei…
„Miłość” niewiele potrafi przetrwać, a jeżeli już to tylko dlatego, że „co powie rodzina” albo ze względu na wspólne kredyty. Jeżeli ze względu na dzieci to jeszcze „pół biedy”.
„Miłość” nigdy nie ustaje... - bez komentarza.
Oj, dużo tych cudzysłowów. Wszystko przez to, że tak dużo tutaj o podróbkach, tak dużo słów, które używane są wbrew swojemu prawdziwemu znaczeniu. W zasadzie po tej wyliczance trudno mi pisać coś jeszcze. Pozostaje mi dziękować Bogu, że wyrwał mnie ze świata „miłości”, że okazał mi swoją MIŁOŚĆ i uzdolnił mnie to prawdziwej miłości. Alleluja!

Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, pozostałbym miedzią, co dźwięczy, lub hałaśliwym cymbałem.
Choćbym posiadł dar prorokowania i pojął wszystkie tajemnice, myślą ogarnął całą wiedzę i dysponował pełnią wiary, tak że przenosiłbym góry, a miłości bym nie miał — byłbym niczym.
I choćbym część po części rozdał swą całą własność, i swoje ciało wydał w sposób budzący uznanie, lecz miłości bym nie miał — nic bym nie osiągnął.
Miłość czeka cierpliwie, miłość postępuje uprzejmie, nie zazdrości, miłość się nie wynosi, nie jest nadęta, postępuje taktownie, nie szuka własnej korzyści, nie jest porywcza, nie prowadzi rachunku krzywd, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz dzieli radość z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, ze wszystkim wiąże nadzieję, wszystko potrafi przetrwać.
Miłość nigdy nie ustaje.

24 sierpnia 2017

Zachować twarz

 
  Zbroja Boża opisana przez apostoła Pawła w liście do Efezjan wciąż jest w moich myślach (wierzę, że nie tylko). Autor natchnionego tekstu wymienia wiele elementów zbroi ale tylko jeden przeznacza na ochronę głowy – hełm zbawienia. Zbawienie wystarcza, z pewnością. Paweł wzorował swój opis na uzbrojeniu rzymskiego legionisty, którego częścią uzbrojenia był właśnie solidny hełm. Często jego elementem były stalowe osłony, zabezpieczające część twarzy. Zachować twarz – to coś bardzo istotnego dla żołnierza.
  Kiedy pisałem o pustej zbroi przypomniałem sobie, że jak ważna była ochrona twarzy w boju. Już w czasach greckich czy rzymskich noszono czasami hełmy zakrywające twarz, często ukształtowane w formie maski z przerażającym grymasem mającym dodatkowo oddziaływać psychologicznie na wroga. Takiej ochrony używały właściwie wszystkie wojska z różnych epok i kultur a do perfekcji doprowadzono ją w średniowieczu gdy twarze rycerzy były całkowicie zasłonięte i chronione. Częścią japońskich zbroi samurajskich były maski przymocowywane do twarzy niezależnie od hełmów. Ale przecież nie interesuje nas historia, piszę o tym tylko dlatego, że brak propozycji takiej ochrony twarzy zastanowił mnie w opisie Pawła. Tylko czy Paweł w ogóle musiał o tym pisać?
  Uważny czytelnik Biblii nie może nie zwrócić uwagi na intrygujące fragmenty ksiąg Ezechiela i Izajasza. Ale Dom Izraela nie zechce cię słuchać, bo mnie nie chcą słuchać, gdyż cały Dom Izraela twarde ma czoło i zawzięte serce. Oto uczyniłem twoje oblicze równie nieugięte jak ich oblicza, a twoje czoło tak twarde jak ich czoła. Uczyniłem twoje czoło jak diament, twardsze od krzemienia. Nie bój się ich, niech cię nie przeraża ich oblicze, bo są oni Domem buntowniczym. – Ezechiela 3:7-9 (przekład Biblia Paulistów);
  Wszechmocny PAN otworzył mi ucho, a ja nie byłem przeciwny i nie cofnąłem się. Moje plecy nadstawiłem bijącym, policzki wyrywającym brodę. Nie kryłem mej twarzy przed obelgami i pluciem. Ale Wszechmocny PAN udzielił Mi wsparcia, dlatego nie upokorzyło Mnie to. Dlatego mą twarz uczyniłem jak krzemień — wiedziałem, że nie spotka Mnie wstyd. Mój Obrońca jest blisko! Kto gotów spierać się ze Mną? Dalej! Stańmy naprzeciw siebie! Kto chce być panem mej sprawy? Niech się do Mnie zbliży! – Izajasza 50:5-8 (przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny).
  Twarz jak krzemień! Czy dla takiej twarzy potrzeba jeszcze jakiejś ochrony? Takiej twarzy żaden wróg nie jest w stanie zranić, uczynić na niej nawet najmniejszej rysy, żadnej drobnej zmiany. Oczywiście twarz z krzemienia to przenośnia. Ktoś kto taką czyni swoją twarz jest zdecydowany, zdeterminowany by nie poddać się żadnym wpływom zewnętrznym, nie ulec nikomu, twardo zdążać do obranego celu, nie dać się zranić. Fragment z Księgi Izajasza interpretowany jest zazwyczaj jako proroczy, odnoszący się do Chrystusa, którego boskości i zbawczej misji nic nie mogło naruszyć.
  Ale także w bezpośrednich słowach Nowego Testamentu znajdujemy ten motyw. W Ewangelii Łukasza (9:51) czytamy, że gdy dopełniały się dni Jego przyjęcia w górze, sam [Jezus] skierował swą twarz, by się udać do Jerozolimy. (Przekład Dosłowny). W oryginale greckim znajdujemy słowo „estēriksen” oznaczające „utwierdzić, postawić mocno”, co koresponduje z poprzednimi opisami.
  Postawa chrześcijanina ma być właśnie taka – niewzruszona, odporna na wpływy i ataki zewnętrzne. Dla wrogów mamy mieć utwierdzoną, mocno „postawioną”, nienaruszalną twarz z krzemienia czy diamentu. Dla innych twarz pełną ciepła, miłości i współczucia. To takie oczywiste. I rozumiem już dlaczego Paweł nie poświęcał temu osobnego podpunktu w wyliczaniu rynsztunku chrześcijanina. Mamy po prostu zawsze "zachować twarz,", "wyjść z twarzą" z każdej opresji. 

23 sierpnia 2017

Lekcja

  Dzisiaj pożegnaliśmy nestora naszego zboru, brata Mikołaja Jakoniuka. I jak na chrześcijan przystało nie smuciliśmy się wcale z tego powodu, wiedząc na podstawie słów Jezusa, że nasz brat jest już z Panem. Ręczę i zapewniam, kto słucha mego Słowa i wierzy Temu, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie czeka go sąd, ale przeszedł ze śmierci do życia. [Ewangelia Jana 5:24] Ale mimo to ilość łez wylanych w zborze w czasie okolicznościowego nabożeństwa napełniłaby pewnie sporo szklanek a mokre chusteczki wypełniły zapewne kosze na śmieci. Dlaczego? Nad czym zatem płakaliśmy?
  Wspomnienia bardzo wielu członków zboru, osób bliskich zmarłemu i rodziny pokazały nam w pełni kogo straciliśmy. Zobaczyliśmy, że brat Mikołaj (dla najbliższych Kola) w naszej pamięci zapisał się jako człowiek łagodny, cichy, pełen miłości, ciepła, delikatności i szczególnego, pełnego ciepła poczucia humoru. Nieskory do oceniania i potępiania, służący pomocą, życzliwy, ujmujący pełnymi miłości gestami. A nade wszystko przepełniony miłością do Boga, traktujący Słowo Boże jako oczywistą, nienaruszalną, niekwestionowaną i niekwestionowalną podstawę życia, rozśpiewany dla Pana. Jak można nie płakać tracąc kogoś takiego?
  Płakaliśmy zatem nie dlatego, że nasz brat odszedł i nie wiadomo co z nim dalej się dzieje. Płakaliśmy bo uświadomiliśmy sobie w pełni kogo straciliśmy. Ale to nie wszystko. Myślę, że dzisiejsza uroczystość była też doskonałą lekcją, w czasie której można było skonfrontować swoje zachowanie, swoje przymioty z tym, o czym słyszeliśmy od wspominających osób. Czy jestem też taki? Czy choćby jedna osoba mogłaby powiedzieć o mnie choćby jedno z tych wielu zdań, które padały zza kazalnicy? No i jak tu nie zapłakać (nad sobą)?
  Przecież nam, noszącym dumnie imię chrystusowe nie zależy na tym, by zyskać laurkę na pogrzebie. I nikt takiej laurki nie tworzy bo wie, że nie ma takiej potrzeby. Chodzi o coś daleko ważniejszego – o podobieństwo do Chrystusa. Dzisiaj zobaczyłem jak bardzo w bracie Mikołaju uwidaczniał się Jego obraz. Wystarczy jeszcze raz sięgnąć do listy cech wymienianych we wspomnieniach. Niech będzie Mu za to chwała, że uwielbił się w życiu Mikołaja!
  Tak często mamy problem ze słowami apostoła Pawła: Bądźcie moimi naśladowcami, jak ja jestem naśladowcą Chrystusa. [1 List Pawła do Koryntian 1:11]. Wydaje mi się, że mnie dzisiejsza uroczystości wiele tutaj wyjaśniła.
 Bracia, bądźcie moimi naśladowcami — wszyscy, razem wzięci. Bierzcie przykład z osób postępujących według wzoru, który widzicie w nas. [List Pawła do Filipian 3:17]

13 sierpnia 2017

Majestat

  Nawałnice, które przedwczoraj przetoczyły się przez mój region kazały mi ponownie klęknąć w pokorze przed Bożym Majestatem. Pomorze szczęśliwie omijały przez lata powodzie, gwałtowne burze i trąby powietrzne. Teraz bilans został jakby wyrównany.
  Skryty bezpiecznie w mieszkaniu, z fotela ustawionego naprzeciw okna oglądałem z zapartym tchem spektakl, który rozgrywał się przede mną na wieczornym niebie. Właśnie – to co się działo traktowałem jak pokaz fajerwerków, czekając kiedy stanie się jeszcze bardziej spektakularny, kiedy z zachodu nadciągną jeszcze wspanialsze błyskawice. A przecież to z północy zjawia się złocisty blask, Boga otacza przerażająca jasność. [Joba 37:22]. Ja, dziecko Boga nie pamiętałem o tym, że oglądam Jego dzieła i objawy Jego Mocy. Grzmot Twój huczał niby turkot kół, błyskawice rozświetlały krąg świata, drżała i chwiała się ziemia. [Psalm 77:19]
  Musiałem wreszcie zadać sobie pytanie, które kilkaset lat przed narodzinami Jezusa stawiał sobie Job: Czy nie przeraża was Jego majestat i nie ogarnia was lęk przed Nim? [Księga Joba 13:11] O tak, Twoja jest, WIEKUISTY, wielkość, moc, sława, zwycięstwo i majestat oraz wszystko w niebiosach i na ziemi; Twoje jest, WIEKUISTY, królestwo, i jesteś wywyższony nad wszelką zwierzchność. [1 Księga Kronik 29:11]
  To co obserwowałem na niebie i to o czym później dowiedziałem się mediów zaowocowało podziwem, bojaźnią, uwielbieniem Wszechmocnego. Dzisiaj już tylko śmiech mogą budzić wywody ateistów o dzikusach, czczących boga piorunów dlatego, że nie rozumieli prostych zjawisk fizycznych. Współczesna nauka coraz częściej powtarza za starożytnym filozofem „Wiem, że nic nie wiem”. Zjawiska fizyczne, które XIX wiek w swojej bezbożnej pysze i zaślepieniu uznawał za wyjaśnione dzisiaj jawią się jako nadal niezrozumiałe.
 A przecież mam świadomość, że te kilka godzin spektakularnych błyskawic, grzmotów poruszających trzewia, ściana wody i wichura łamiąca drzewa jak zapałki na całych hektarach lasów to tak naprawdę NIC wobec prawdziwej wszechmocy mojego Pana, którą On okaże w pełni kiedy sam o tym zadecyduje. A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną. [2 List Piotra 3:10] I stopnieją pod Nim góry, doliny rozpadną się jak wosk pod wpływem ognia, spłyną jak wody cieknące po zboczu. [Księga Micheasza 1:4]
  To dopiero będzie! Ale nie mam zamiaru być wtedy widzem tego spektaklu z perspektywy fotela. Wierzę, że Pan zabierze mnie wówczas do Siebie. I oczekuję tego momentu nie ze względu na spektakularne „efekty specjalne” ale ze względu na perspektywę bycia już od tego momentu na zawsze z Panem. Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie, potem my, którzy pozostaniemy przy życiu, razem z nimi porwani będziemy w obłokach w powietrze, na spotkanie Pana; i tak zawsze będziemy z Panem. [1 List apostoła Pawła do Tymoteusza 4:16-17]. Alleluja!

18 lipca 2017

Demontaż

 
Temat Zbroi Bożej (List do Efezjan 6:10-20) nie przestaje mnie nurtować. Jak to się dzieje, że mimo świadomości konieczności jej ciągłego noszenia i używania na polach duchowych bitew tak często okazuje się nieskuteczna? Czemu mężni rycerze w absolutnie doskonałych (bo Bożych przecież) zbrojach tak często bywają pokonywani w potyczkach?
  Zastanawiam się nad tym od jakiegoś czasu i obawiam się, że tajemnica tkwi w zbyt częstym zdejmowaniu zbroi. Gdyby jednak zasugerować jakiemuś walecznemu chrześcijaninowi, że tak postępuje pewnie by się oburzył: Ja zdejmuję zbroję? To po prostu niemożliwe!
  Bądźmy jednak realistami - zbroja uwiera. Przyznam, że ja sam nigdy nie założyłem na siebie żadnej repliki takowego uzbrojenia ale znam trochę relacji znajomych tzw. rycerzy (czyli rekonstruktorów), oglądałem kilka reportaży z rekonstrukcji bitew i filmów historycznych, no i po prostu miałem zbroję w ręku (raczej w rękach, bo w jednej właśnie nie da rady utrzymać). Co tu dużo mówić - jest ciężko. Każdy kto oglądał kiedyś jakiś film, w którym ciężkozbrojne hufce przygotowywały się do bitwy wie, że zbroi nie zakłada się jak dresowej bluzy. To trwa, wymaga pomocy, wsparcia, sporego wysiłku. Zdejmowanie idzie o wiele łatwiej bo to bardziej samodzielna czynność. Co delikatniejsi Boży Mężowie coraz częściej wybierają więc zamiast solidnej zbroi jakieś kolczugi i półpancerzyki. Zbroja wszakże jest - niech ktoś ośmieli się zarzucić! Że nie tak skuteczna? No, trzeba iść na jakieś kompromisy… Myślę, że wszystko to co napisałem powyżej można niemal wprost przenieść na duchową rzeczywistość.
  Ale największym problemem jest moim zdaniem właśnie zdejmowanie zbroi. Kiedy w naszym zborze omawialiśmy poszczególne części wyposażenia Bożego rycerza padły ważne słowa, że po zdjęciu hełmu można stracić głowę. Takich chrześcijan, którzy nagle tracą głowę (dla czegoś, kogoś) nie trzeba wcale szukać ze świecą. A kiedy rycerz straci głowę no to już w zasadzie nie ma o czym mówić a już na pewno nie o walce.
  Demontaż zbroi jest całkiem lekki, łatwy i przyjemny. Nareszcie można odetchnąć pełną piersią a przecież doświadczony rycerz stara się robić to tylko gdzieś na tyłach bitew, a najpierw rozejrzy się jeszcze czy na pewno nic mu nie zagraża.
 Jestem zdecydowanym przeciwnikiem gier komputerowych. Zabierają czas, budzą agresję, ograniczają wrażliwość. Kiedyś jednak zdarzyło mi się kilka razy zagrać w tzw. strzelankę, bardzo realistyczną, sugestywną i angażującą emocjonalnie i wyobrażam sobie jak może czuć się człowiek na polu bitwy. Adrenalina buzuje, serce wali i kiedy próbując ogarnąć to co dzieje się wokół odchodzimy trochę na bok, wokół panuje wreszcie cisza i spokój. Nagle ekran komputera zalewają strugi krwi. Właśnie straciliśmy głowę. W najmniej spodziewanym momencie.
Werset 13 rozdziału 6 Listu do Efezjan w Nowym Przekładzie Dynamicznym brzmi: Z tego powodu załóżcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście - będąc w ciągłej gotowości - mogli w każdej chwili przeciwstawić się wszelkim siłom mroku...

8 lipca 2017

Pusta zbroja

  Jako mały chłopiec odczuwałem silny lęk przed zbrojami rycerskimi, eksponowanymi w muzeach lub w salach starych zamków. Wydawało mi się niemal oczywiste, że w środku musi ktoś być. Chyba nie byłem osamotniony w takich strachach bo twórcy filmów przygodowych i horrorów dość często sięgają właśnie po taki zabieg – zbroja okazuje się żywa, ma w sobie jakiegoś „ducha” albo ukrywającego się w środku rzezimieszka. Wiele lat później, kiedy już jako dorosły człowiek zafascynowałem się kulturą Japonii odkryłem, że tamtejsze zbroje samurajskie są eksponowane w jeszcze bardziej przerażający (pewnie nie dla wszystkich) sposób – pancerz jest umieszczany na niewidocznym dla widza stojaku a całość wygląda jak niewidzialny wojownik siedzący w pełnym rynsztunku bojowym, dodatkowo niekiedy tak eksponowana zbroja jest odpowiednio podświetlona.
  Już ponad dwa miesiące obcuję dzień w dzień z fragmentem listu apostoła Pawła do Efezjan, opisującym Zbroję Bożą, której codzienne zakładanie ten Mąż Boży uważa za niezbędne dla chrześcijanina. Załóżcie całą Zbroję Bożą abyście będąc w ciągłej gotowości mogli w każdej chwili przeciwstawić się wszelkim siłom mroku, gdy was zaatakują w nadchodzących czasach bezbożności. [Efezjan 6:13] Jednak dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że zbroja wcale nie musi gwarantować sukcesu w walce. Nietrudno wyobrazić sobie tzw. ofermę kompanijną w pełnym bojowym rynsztunku, naszpikowanym cudami techniki, mającym chronić współczesnego żołnierza na wszelkie możliwe sposoby. Ale czy taka „zbroja” da cokolwiek skoro „w środku” będzie człowiek słaby, wystraszony, niezdolny do podejmowania właściwych decyzji na polu walki?
  Od wielu dni posiłkuję się co dnia Słowem Bożym by właściwie się „uzbrajać” ale czy ja sam, w środku tej zbroi nie jestem takimi „trokami od kaleson”, jak to ostatnio obrazowo powiedział ktoś z kazalnicy, wzywając byśmy byli mężnymi wojownikami dla Jezusa?
  Oczywiście opisywana przez Pawła Zbroja Boża ma duchowy charakter i chodzi tu właśnie o wyposażenie się w pewne duchowe atrybuty. Czy więc można po założeniu tej doskonałej Zbroi – po opasaniu się prawdą, sprawiedliwością, pewnością zbawienia itd. można nadal pozostać słabeuszem, niezdolnym do walki? Obawiam się, że tak i mówię to z własnego doświadczenia. Zbroja jest przecież Boża, – mówiłem sobie nieraz – Pan mi ją przygotował a ja muszę tylko założyć. Takie traktowanie tego niezbędnego wyposażenia jako czegoś „zewnętrznego”, danego po prostu, to ogromny błąd.
  Widzę jak bardzo zmieniło się moje własne nastawienie, kiedy do codziennej lektury 6. rozdziału listu do Efezjan dodałem słowa z Księgi Jozuego, które Bóg skierował do następcy Mojżesza: Tylko bądź mocny i bardzo mężny. Jeszcze raz cię wzywam: Bądź mocny i mężny! Nie bój się i nie zniechęcaj się, bo Pan, twój Bóg, będzie z tobą wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz [Joz 1,7 i 9]
  Mężny rycerz w doskonałej zbroi – to jest to! Nasz przeciwnik nie jest podobny do małego Jareczka, który bał się pustej zbroi.

7 lipca 2017

Zbiorowy krzyż

  Dzisiaj za sprawą niedawnych wydarzeń politycznych zacząłem zastanawiać się nad słowami „my chcemy Boga”. Automatycznie niejako pamięć powraca do pieśni, której przed laty słuchałem często w mojej parafii, kiedy jeszcze do takowej należałem.
  My chcemy Boga - my, czyli kto? Ja i inne osoby śpiewające tę pieśń? Ja i inne osoby tego samego wyznania? A może „my, naród”? Czy mam jakiekolwiek prawo do wypowiadania się na temat pragnień zbiorowości, nieważne jaki krąg ludzi by ona obejmowała? Czy naprawdę znam pragnienia każdego człowieka, będącego jej częścią? Ale to są bardziej rozważania socjologiczne, mnie interesuje przede wszystkim co na ten temat mogę wyczytać w Słowie Bożym.
  Wydaje się, że wypowiedź Piotra, zapisana w Ewangelii Jana (6:67-69) potwierdza sens takiej „zbiorowej” deklaracji: Przez to wielu spośród Jego uczniów zawróciło i przestało z Nim chodzić. Wówczas Jezus zwrócił się do Dwunastu: Czy wy też chcecie odejść? Szymon Piotr odpowiedział: Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. My zaś uwierzyliśmy i jesteśmy pewni, że Ty jesteś Chrystusem, Świętym Bożym. Z kontekstu wiemy, że wcześniej Jezus skierował swoją wypowiedź o swoim Ciele jako Chlebie Życia do szerszego zgromadzenia, później do dwunastu uczniów. Piotr (jak zwykle wyrywny) podjął tę liczbę mnogą zastosowaną przez Pana i uznał, że może wypowiedzieć się w imieniu wszystkich apostołów. Ale już poniewczasie okazało się, że ta jego deklaracja nie do końca pokrywała się z prawdą, bo przecież nie utożsamiał się z nią Judasz. Tak to już bywa, kiedy wypowiadamy się za innych…
  Następnie Jezus zwrócił się do swoich uczniów: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie, weźmie swój krzyż i naśladuje Mnie. Kto bowiem pragnie swoją duszę ocalić, utraci ją, a kto utraci swoją duszę ze względu na Mnie — ocali ją. Bo cóż za korzyść odniósł człowiek, który zdobył cały świat, jeśli utracił własną duszę? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Gdyż Syn Człowieczy przyjdzie w chwale swojego Ojca, ze swoimi aniołami. Wtedy odpłaci każdemu według jego czynów. Jezus w Ewangelii Mateusza (16:24-27) kieruje te bardzo ważne słowa o istocie bycia chrześcijaninem nie do jakiejś nieokreślonej zbiorowości (choć przemawiał do wielu uczniów) ale do każdego człowieka pojedynczo: „jeśli ktoś”, niech się wyrzeknie”, „co da człowiek”, „odpłaci każdemu”. Zapewniam was też: do każdego, kto Mnie wyzna wobec ludzi, Syn Człowieczy przyzna się wobec aniołów Bożych. [Ewangelia Łukasza 12:8] Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. [List do Rzymian 10:9]
Nie ma kolektywnego zbawienia, zbiorowego oddawania swojego JA na krzyż. Właśnie – JA, nie MY.
  „My chcemy Boga w rodzin kole, w troskach rodziców, w dziatek snach. My chcemy Boga […] w godzinach wytchnień w pracy dniach.” - wciąż kołaczą mi się w głowie słowa wspomnianej na początku tekstu pieśni. No OK, jak chcecie to o co chodzi? - można by kolokwialnie i nieco złośliwie ripostować. Ale to prawda, każdy narodzony na nowo chrześcijanin wie, że zaspokojenie tego pragnienia Boga jest najprostszą rzeczą: że go znajdziemy, pewne jest jak zorza poranna, i przyjdzie do nas jak deszcz, jak późny deszcz, który zrasza ziemię! [Księga Ozeasza 6:3]; Znajdziecie Mnie, gdy będziecie Mnie szukać. Tak! Gdy będziecie Mnie szukać całym swoim sercem, pozwolę wam się znaleźć — oświadcza PAN. [Księga Jeremiasz 29:13-14]
  Całym sercem! Dziś dziękuję Bogu z całego serca, że On dał mi się znaleźć, kiedy Go przed laty rozpaczliwie szukałem. 
  Nie potrzeba do tego śpiewać pieśni „w uroczystym zgromadzeniu”. 

1 lipca 2017

Światło w ciemności

  Wczoraj na spotkaniu modlitewnym rozmawialiśmy o Bożej opiece nad swoimi dziećmi. Wspominaliśmy jak kilka lat temu szalejące w całej okolicy burze i wichury omijały górską miejscowość, w której nasz zbór zorganizował letni wypoczynek, dzieliliśmy się świadectwami tego typu osobistych doświadczeń.
  Bóg tak właśnie działa - On nie zmienia się, nie słabnie Jego cudowna opieka nad Jego ludem. Tyś, Panie, na początku ugruntował ziemię, i niebiosa są dziełem rąk twoich; one przeminą, ale Ty zostajesz; i wszystkie jako szata zestarzeją się, i jako płaszcz je zwiniesz, jako odzienie, i przemienione zostaną; ale tyś zawsze ten sam i nie skończą się lata twoje. [List do Hebrajczyków 1:10-12, przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny].
  Kiedy Bóg wyprowadzał swój lud z Egiptu mieliśmy do czynienia po raz pierwszy z takim zjawiskiem. Mimo wielu tzw. plag egipskich faraon wciąż był niewzruszony. PAN jednak zatwardził serce faraona, dlatego i tym razem nie wypuścił synów Izraela. W związku z tym PAN wezwał Mojżesza: Unieś swą rękę ku niebu! Niech nad ziemią egipską nastanie ciemność tak gęsta, że niemal dotykalna! Mojżesz uniósł więc rękę ku niebu — i nastał gęsty mrok! Spowijał Egipt przez trzy dni. Nikt nikogo nie widział i przez trzy dni nikt nie ruszał się z miejsca. Tylko synowie Izraela mieli światło w swoich siedzibach. [2 Księga Mojżeszowa 10:20-23, przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny] Trudno nie odnieść tej historii do kwestii duchowych. Tak jak przed tysiącleciami tak i dzisiaj ludzie żyją w duchowej ciemności. Gdzieś między nimi są jednak uczniowie Jezusa i oni mają światłość.
  Kiedyś wprawdzie byliście ciemnością, teraz jednak — światłem w Panu. Poczynajcie więc sobie jako dzieci światła. [List apostoła Pawła do Efezjan 5:8, przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny]. Nie możemy jednak poprzestawać na radości z tego, że mamy to Światło, że Pan raczył zmiłować się nad nami i oświecić nas. Mamy dzielić się tym Światłem z innymi - Wszystko czyńcie bez narzekania i sprzeciwu, by nic wam nie można było zarzucić i abyście byli bez skazy, jako nienaganne dzieci Boże wśród narodu zepsutego i przewrotnego. Bądźcie dla nich światłem jak gwiazdy na niebie. [List apostoła Pawła do Filipian 2:14-15, przekład Biblia Paulistów]

16 maja 2017

Mocno na nogach

   Zbroja Boża, o której pisze apostoł Paweł w Liście do Efezjan porusza wyobraźnię. Ale wierzę, że jest w tym coś więcej - opis ten i towarzysząca mu „instrukcja obsługi uzbrojenia” poruszają serca tych, którzy naprawdę chcą opierać się siłom ciemności by wytrwale stać przy Bogu. Od pewnego czasu obserwuję, jak temat zbroi pojawia się w myślach wielu znajomych chrześcijan, jak staje się tematem kazań, rozważań biblijnych. Także w moim zborze analizowaliśmy niedawno aż dwukrotnie wszystkie elementy chrześcijańskiej zbroi, kilka tygodni temu rozważaliśmy ten fragment wraz z braćmi a teraz ja sam zostałem pobudzony do codziennej lektury tego tekstu Pawła, wgłębiania się w niego i wyciągania wniosków dla mojego życia.
   Jako uczeń Chrystusa wiem, że nic nie dzieje się przypadkiem, a szczególnie jeżeli chodzi o lekturę i rozważanie Słowa Bożego. Załóżcie całą Zbroję Bożą abyście będąc w ciągłej gotowości mogli w każdej chwili przeciwstawić się wszelkim siłom mroku, gdy was zaatakują w nadchodzących czasach bezbożności. - wzywa nas Paweł w 13 wersecie 6 rozdziale listu. Wierzę, że to właśnie nadchodzące czasy (jeszcze większej) bezbożności sprawiają, że Duch Święty pobudza nas coraz silniej do zakładania zbroi Bożej.
   Ostatnio zwróciło moją uwagę, że Paweł opisując duchowy „ubiór” chrześcijanina w pierwszej kolejności zwraca uwagę na konieczność mocnego stania na nogach.
    Stańcie więc [do walki], przepasawszy biodra wasze prawdą i przyoblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. [6:14] – w przekładzie Biblii Tysiąclecia
   Stójcie więc – mocno; za pomocą prawdy opaszcie sobie wasze biodra, obleczcie się pancerzem sprawiedliwości – w przekładzie Nowej Biblii Gdańskiej
   Stójcie mocno na nogach, opasując swe biodra prawdą. Przywdziejcie na siebie również pancerz sprawiedliwości, a na stopy załóżcie gotowość głoszenia Dobrej Wiadomości o pokoju w Chrystusie. – Nowy Przekład Dynamiczny
    Dla każdego żołnierza mocne stanie na nogach to oczywista sprawa w walce. Żołnierz nie stoi na jednej nodze, nie balansuje w przysiadzie, nie buja się w przód i w tył. Wystarczy przyjrzeć się komandosom pełniącym jakieś odpowiedzialne misje by zobaczyć w jaki sposób „mocno stoją na nogach”. To podstawowy element „wyposażenia”. Co z tego, że żołnierz byłby uzbrojony po zęby i obwieszony najnowocześniejszą technologią gdyby nie potrafił utrzymać się mocno na nogach?
   Prawdziwi chrześcijanin nie „buja w chmurach”, stoi mocno na ziemi. Nie „buja” bo dobrze wie co w tych „chmurach” jest, bo zna Słowo Boże, czyta je i dlatego wie co go czeka i jakie obietnice i dziedzictwo są mu dane. Nie buja się też „w przód i w tył” - jest stały w swojej wierze, nie wraca do swojej przeszłości, nie poddaje się też czczym marzeniom. Żyje tu i teraz, bo wie, że właśnie tutaj ma konkretne zadania do zrealizowania. Stoi twardo na ziemi.
   Jakiś czas temu słyszałem z kazalnicy ważne słowa, że chrześcijanie to najbardziej praktyczni ludzie na świecie. Wbrew wyobrażeniom osób, którzy z chrześcijanami niewiele mają do czynienia nie są oni ludźmi oderwanymi od rzeczywistości, nieobecnymi i wyłacznie rozmodlonymi. Świadczą o tym dokonania na przestrzeni setek lat pokoleń ludzi wierzących biblijnie - w handlu, gospodarce, biznesie ale także w niesieniu pomocy innym. Najświeższy dowód mam „po ręką” - w siedzibie mojego zboru, podniesionej z ruin w niemal półtora roku i zadziwiającej dzisiaj swoim standardem wszystkich gości.

6 maja 2017

Zdrada

   Gdybyśmy spytali ludzi co według nich jest najważniejszym wyznacznikiem miłości to zapewne uzyskalibyśmy bardzo różne odpowiedzi. Zapewne wymieniliby troskę o kochaną osobę, chęć przebywania z nią, bliskie relacje, dzielenie się wszystkimi, nawet najintymniejszymi rzeczami itd. Ale gdyby zadać pytanie odwrotne – co najdobitniej świadczy o braku miłości ze strony osoby, która tę miłość werbalnie deklarowała odpowiedzi zapewne koncentrowałyby się na jednym – na niewierności. I jakkolwiek ta niewierność może mieć różne oblicza i wymiary sprowadza się do jednego. Do zerwania przymierza, do tego, że druga osoba przestaje uważać, że małżonkowi należy się wyłączność.
   Chrześcijanin narodzony na nowo z Ducha Świętego różni się od kogoś „chodzącego do kościoła” tym, że całym sercem kocha Jezusa. Przykazania, zakazy i nakazy nie są mu już do niczego potrzebne, bo z miłości do swego Pana chce robić wszystko, by Mu się podobać i nie robić niczego, czego On nienawidzi. Zakochany człowiek tak działa – chce by jego postępowanie sprawiało radość kochanej osobie.
   Od dłuższego już czasu zastanawiała mnie mnogość fragmentów Biblii, w których Bóg mówi o Izraelu jako swojej niewiernej małżonce.
   A PAN powiedział do Mojżesza: Gdy ty spoczniesz z twoimi ojcami, lud ten powstanie i zacznie uprawiać nierząd, idąc za innymi bogami, bóstwami obcej ziemi, do której wchodzi. Lud ten Mnie opuści i złamie moje przymierze, które z nim zawarłem. [5 Księga Mojżeszowa 31:16]
   Odstępczyni Izrael uprawiała swój nierząd bez najmniejszych skrupułów, zbezcześciła tę ziemię, cudzołożąc z kamieniem i drewnem! Pomimo to jej niewierna siostra Juda nie powróciła do Mnie, to znaczy nie powróciła szczerym sercem, a jedynie obłudnie — oświadcza PAN. [Księga Jeremiasza 3:9-10]
   Gdy Gedeon umarł, synowie Izraela ponownie uprawiali nierząd, krocząc za baalami. Obrali sobie za boga Baala-Berita! Nie pamiętali o PANU, swoim Bogu, o Tym, który ich wyrwał z ręki wszystkich okolicznych wrogów. [Księga Sędziów 8:33-34]
   Szczególnym tekstem mówiącym o tym jest Księga Ozeasza. Bóg nakazał temu prorokowi pojąć za żonę nierządnicę aby najdokładniej i najboleśniej mógł odczuć co czuje sam Stwórca gdy jest zdradzany przez swoją żonę – Izrael.
   W Nowym Testamencie ta analogia małżeństwa rozszerzona jest na Kościół. Podobnie mężowie niech kochają swoje żony — tak, jak własne ciała. Kto kocha swoją żonę, kocha samego siebie. Nikt przecież swego ciała nie ma w nienawiści, raczej je karmi i chroni — tak jak Chrystus Kościół. Jesteśmy bowiem członkami Jego Ciała. Właśnie dlatego opuści człowiek ojca i matkę, połączy się ze swą żoną i będzie z nią jednym ciałem. Jest to wielka tajemnica — odnoszę to do Chrystusa i Kościoła. [List do Efezjan 5:26-32]
   Nie przeczę, jestem o was zazdrosny — Bożą zazdrością. Poślubiłem was bowiem z jednym mężem, aby postawić przed Chrystusem czystą dziewicę. [2 List do Koryntian 11:2]
  Jest rzeczą oczywistą, że jeżeli kogoś kochamy całym sercem to o zdradzaniu go nie ma najmniejszej mowy. Zdradzaniu – a więc poświęcaniu uwagi komuś innemu, uznaniu choćby na chwilę, że jest on ważniejszy, wspanialszy, bardziej godny naszej uwagi. A czym jest grzech? Czy nie taką samą postawą w stosunku do Boga? Nagle uznajemy, że ważniejsze jest dla nas coś innego niż On, mało tego - coś co jest Jemu przeciwne, coś, czego On nienawidzi.
   Czy możemy powrócić do zdradzonego małżonka tak jakby nic się nie stało? To niemożliwe. Nawet jeżeli następuje przebaczenie coś się już zmienia. Przenieśmy tę samą sytuację na naszą relację z Jezusem. Zdradzamy go a potem przychodzimy bo wiemy, że On nam przebaczy. I w swojej nieskończonej miłości i łasce naprawdę przebacza. Ale czy to oznacza, że „po naszej stronie” wszystko jest OK? 
   Nie piszę tak by wpędzać kogokolwiek w poczucie winy. Jezus przebacza nam całkowicie. Was, martwych z powodu upadków i nieobrzezanych we własnej cielesności, razem z Nim ożywił, darując nam wszystkie upadki. On umorzył nasze długi, całą listę niespełnionych zobowiązań — skończył z nimi, gdy przygwoździł je do krzyża. [List do Kolosan 2:13-14]; Któż jest jak Ty, o Boże, który przebaczasz winę i przechodzisz ponad występkiem reszty swego dziedzictwa? Nie chowasz na zawsze gniewu — tak, Twą rozkoszą jest łaska! Zmiłujesz się nad nami ponownie, pokonasz nasze winy, wrzucisz w głębiny morza wszystkie nasze grzechy. [Księga Micheasza 7:18-19]; Ja, Ja jestem tym, który zmazuje twe przestępstwa ze względu na siebie — a twoich grzechów nie wspomnę. [Księga Izajasza 43:25]
   Ale co z naszą miłością? Czy jest prawdziwa?
  Do mnie ten obraz grzechu jako zdrady ostatnio bardzo mocno przemówił. Nie chcę być niewierny w stosunku do mojego Pana. Słowo Boże mówi, że grzechem zasmucamy Go. Jeżeli pomyślimy o grzechu jako o zdradzie ukochanej osoby to to zasmucenie przybiera bardzo konkretny wymiar.

23 kwietnia 2017

Jeszcze o jednej owczarni - czyli: jest gorzej

  Po niedawnym rozważaniu w moim zborze tego jak często Biblia określa Boga jako pasterza wierzących ludzi odżyło we mnie zdziwienie jak wyrywane są z kontekstu i instrumentalnie traktowane fragmenty Ewangelii, przywołujące słowa Jezusa o jednej owczarni.
  O Pasterzu Izraela czytamy już w pierwszej księdze Biblii: …łuk jego pozostanie niezłamany, i ręce jego - sprawne; dzięki potężnemu Bogu Jakuba, w imię Pasterza i Opoki Izraela [1 Księga Mojżeszowa 49:24 – fragment proroctwa Jakuba o swoich synach].
  Słuchajcie słowa PANA, narody! Głoście na dalekich wyspach, że Ten, który rozproszył Izraela, znowu go gromadzi. I strzec go będzie jak pasterz swej trzody. [Księga Jeremiasza 31:10]
  Pasterzu Izraela, zechciej nas wysłuchać! Ty, który prowadzisz Józefa jak trzodę [Psalm 80:2]
 Można by tak długo cytować (zachęcam do przestudiowania Słowa Bożego pod tym kątem), oczywiście nie pomijając najbardziej znanego fragmentu psalmu 23: PAN jest moim Pasterzem, niczego mi nie braknie.
  Ale wróćmy do fragmentu Ewangelii Jana, który tak chętnie cytowany jest przez wszelkiej maści zwolenników ekumenii: Ja jestem dobry pasterz i znam swoje owce, i moje mnie znają. Jak Ojciec mnie zna i Ja znam Ojca, i życie swoje kładę za owce. Mam i inne owce, które nie są z tej owczarni; również i te muszę przyprowadzić, i głosu mojego słuchać będą, i będzie jedna owczarnia i jeden pasterz. [Ewangelia Jana 10:14-16]. Zadziwia mnie jak można tak obnosić się ze swoją ignorancją i nieznajomością Słowa Bożego by fragment ten odnosić do kościoła katolickiego i wszelkich denominacji chrześcijańskich. Wspomnę tylko, że owce z Ewangelii słuchają słów Jezusa, są Mu całkowicie posłuszne, nie piszą np. własnych katechizmów ani własnych przykazań. Nie zamierzam jednak odnosić się w tym tekście w ogóle do absurdalnej tezy, że Jezus mówił o kościele katolickim jako o swojej owczarni. Baśnie zostawmy bajarzom, my zwróćmy się do Słowa Bożego.
  Kogo Jezus określał jako owce? Pamiętajmy, że On był (jest!) Synem Bożym, Synem Pasterza Izraela. Przemawiał też tym momencie do Żydów. Jeżeli dedukcja nas nie zawodzi odpowiedź nasuwa się sama – owce to Izrael. I to jest „ta owczarnia” jak cytuje Jan. A ta druga, z której Jezus musi dopiero przyprowadzić owce?
Z tego, co pisze Jan wynika, że „inne owce” do tej pory żyły w nieświadomości istnienia Pasterza, nie znały Jego głosu. Wystarczy sięgnąć do innych ksiąg Nowego Testamentu by znaleźć odpowiedź na to pytanie. On sam w swoim ciele zaniósł nasze grzechy na krzyż, abyśmy martwi dla grzechów, żyli dla sprawiedliwości — Jego sińcami zostaliście uleczeni. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz zawróciliście do Pasterza i Stróża waszych dusz – pisze apostoł Piotr do chrześcijan w Azji Mniejszej, do niedawna pogan [1 List Piotra 2:24-25]. Czas przyszły w wypowiedzi Jezusa staje się jasny, połączenie obu owczarni nastąpiło poprzez zbawczą ofiarę na krzyżu.
  Apostoł Paweł wyłuszcza to jeszcze dokładniej: Dlatego pamiętajcie, że wy, niegdyś poganie z pochodzenia, zaliczani do nieobrzezanych przez tych, którzy nazywają się obrzezanymi od znaku dokonanego ręką na ciele, żyliście bez Chrystusa. Byliście odcięci od wspólnoty Izraela, obcy przymierzom związanym z obietnicą, bez nadziei i bez Boga na tym świecie. Jednak teraz, w Chrystusie Jezusie, wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy — dzięki krwi Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem. On z dwóch grup ludzi uczynił jedną, gdy kosztem swego ciała usunął wrogość, mur podziału, który je rozdzielał. On zniósł Prawo oparte na przykazaniach, by — wnosząc pokój — stworzyć w sobie samym z dwóch jednego nowego człowieka i obu pojednać z Bogiem w jednym ciele przez krzyż, na którym zniszczył wrogość. [List Pawła do Efezjan 2:11-16] Zburzenie muru, zniesienie podziału między owczarniami!
  Zastanawiam się ostatnio co leży u podstaw tej wielkiej manipulacji słowami Ewangelii Jana. Chciałbym wierzyć, że tylko nieznajomość Słowa Bożego, Jego litery ale przede wszystkim Ducha. I wcale by mnie to nie dziwiło, wszak nie powinienem od niewierzących oczekiwać, że będą rozumieli przekaz Boga dla Swoich dzieci. A jednak obawiam się, że jest gorzej, że to świadoma manipulacja dla doraźnych korzyści danej organizacji religijnej czy ruchu. Jakie to doraźne korzyści? Chyba lepiej to zostawić…

13 kwietnia 2017

Tajemnica i głębia

   Wciąż jestem pod wrażeniem studiowanego niedawno z braćmi Listu do Efezjan. Czym powinno charakteryzować się grono wybranych, wywołanych ze świata (jak określa to grecki oryginał) czyli Kościół? Jakie poznanie powinien mieć? Apostoł Paweł pisze o tym bardzo dużo, prosto, treściwie i dobitnie - i tym właśnie ten list od zawsze mnie ujmował. Wydaje się jakby autor ważył każde słowo i tak je dobierał by nie pozostawiało żadnych wątpliwości i trafiało wprost do czytelnika. Paweł wydaje się też spieszyć, pragnąc w pigułce przekazać skoncentrowaną, najważniejszą wiedzę. I faktycznie – pisał list będąc w niewoli w Rzymie, nie wiedząc ile czasu mu jeszcze pozostało.
   Dlaczego więc w całej tej klarowności i wyjaśnianiu podstawowych prawd chrześcijaństwa tak wiele razy pada słowo „tajemnica”? Bo zapewne słyszeliście o zadaniu danym mi z łaski Boga dla waszego dobra, że za sprawą objawienia została mi oznajmiona tajemnica, jak to uprzednio pokrótce opisałem. Czytając o tym, możecie się przekonać, jak rozumiem tajemnicę Chrystusa, zakrytą dla wcześniejszych pokoleń, a teraz objawioną w Duchu Jego świętym apostołom i prorokom. Mianowicie, że poganie są współdziedzicami, współczłonkami i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie dzięki dobrej nowinie, której rzecznikiem zostałem według daru łaski Bożej, danej mi stosownie do działania Jego mocy. [List do Efezjan 3:1-7] – przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny

   Mężowie powinni miłować żony tak jak własne ciała. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Wiadomo przecież, że nikt nigdy nie ma w nienawiści własnego ciała; przeciwnie, karmi je i otacza troską, jak Chrystus Kościół. Wszyscy bowiem jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego [mówi Pismo]: Opuści człowiek ojca i matkę i przejdzie do swojej żony, i odtąd będą stanowić jedno ciało. Chodzi w tych słowach o wielką tajemnicę, a ja wam mówię, że to tajemnica Chrystusa i Kościoła. [List do Efezjan 5:28-32] – przekład Biblia Warszawsko-Praska

   Wstawiajcie się przy tym za mną, aby — gdy otworzę usta — dane mi były odpowiednie słowa do odważnego głoszenia tajemnicy dobrej nowiny. Ze względu na nią działam jako poseł w kajdanach i chcę ją głosić śmiało — tak, jak powinienem. [List do Efezjan 6:19-20] – przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny

   W Nim mamy odkupienie przez Jego krew, przebaczenie upadków według ogromu Jego łaski. Tej łaski hojnie nam udzielił we wszelkiej mądrości i zrozumieniu, gdy nam oznajmił tajemnicę swojej woli zgodnie ze swym życzeniem, które w Nim wyraził. Uczynił to ze względu na plan obejmujący pełnię czasów, a zmierzający do połączenia w Chrystusie wszystkiego — tego, co w niebie, i tego, co na ziemi. - [List do Efezjan 1:8-10] – przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny
   Tajemnica dla Pawła nie jest czymś co byłoby niewiadome i konieczne do odkrycia - podobne rozumienie tego pojęcia spotykamy w innych miejscach Słowa Bożego. Tajemnica to coś niezwykłego, wspaniałego, niezrozumiałego przez wieki i niezrozumiałego także dzisiaj dla tych, którzy nie mają „uszu do słuchania” jak mówił Jezus. Teraz jednak została odkryta, objawiona.
   Tajemnica jest jednym ze słów-kluczy tego listu. W poprzednim przytoczonym fragmencie łączy się z drugim kluczowym pojęciem całego tekstu – głębią (całością, pełnią, ogromem). Dlatego też upadam na kolana przed Ojcem, od którego bierze prawdziwą nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, prosząc Go, aby, według swej ogromnej chwały, umacniał w was za sprawą swego Ducha waszego wewnętrznego człowieka; aby Chrystus zamieszkał przez wiarę w waszych sercach przepełnionych i umocnionych miłością; abyście razem z wszystkimi wiernymi mogli zrozumieć, jaka jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębia [miłości Chrystusa]; abyście mogli dojść do przekonania, że miłość Chrystusa przewyższa wszelkie poznanie; abyście obfitowali w całą Pełnię Bożą. - [List do Efezjan 3:12-19] – przekład Biblia Warszawsko-Praska

   [Proszę w nich], aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. [Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły. – [List do Efezjan 1:17-19] – tłumaczenie Biblii Tysiąclecia.
   Dla Pawła poznanie tajemnic Bożych i całej głębi Chrystusa to rzeczy podstawowe dla Kościoła. Bez tego nie może pełnić swego zadania, nie może być sprawnie działającym Ciałem, może być co najwyżej religijnym kółkiem wzajemnej adoracji.
   Czy to przemyślenia na Wielki Tydzień? Pozornie wydaje się, że nie. Ale przecież nasz Pan po to zawisł na krzyżu i po to zmartwychwstał byśmy mogli już my być Jego Ciałem.

27 marca 2017

Wyrywać czy podlewać?

Dzisiaj rano na nowo poruszyła mnie przypowieść Jezusa o pszenicy i kąkolu. Tak to już jest, że Bóg zsyła nam często różne wydarzenia a potem przypomina Swoje Słowo, które w ich kontekście nabiera nowego blasku.
Królestwo Niebios przypomina człowieka, który na swej roli posiał dobre ziarno. Lecz kiedy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał tam kąkolu i odszedł. Gdy zboże podrosło i zawiązały się kłosy, pokazał się też kąkol. Przyszli więc służący i pytają gospodarza: Panie, zdaje się, że obsiałeś rolę dobrym ziarnem. Skąd się tam wziął kąkol? To sprawka nieprzyjaciela — odpowiedział. Czy chcesz więc — zaproponowali — byśmy poszli i usunęli go? Nie — zdecydował gospodarz — bo usuwając kąkol, moglibyście powyrywać pszenicę. Niech rosną razem. Poczekajmy do żniw. Wtedy powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw kąkol, powiążcie go w snopy i spalcie. Pszenicę natomiast przenieście do mego spichlerza. [Ewangelia Mateusza 13:24-30]
Jezus wyjaśnił potem przypowieść swoim uczniom: Osobą, która sieje dobre ziarno, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat. Dobrym nasieniem są synowie Królestwa. Kąkolem są synowie złego. Nieprzyjacielem, który rozsiał kąkol, jest diabeł. Żniwem jest kres tego wieku, a żeńcami — aniołowie. U kresu tego wieku będzie tak jak z kąkolem, który zbiera się i pali. Syn Człowieczy pośle swoich aniołów, a ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkich, którzy wywoływali skandale i dopuszczali się bezprawia. Potem wrzucą ich do ognistego pieca . Tam będzie płacz i zgrzytanie zębami. Wtedy sprawiedliwi wzejdą jak słońce w Królestwie swego Ojca. Kto ma uszy, niech rozważy moje słowa! [Ewangelia Mateusza 13:37-43]
Dlaczego mamy pozwalać rosnąć kąkolowi, który przecież zabiera życiodajne soki i światło innym roślinom? Czy nie lepiej byłoby go usunąć? Dzisiaj dowiedziałem się, że kąkol zanim dojrzeje jest bardzo podobny do pszenicy, dopiero przy końcu swojej wegetacji obie rośliny dają się łatwo rozróżnić. To dlatego Jezus mówił o możliwych pomyłkach.
Jako chrześcijanie mamy bardzo często naturalne zapędy do „wyrywania” kąkolu – osób, które przedstawiają się jako chrześcijanie, ale z których poglądami nie zgadzamy się albo nawet uważamy za odstępców. Spieramy się z nimi a nawet kłócimy, okazujemy „święty” gniew lub nawet „wyrywamy” ich ze swojego otoczenia (czy grona znajomych na Facebooku). Powołujemy się wówczas (a jakże!) na Słowo Boże, nakazujące nam strzec się fałszywych nauczycieli, badać Pisma i rozsądzać poglądy innych, unikać fałszywych braci, którzy „żyją nieporządnie” itd. Sam tak czasami postępuję i uważam, że są takie przypadki, w których nie ma innego wyjścia (to osobny temat). Ale…
Ale czy jestem pewien, że mam do czynienia z kąkolem? Może jeszcze nie widać dokładnie jaki to rodzaj „rośliny”? A gdybym nawet był pewien, to przecież mam wyraźne wskazanie Jezusa. Nie wyrywać.
Może powinienem raczej zaopiekować się nieszczęsną „rośliną”, która dopiero wzrasta, umożliwić lepszy dostęp do Światła? No i wszak Jezus obiecał, że także z mojego wnętrza popłyną strumienie wody żywej, więc czemu by nie podlać?... I cierpliwie czekać na dalszy wzrost.
Takie refleksje wzmocnił jeszcze we mnie wpis na blogu mojego Brata w Chrystusie. Przyjmować, nie odrzucać (patrz Ewangelia Jana 6:37), podlewać i zadbać o dobrą strawę duchową (patrz Ewangelia Łukasza 13:8), nie krzyczeć, nie toczyć sporów i nie unosić się (patrz Księga Izajasza 42:2 i Ewangelia Mateusza 12:19) – przecież mamy naśladować naszego Pana! Czy mamy uszy, o których mówi Jezus?

4 marca 2017

Żyć dla chwały Pana

Kilka dni temu z braćmi rozważaliśmy pierwszy rozdział Listu apostoła Pawła do Efezjan. Cały czas jestem pod jego wrażeniem. Paweł był zachwycony Chrystusem, z tego tekstu widzimy wyraźnie, że on już WSZYSTKO wie – nie tylko dlatego, że sam Jezus objawił mu się na drodze do Damaszku, nie tylko dlatego, że był porwany do trzeciego nieba (…) i słyszał nieopisane rzeczy, o których nie wolno człowiekowi mówić (Drugi List do Koryntian 12:2,4), ale przede wszystkim dlatego, że Chrystus był jego codziennym życiem, że mógł powiedzieć: żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego (List do Galacjan 2:20). Codzienne, autentyczne życie z Jezusem musi skutkować takim zachwyceniem.
Właśnie to Paweł chce przekazać Efezjanom, ale nie tylko im– list w założeniu miał być odczytany we wszystkich zborach Azji Mniejszej, będącej wówczas najgorętszym centrum chrześcijaństwa. Gorliwie zachęca wszystkich: abyśmy żyli dla jeszcze większej Jego chwały — my, którzy już wcześniej złożyliśmy nadzieję w Chrystusie. (Efezjan 1:12). Jak to zrobić? Jak żyć dla chwały Boga? Przede wszystkim trzeba tę chwałę, ten majestat, wielkość, potęgę zobaczyć, doznać jej objawienia. Proszę, by Bóg naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia dla dogłębnego poznania Go. Pragnąłbym, abyście — mając oświecone oczy swoich serc — zobaczyli, jaka nadzieja wiąże się z waszym powołaniem, jakie bogactwo chwały z Jego dziedzictwem pośród świętych i jak nadzwyczajna jest wielkość Jego mocy względem nas, wierzących zgodnie z działaniem Jego potężnej siły. (Efezjan 1:17-19)
List do Efezjan jest moim ulubionym listem Pawła, dopiero teraz jednak zaczynam zazdrościć Pawłowi tego, co on miał i czym tak gorąco chciał się podzielić z braćmi i siostrami. Czy umiemy tak żyć, czy ja umiem tak żyć – tak gorąco zachęcać by żyć dla chwały Pana ale przede wszystkim na co dzień zachwycać się tą chwałą? Czas zobaczyć, że takie życie jest naszym przeznaczeniem: ...przeznaczył nas, abyśmy przez Jezusa Chrystusa stali się Jego dziećmi zgodnie z życzeniem Jego woli, dla tym większej chwały Jego łaski, którą obdarzył nas w Ukochanym. (Efezjan 1:5-6)

25 lutego 2017

Dzień wielkiego święta

Wczoraj wręcz powalił mnie werset z Księgi Sofoniasza: Pan i Bóg twój jest u ciebie, On, Mocarz, co ci ocalenie niesie. On sam cieszy się i raduje tobą, i znów odnawia swą miłość ku tobie. Z powodu ciebie cieszy się i raduje, tak jak ktoś cieszy się w dzień wielkiego święta. [Księga Sofoniasza 3:17] Jak to w ogóle możliwe, jak po trzykroć Święty, dokonały Bóg może radować się mną, nędznym, grzesznym człowiekiem, zawodzącym Go co chwilę… Jak Bóg może cieszyć się ze mnie? Co tu jest w ogóle do cieszenia się? - po prostu nie rozumiem!
Tak, nie rozumiem – to chyba jedyne słowa, którymi mogę to skomentować. To Słowo niesie w sobie jednak tyle nadziei i radości, że… no po prostu brak słów.
Od wczoraj rozmyślam nad tym. Czy Bóg cieszy się ze mnie dlatego, że jestem taki albo inny, że „bierze w nawias” wszystkie moje grzechy i patrzy na jakieś dobre rzeczy we mnie (?!) - może one Go cieszą? Może cieszy się, że Mu służę, że modlę się albo czytam Jego Słowo?
No przecież nie, wszystko to nic nie warte przecież przed Nim. Więc o co chodzi?
Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem - moim jesteś! Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień nie spłoniesz, a płomień nie spali cię. Bo Ja, Pan, jestem twoim Bogiem, Ja, Święty Izraelski, twoim wybawicielem; daję Egipt na okup za ciebie, Etiopię i Sabę zamiast ciebie. Dlatego że jesteś w moich oczach drogi, cenny i Ja cię miłuję, więc daję ludzi za ciebie i narody za twoje życie. Nie bój się, bo Ja jestem z tobą. Ze Wschodu przywiodę twoje potomstwo i z Zachodu zgromadzę cię. Do Północy powiem: Wydaj! A do Południa: Nie zatrzymuj! Przyprowadź moich synów z daleka i moje córki z krańców ziemi! Wszystkich, którzy są nazwani moim imieniem i których ku swojej chwale stworzyłem, których ukształtowałem i uczyniłem. [Księga Izajasza 43:1-7]
Kto może być cenny w Bożych oczach? Izajasz chyba nam coś rozjaśnia – cenny jest ten, kto jest przez Pana wybrany, wykupiony, wywołany z najdalszych krańców ziemi, ten, kto ma prawo nosić Jego imię. Imię Syna. Chrystusowiec, chrześcijanin.
To nie żadne moje cechy ani zasługi powodują zatem, że Bóg się raduje ze mnie. To obraz Chrystusa we mnie, bo przecież On kocha Swego Syna i Nim się raduje.
Zapewnienie z Księgi Sofoniasza nie może być źródłem mojego świetnego samopoczucia (choć niewątpliwie pokrzepia), powinno być raczej zobowiązaniem by obraz Chrystusa we mnie był widoczny dla Boga ale także dla innych.