Ponad dwa lata temu dzieliłem się moimi refleksjami nad wezwaniem apostoła Pawła Mężowie, miłujcie żony swoje, jak i Chrystus umiłował
Kościół i wydał zań samego siebie [List do Efezjan 5:25]. Wówczas skupiłem się
na konieczności oddawania swojego życia za ukochaną osobę i wielowymiarowości
takiego czynu.
Nie wiem jak to się stało, że dopiero niedawno zobaczyłem
jeszcze inny aspekt miłości Chrystusa do Kościoła. A oto Ja jestem z wami po
wszystkie dni aż do skończenia świata. [Ewangelia Mateusza 28:20; Biblia
Warszawska] - powiedział Jezus do uczniów po swoim zmartwychwstaniu. Wiemy, że
nasz Pan nie rzucał słów na wiatr, nie składał pustych deklaracji a o tej jego absolutnej
wierności sami możemy przekonywać się co dnia. Tak jak Chrystus zapewnia o swojej nieustannej obecności przy boku swej oblubienicy - Kościoła, tak ma być z mężczyzną. Jeżeli naprawdę ukochał ją tak jak Chrystus swój Kościół.
Apostoł Paweł także zachwycał się tą wiernością Chrystusa,
pisząc Bo jestem pewny, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani żadne
duchowe moce, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani to, co wywyższone, ani
to, co poniżone, ani żadne inne stworzenie nie jest w stanie oddzielić nas od
miłości Boga, objawionej w Chrystusie Jezusie, naszym Panu. [List do Rzymian
8:38-39; przekład Słowo Życia]
Taka postawa Boga opisywana była w
Starym Testamencie. Pan wielokrotnie zapewniał swoją małżonkę Izrael o swojej
wierności. Autor listu do Hebrajczyków (13:5) przywołuje także te najbardziej
wyraziste i jednoznaczne słowa z Księgi Jozuego - Bóg przecież obiecał: Nie
porzucę cię ani cię nie opuszczę. (przekład Ewangeliczny Instytut Biblijny)
Te cytaty mówią same za siebie. I co my na to, mężowie
(Boży)? Czas chyba popatrzeć także na ten aspekt miłości Chrystusa do Kościoła
i wyciągnąć wnioski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz