4 kwietnia 2016

Odległe rejony piekieł

Po obejrzeniu przed chwilą kolekcji obrazów Zdzisława Beksińskiego w ramach przygotowania się do napisania tego posta utwierdzam się w tym, że narodzenie na nowo to prawdziwe, bardzo adekwatne określenie samego Jezusa odnośnie tego, co dzieje się z człowiekiem, który naprawdę nawróci się całym sercem do Niego. Kiedyś fascynowałem się tym malarstwem, wydawało mi się wspaniałe, przede wszystkim dlatego, że różniło się od całej współczesnej sztuki i niosło z sobą jakąś zagadkę, metafizykę. Niemalże nazajutrz po moim nawróceniu albumy i reprodukcje Beksińskiego powędrowały na śmietnik.
W 2005 roku Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim warszawskim mieszkaniu. Media rozpisywały się wówczas nad klątwą ciążącą nad rodziną Beksińskich. Siedem lat wcześniej zmarła żona artysty, zaś rok po niej syn Tomasz (znany dziennikarz radiowy) po udanej próbie samobójczej (podejmował ich wiele począwszy od 16. roku życia).
Po tym jak Duch Święty przekonał mnie o tym, że muszę pozbyć się z mojego życia wszystkiego, co obraża Go i jest Mu przeciwne zrozumiałem od razu, że jedną z tych rzeczy są obrazy Beksińskiego. To czego dowiedziałem się potem o jego śmierci i jego rodzinie było dla mnie nie powodem do snucia sensacyjnych dywagacji ale prostym łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Otwieranie się na „najdalsze rejony piekła” (określenie użyte przez artystę w jednym z wywiadów medialnych – później tłumaczone i prostowane, ale będące moim zdaniem czymś w rodzaju mimowolnego nazwania rzeczy po imieniu) nigdy nie pozostaje bez konsekwencji. W wydanych właśnie „Dziennikach” Beksiński pisze, że jego rodzina wymiera i że on sam „został na deser”. Deser dla kogo? Tego nie miał już odwagi określić. Malarz nigdy sam nie określił się ani jako agnostyk ani jako ateista choć jego postawa życiowa była wypadkową tych dwóch światopoglądów.
Książka przynosi też wstrząsający zapis nagrania rozmowy rodziców z kilkuletnim Tomkiem na temat obrazów taty. Maluch opowiada swoim dziecięcym językiem o tym co widzi (wystarczy samemu obejrzeć obrazy Zdzisława Beksińskiego, by wyobrazić sobie tę makabryczną wręcz scenkę), a czytelnik ma świadomość, że opowiada przecież o tym, wśród czego spędzał całe swe dzieciństwo i młodość.
Współczesny człowiek jeżeli już akceptuje fakt, że świat nie ogranicza się do „tu i teraz” to przyjmuje zazwyczaj koncepcję Boga zamkniętego w budynkach z wieżyczkami, opłatkach lub książkach. I już. Wara Bogu od mojego świata – mówi często dzisiejszy człowiek. Dlatego mówienie o świecie duchowym, diable i demonach to dla niego przykry nietakt, jakieś faux pas popełnione przez kogoś, kto „tkwi mentalnie w średniowieczu”.
Szczególnie Nowy Testament pozwala nam wejrzeć nieco w ten duchowy świat, który nas otacza. Jezus przez trzy lata nie tylko nauczał, głosił Dobrą Nowinę o zbawieniu, nie tylko uzdrawiał ale równie często wypędzał z opętanych złe duchy. Chyba najbardziej spektakularnym (i tajemniczym) wydarzeniem, opisanym w trzech ewangeliach, jest wypędzenie legionu demonów z pewnego człowieka: I wołając wielkim głosem, rzekł: Co ja mam z tobą, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam cię na Boga, żebyś mię nie dręczył. Albowiem powiedział mu: Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka! I zapytał go: Jak ci na imię? Odpowiedział mu: Na imię mi Legion, gdyż jest nas wielu. I prosił go usilnie, aby ich nie wyganiał z tej krainy. A pasło się tam, u podnóża góry, duże stado świń. I prosiły go duchy, mówiąc: Poślij nas w te świnie, abyśmy w nie wejść mogli. I pozwolił im. Wtedy wyszły duchy nieczyste i weszły w świnie; i rzuciło się to stado ze stromego zbocza do morza, a było ich około dwóch tysięcy, i utonęło w morzu. [Ewangelia Marka 5:7-13] Jak to możliwe, że w jednym człowieku było aż 2000 duchów nieczystych? Dlaczego nie chciały odejść stamtąd? Dlaczego spowodowały, że świnie rzuciły się do jeziora? To pytania z gatunku tych średniowiecznych właśnie, kiedy próbowano określić ile aniołów zmieści się na czubku szpilki. Kiedyś poznam odpowiedzi na te pytania, dzisiaj to co czytam powinno być dla mnie tylko przestrogą.
Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć. Przeciwstawcie mu się, mocni w wierze - pisał apostoł Piotr [1 list Piotra 5:8-9]. Apostoł Paweł przestrzega z kolei: Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się. [list do Efezjan 6:11-13]
Nie wiem ile demonów było w znanym artyście, nie wiem czy w ogóle były. Nie spotkałem go nigdy osobiście, nie wiem. I nie o to tu chodzi. Wiem, że nie był mocny w wierze by przeciwstawić się, że nie zakładał zbroi Bożej - bo sam o tym zaświadczał. Myślę jednak, że jego przykład i zastanowienie się nad życiem jego i jego rodziny może być doskonałą okazją do refleksji nad tym tematem.