Po obejrzeniu przed chwilą kolekcji obrazów Zdzisława
Beksińskiego w ramach przygotowania się do napisania tego posta utwierdzam się
w tym, że narodzenie na nowo to prawdziwe, bardzo adekwatne określenie
samego Jezusa odnośnie tego, co dzieje się z człowiekiem, który naprawdę
nawróci się całym sercem do Niego. Kiedyś fascynowałem się tym malarstwem,
wydawało mi się wspaniałe, przede wszystkim dlatego, że różniło się od całej
współczesnej sztuki i niosło z sobą jakąś zagadkę, metafizykę. Niemalże
nazajutrz po moim nawróceniu albumy i reprodukcje Beksińskiego powędrowały na
śmietnik.
W 2005 roku Zdzisław Beksiński został zamordowany w swoim
warszawskim mieszkaniu. Media rozpisywały się wówczas nad klątwą ciążącą nad
rodziną Beksińskich. Siedem lat wcześniej zmarła żona artysty, zaś rok po niej syn
Tomasz (znany dziennikarz radiowy) po udanej próbie samobójczej (podejmował ich
wiele począwszy od 16. roku życia).
Po tym jak Duch Święty przekonał mnie o tym, że muszę pozbyć
się z mojego życia wszystkiego, co obraża Go i jest Mu przeciwne zrozumiałem od
razu, że jedną z tych rzeczy są obrazy Beksińskiego. To czego dowiedziałem się
potem o jego śmierci i jego rodzinie było dla mnie nie powodem do snucia
sensacyjnych dywagacji ale prostym łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Otwieranie
się na „najdalsze rejony piekła” (określenie użyte przez artystę w jednym z
wywiadów medialnych – później tłumaczone i prostowane, ale będące moim zdaniem
czymś w rodzaju mimowolnego nazwania rzeczy po imieniu) nigdy nie pozostaje bez
konsekwencji. W wydanych właśnie „Dziennikach” Beksiński pisze,
że jego rodzina wymiera i że on sam „został na deser”. Deser dla kogo? Tego nie
miał już odwagi określić. Malarz nigdy sam nie określił się ani jako agnostyk
ani jako ateista choć jego postawa życiowa była wypadkową tych dwóch
światopoglądów.
Książka przynosi też wstrząsający zapis nagrania rozmowy
rodziców z kilkuletnim Tomkiem na temat obrazów taty. Maluch opowiada swoim
dziecięcym językiem o tym co widzi (wystarczy samemu obejrzeć obrazy Zdzisława Beksińskiego, by wyobrazić sobie tę makabryczną wręcz scenkę), a czytelnik ma
świadomość, że opowiada przecież o tym, wśród czego spędzał całe swe
dzieciństwo i młodość.
Współczesny człowiek jeżeli już akceptuje fakt, że świat nie
ogranicza się do „tu i teraz” to przyjmuje zazwyczaj koncepcję Boga zamkniętego
w budynkach z wieżyczkami, opłatkach lub książkach. I już. Wara Bogu od mojego
świata – mówi często dzisiejszy człowiek. Dlatego mówienie o świecie duchowym,
diable i demonach to dla niego przykry nietakt, jakieś faux pas popełnione
przez kogoś, kto „tkwi mentalnie w średniowieczu”.
Szczególnie Nowy Testament pozwala nam wejrzeć nieco w ten
duchowy świat, który nas otacza. Jezus przez trzy lata nie tylko nauczał,
głosił Dobrą Nowinę o zbawieniu, nie tylko uzdrawiał ale równie często wypędzał
z opętanych złe duchy. Chyba najbardziej spektakularnym (i tajemniczym) wydarzeniem,
opisanym w trzech ewangeliach, jest wypędzenie legionu demonów z pewnego
człowieka: I wołając wielkim głosem, rzekł: Co ja mam z tobą, Jezusie, Synu
Boga Najwyższego? Zaklinam cię na Boga, żebyś mię nie dręczył. Albowiem
powiedział mu: Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka! I zapytał go: Jak ci
na imię? Odpowiedział mu: Na imię mi Legion, gdyż jest nas wielu. I prosił go
usilnie, aby ich nie wyganiał z tej krainy. A pasło się tam, u podnóża góry,
duże stado świń. I prosiły go duchy, mówiąc: Poślij nas w te świnie, abyśmy w
nie wejść mogli. I pozwolił im. Wtedy wyszły duchy nieczyste i weszły w świnie;
i rzuciło się to stado ze stromego zbocza do morza, a było ich około dwóch
tysięcy, i utonęło w morzu. [Ewangelia Marka 5:7-13] Jak to możliwe, że w
jednym człowieku było aż 2000 duchów nieczystych? Dlaczego nie chciały odejść
stamtąd? Dlaczego spowodowały, że świnie rzuciły się do jeziora? To pytania z
gatunku tych średniowiecznych właśnie, kiedy próbowano określić ile aniołów
zmieści się na czubku szpilki. Kiedyś poznam odpowiedzi na te pytania, dzisiaj
to co czytam powinno być dla mnie tylko przestrogą.
Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi
wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć. Przeciwstawcie mu się,
mocni w wierze - pisał apostoł Piotr [1 list Piotra 5:8-9]. Apostoł Paweł
przestrzega z kolei: Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się
przed zasadzkami diabelskimi. Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z
nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności,
ze złymi duchami w okręgach niebieskich. Dlatego weźcie całą zbroję Bożą,
abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się.
[list do Efezjan 6:11-13]
Nie wiem ile demonów było w znanym artyście, nie wiem czy w
ogóle były. Nie spotkałem go nigdy osobiście, nie wiem. I nie o to tu chodzi.
Wiem, że nie był mocny w wierze by przeciwstawić się, że nie zakładał zbroi
Bożej - bo sam o tym zaświadczał. Myślę jednak, że jego przykład i
zastanowienie się nad życiem jego i jego rodziny może być doskonałą okazją do
refleksji nad tym tematem.
Mnie z kolei imponował Tomasz. Wychowałem się trochę na jego audycjach z rockiem progresywnym. Słynny jest też jego artykuł 'fin de siecle' z pisma Tylko Rock - wiele trafnych myśli. Niestety nie znalazł nadziei...., nie szukał...'miłość przegrywa z techniką, albo zoofilią...' - pisał Tomek.
OdpowiedzUsuńWarto wspomnieć, że lider Riverside - Mariusz Duda mówi o swojej solowej płycie: 'Nad najnowszym Lunatic Soul unoszą się duchy Tomasza i Zdzisława Beksińskich. Historia ich samotności, odrębności i pasji przeniknęła do klimatu muzyki i sfery tekstowej.'
Dekadencja w muzyce to szeroki temat. Szkoda, że wielu znakomitych artystów nie poznało Zbawiciela.