Kiedy Nikodem przyszedł na nocną rozmowę do Jezusa rozpoczął
bardzo grzecznie i kurtuazyjnie: Mistrzu! Wiemy, że przyszedłeś od Boga jako
nauczyciel; nikt bowiem takich cudów czynić by nie mógł, jakie Ty czynisz,
jeśliby Bóg z nim nie był. (Ewangelia Jana 3:2). Taka postawa pełna
(udawanego?) szacunku, taki miły wstępik do rozmowy. Jakie były intencje
Nikodema, po co przyszedł do Jezusa? Czy był wysłanym przez faryzeuszy
szpiegiem, mającym chytrze podejść Jezusa i uzyskać w „szczerej” rozmowie w
cztery oczy to co nie udawało im się publicznie? A może rzeczywiście był
zaintrygowany postacią Jezusa i Jego naukami i przyszedł nocą by jego
towarzysze nie dowiedzieli się o tym? Tego nie dowiemy się (tutaj).
Oczywiście rozmowa mogła potoczyć się w tonie zainicjowanym
przez Nikodema, Jezus mógł odwzajemnić się mu komplementami i dowodami uznania,
potem zaprosiłby go do stołu, porozmawialiby trochę o problemach z Rzymianami,
o tym, że ciągle brak funduszy na ostateczne wykończenie świątyni i w końcu
przejść do spraw zasadniczych czyli do rozmów o Torze. Czy naprawdę tak mogło
być? Nie, na szczęście nie! Biblia pokazuje mi, że nasz Pan nie bawił się w
kurtuazyjne rozmowy „o pogodzie”.
Pomijając grzeczny wstęp Nikodema Jezus od razu przeszedł do
rzeczy. Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli
się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego. (Ewangelia Jana
3:3) Efektem była żywa rozmowa i pełna ognia wypowiedź Pana o sprawach
najważniejszych – że On jest Mesjaszem, że musi umrzeć za grzechy świata i że
uwierzenie w Niego jest warunkiem zbawienia. Nikodem nie spodziewał się z
pewnością takiego obrotu spraw. Przyszedł na spokojną pogawędkę a otrzymał
przesłanie ewangelii w pigułce, po której z pewnością nie mógł zasnąć. Jezus
wiedział, że nie ma co tracić czasu na rozmowy o niczym, że naprawdę ważna, warta czasu
i uwagi jest tylko kwestia zbawienia.
Taką postawę mojego Mistrza widzę także w innych sytuacjach.
Kiedy przy studni spotkał Samarytankę i poprosił ją o wodę aż prosiło się by
ponarzekać na upał, porozmawiać o Abrahamie, rozważyć kwestie różnic
kulturowych i wyznaniowych (oczywiście z zachowaniem wzajemnego szacunku i
poprawności politycznej). Ale nie! Odpowiadając jej Jezus, rzekł do niej:
Gdybyś znała dar Boży i tego, który mówi do ciebie: Daj mi pić, wtedy sama
prosiłabyś go, i dałby ci wody żywej. (Ewangelia Jana 4:10) Dalej mówił o tym
jak należy czcić Boga i sobie – Mesjaszu.
Kiedy już po zmartwychwstaniu Jezus spotkał w drodze do
Emaus dwóch swoich uczniów także nie tracił czasu na pogawędki o stanie dróg w
Judei i kiepskiej jakości sandałów, produkowanych przez miejscowych szewców,
które przecież zupełnie nie sprawdzają się na długich dystansach. Najpierw
wysłuchał co też uczniowie zrozumieli z wydarzeń w czasie minionej Paschy. Usłyszał,
że zrozumieli niewiele i prosto z mostu powiedział: O głupi i gnuśnego serca,
by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Czyż Chrystus nie musiał tego
wycierpieć, by wejść do swojej chwały? I począwszy od Mojżesza poprzez
wszystkich proroków wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach.
(Ewangelia Łukasza 24:25-27) Jezus sprawił, że wreszcie Go rozpoznali i
zrozumieli WSZYSTKO.
Te trzy historie mają swój wspólny mianownik. Jezus rozmawiał
wprost, przechodząc od razu do najważniejszych spraw. Jak wiele mnie to uczy!
Często jako chrześcijanie kombinujemy, „budujemy relacje” by dopiero w „odpowiednim
momencie” powiedzieć komuś, że jest coś takiego jak Dobra Nowina. Wcześniej
tracimy mnóstwo czasu, energii i często nerwów, frustrując się sami swoim
nieudolnym zachowaniem. Z czego to wynika? Można wymądrzać się o psychologii,
konieczności zdobywania zaufania, budowania wspólnych płaszczyzn itp. Tylko po
co? Obawiam się, że tak naprawdę przyczyną takich postaw jest niewiara. Niewiara
w moc Słowa Bożego, niewiara w prowadzenie Ducha Świętego, wreszcie w to, że
Bóg może posłużyć się każdym naszym nieudolnym zwiastowaniem, bo tu nie chodzi
o nasze zdolności krasomówcze, intelekt i umiejętność właściwej argumentacji. Przecież
upodobało się Bogu zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie!(1 List apostoła
Pawła do Koryntian 1:21).
Chrześcijanin to uczeń Chrystusa a jaki to uczeń, który nie
uczy się od swego mistrza? Może najwyższy czas zacząć się uczyć także w tym wymiarze i przerwać w
pół zdania następną rozmowę o niczym. Zamiast kombinować kiedy tu wtrącić
słówko o ewangelii może po prostu zacząć o tym mówić. Tak konkretnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz