5 listopada 2018

Oni się tu urodzili


  Jednym z moich ulubionych fragmentów Słowa Bożego jest trzeci rozdział Ewangelii Jana. Jest w nim opisana m.in. rozmowa Jezusa z Nikodemem, w której Pan bezpardonowo przerwał grzecznościowe formułki swego gościa i zaczął mówić o konieczności narodzenia na nowo. Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego. Rzekł mu Nikodem: Jakże się może człowiek narodzić, gdy jest stary? Czyż może powtórnie wejść do łona matki swojej i urodzić się? Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego. Co się narodziło z ciała, ciałem jest, a co się narodziło z Ducha, duchem jest. Nie dziw się, że ci powiedziałem: Musicie się na nowo narodzić. Wiatrwieje, dokąd chce, i szum jego słyszysz, ale nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd idzie; tak jest z każdym, kto się narodził z Ducha. Odpowiedział Nikodem i rzekł do niego: Jakże to się stać może? Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Jesteś nauczycielem w Izraelu, a tego nie wiesz? [Ewangelia Jana 3, 3-10]
  Mimo, że tak bardzo lubię ten fragment i czytałem go wielokrotnie to tak samo często przechodziłem do porządku dziennego nad ostatnim pytaniem. Ale ostatnio zacząłem zadawać sobie pytanie – skąd biedny Nikodem miał wiedzieć jako nauczyciel Prawa, jak można się narodzić na nowo? Czy przygana Jezusa była słuszna i zasadna?
  Bóg jest dobry. Nie musiałem czekać długo by dostać odpowiedź. Kiedy ostatnio czytałem psalm 87 zobaczyłem wyraźnie o czym on mówi. Bramy Syjonu, miłuje Pan bardziej niż wszystkie siedziby Jakuba, chwalebne rzeczy mówi się o tobie, Miasto Boże. Sela. Rahab i Babilon zaliczę do wyznawców moich; Również Filistea i Tyr wraz z Etiopią powiedzą: oni się tu urodzili. A o Syjonie mówić się będzie: Wszyscy co do jednego w nim się urodzili, a On, Najwyższy, utwierdzi go. Pan zapisze w księdze ludów: oni się tu urodzili. Sela. Śpiewać będą w pląsach: Wszystkie me zdroje są w tobie. [Psalm 87, 2-7].
  Oto okazuje się, że nieprzyjaciele oraz zdeklarowani wrogowie Izraela urodzili się w Ziemi Świętej, ba w Mieście Boga i są wyznawcami Boga Jahwe! Ależ to nieprawda – mówi nam rozum powołując się na bezsporne fakty. Odwieczni wrogowie Izraela Filistyni czy Babilon, który więził naród wybrany w swoich murach? Przecież fizycznie jest to nieprawda a w przypadku odległych Etiopii czy Babilonu po prostu niemożliwe. A jednak psalm wyraźnie mówi, że sam Bóg potwierdzi to i zapisze w księdze.
  Nikodem z pewnością czytał ten psalm, ba – pewnie znał go na pamięć. Co z niego rozumiał? Pewnie niewiele, podobnie jak ja do niedawna. Dzisiaj wiem, że to co opisuje psalm możliwe jest tylko w jednym przypadku – w przypadku narodzenia na nowo. Nawet najwięksi wrogowie mogą stać się braćmi tych, którzy zostali wcześniej już wybrani przez Boga na Jego lud, kiedy tylko urodzą się jeszcze raz w tej samej Bożej rodzinie. Tylko wtedy wszyscy mogą śpiewać, że wszelkie źródła mają w Panu.
  Trudno było o większego wroga Ewangelii niż Saul. Jestem Żydem, pochodzę z Tarsu w Cylicji, lecz wychowałem się tutaj, w tym mieście; w szkole Gamaliela uczyłem się pilnie ojczystego prawa i byłem tak gorliwy dla sprawy Bożej, jak wy dziś jesteście. Prześladowałem aż na śmierć wyznawców Jezusa, ścigałem i wtrącałem do więzienia tak mężczyzn, jak i kobiety. [Dzieje Apostolskie 22,3-4]. Tak właśnie opowiadał o sobie już po tym, jak narodził się na nowo jako Paweł. Po przybyciu do Jerozolimy Saul starał się przyłączyć do uczniów. Wszyscy się go jednak bali. Nikt nie chciał uwierzyć, że stał się uczniem. [Dzieje 9, 26] – nikt nie wierzył, że taki łotr może narodzić się na nowo i czerpać już wszystkie źródła z Pana.
  Znamy dobrze nie tylko historię Pawła ale także wielu współczesnych nam zaprzysięgłych wrogów Pana, złodziei i morderców, z których Pan uczynił łagodne owieczki i pasterzy. A jednak tak ciężko przychodzi nam zobaczyć, że On zapowiedział to już kilkaset lat zanim Słowo stało się ciałem. Alleluja!

3 października 2018

Religia i wiatr

  Postać kapłana Helego niezmiennie intryguje wnikliwych czytelników Biblii. Najczęściej zwracamy jednak uwagę na jego stosunek do swoich dwóch synów, którzy również służyli w świątyni. Dotarło przy tym do niego, co jego synowie wyczyniali w Izraelu. Wiedział też o tym, że sypiali oni z kobietami, które według ustalonego porządku służyły u wejścia do namiotu spotkania. Upominał ich: Dlaczego dopuszczacie się tych niegodziwości, o których słyszę od całego ludu? Nie, moi synowie, niedobrą to wieść rozpowszechnia — jak słyszę — lud PANA. - 1 Księga Samuela 2,22-24; Pewnego razu przybył do Helego mąż Boży. Tak mówi PAN — powiedział. — Objawiłem się wyraźnie rodowi twojego ojca w czasie jego pobytu w Egipcie, gdy byli poddani władzy faraona. Wybrałem go sobie spośród pozostałych plemion Izraela na kapłana, aby składał na moim ołtarzu ofiary, spalał kadzidło i nosił przede Mną efod. Rodowi twojego ojca przekazałem też wszystkie wdzięczne dary synów Izraela. Dlaczego pogardziliście składaną mi ofiarą rzeźną oraz ofiarą z pokarmów, które nakazałem składać w moim przybytku? Twoi synowie są dla ciebie ważniejsi ode Mnie! Tuczycie się pierwocinami ofiar z pokarmów składanych przez Izrael, mój lud! - 1 Księga Samuela 2,27-29
  Ale postać Helego powinna być dla nas ostrzeżeniem jeszcze w innym wymiarze niż tylko w kwestii karcenia zachowania naszych dzieci. O tym jak wielka godność została powierzona rodowi kapłańskiemu, do którego należał także Heli czytamy już w powyższej wypowiedzi proroka. Heli był kapłanem, miał wyjątkową godność i służbę, która zakładała nie tylko absolutne poświęcenie się Bogu ale także szczególną społeczność z Nim.
  Heli WIEDZIAŁ że Bóg jest żywym Bogiem i że przemawia do swoich sług. Widać to wyraźnie po jego reakcji na zachowanie młodego Samuela na Boży głos. Heli zapytał: Co On ci oznajmił? Proszę, nie ukrywaj tego przede mną. Niech Bóg postąpi z tobą choćby najsurowiej, jeśli ukryjesz przede mną nawet jedno słowo z tego wszystkiego, co Bóg ci oznajmił. I Samuel przekazał mu wszystko. Niczego przed nim nie ukrył. To PAN — stwierdził Heli. — Niech czyni, co uzna za słuszne. - 1 Księga Samuela 3,17-18. Wiedział, ale sam nigdy nie słyszał Jego głosu.
  Nasz kapłan miał serce dla Pana. Kiedy Filistyni zdobyli w bitwie Arkę Przymierza tak się przejął tym, że dostał ataku serca. W czasie walk pewien Beniaminita wyłamał się z szeregu i jeszcze tego dnia przybył do Szilo. Szaty miał rozdarte i grudki ziemi we włosach. Gdy przyszedł, Heli siedział właśnie na krześle przy drodze. Czekał niecierpliwie, gdyż martwił się o skrzynię Bożą. Gdy człowiek z pola walki wpadł do miasta, by donieść, co się stało, ludzie podnieśli krzyk. Heli usłyszał ten odgłos: Co to za zgiełk? — zapytał. Beniaminita przybiegł i doniósł Helemu o wszystkim. Heli miał wówczas dziewięćdziesiąt osiem lat. Jego oczy osłabły i nie mógł już widzieć. Przybyły doniósł: Przybywam prosto z szeregu, właśnie dziś stamtąd uciekłem. Heli zapytał: Więc jak tam się rzeczy mają, mój synu? Przybyły na to: Izrael uciekł przed Filistynami. Wojsko poniosło dotkliwą klęskę. Obaj twoi synowie, Chofni i Pinechas, nie żyją, a skrzynia Boża została zdobyta. Gdy Beniaminita wspomniał o skrzyni Bożej, Heli spadł z krzesła na wznak obok bramy, złamał kark i umarł. - 1 Księga Samuela 4,12-18
  Wygląda to wszystko bardzo chwalebnie. Ale czy Heli znał Boga? Był śmiertelnie (!) poważnie przekonany, że fakt, iż Skrzynia Świadectwa wpadła w ręce wroga jest czymś równym niemal końcowi świata. Tak naprawdę w głębi serca obawiał się najprawdopodobniej, że Bóg nie wyjdzie już cało z tej opresji...
  Ale w historii Helego jest jeszcze jedno wydarzenie, które kazało mi przyjrzeć się bliżej tej postaci. Kiedy Anna, przyszła matka Samuela modliła się, zasmucona swoim położeniem i przybita złym traktowaniem jej w domu, Heli postanowił zareagować. Gdy zjedli i wypili w Szilo, Anna wstała. Kapłan Heli siedział w tym czasie na krześle przy odrzwiach świątyni. Ona zaś z goryczą na duszy modliła się do PANA i rzewnie płakała. Złożyła przy tym ślub: PANIE Zastępów! Jeśli naprawdę wejrzysz na niedolę swej służącej, wspomnisz na mnie i nie zapomnisz o mnie, i jeśli dasz swej służącej męskiego potomka, to ja oddam go PANU po wszystkie dni jego życia i brzytwa nie dotknie mu głowy. A gdy tak długo modliła się przed PANEM, Heli śledził jej usta. Anna mówiła z serca, ledwie drżały jej wargi, nie wydawała głosu. Heli uznał, że jest pijana. Jak długo będziesz się upijać? — przyganił. — Skończ wreszcie z tym winem! Nie, mój panie! — wyjaśniła Anna. — Jestem kobietą znękaną na duchu. Wina ani piwa nie piłam. Wylałam przed PANEM swą duszę. Nie zaliczaj swej służącej do kobiet niegodziwych. Przez cały czas mówiłam z głębi mojej troski i wielkiego strapienia. – 1 Księga Samuela 1,9-16
  Heli jak przystało na uczonego w Piśmie wiedział jak należy się modlić. Mądrzy rabini spisali już tak wiele modlitw, na każdą okazję i z nich należało korzystać. Ktoś, kto szepce sobie coś pod nosem nie modli się jak trzeba i z pewnością w ogóle się nie modli! Może na dodatek jest pijany! Czy czegoś nam to nie przypomina? A gdy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, byli wszyscy razem zgromadzeni w jednym miejscu. Nagle od strony nieba dał się słyszeć szum. Był jak uderzenie potężnego wiatru. Wypełnił cały dom, w którym się zebrali.  Wówczas zobaczyli jakby języki ognia. Rozdzieliły się one i spoczęły na każdym z nich. Wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i zaczęli mówić innymi językami, stosownie do tego, jak Duch im to umożliwiał. W Jerozolimie natomiast byli obecni religijni Żydzi, którzy przybyli z ziem zamieszkanych przez wszystkie narody pod niebem. Odgłos uderzenia wiatru przyciągnął cały tłum takich pielgrzymów. Każdy, kto przybył, był zdziwiony, że słyszy ich mówiących w jego własnym języku. Czy ci wszyscy, którzy mówią, nie są Galilejczykami? — pytali zaskoczeni i zdumieni. — Więc jak to się dzieje, że każdy z nas słyszy swój własny dialekt, w którym się urodził? My Partowie, Medowie, Elamici, mieszkańcy Mezopotamii, Judei, Kapadocji, Pontu, Azji,  Frygii, Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą koło Cyreny, przybysze z Rzymu — zarówno Żydzi, jak i prozelici — Kreteńczycy oraz Arabowie — słyszymy ich, jak w naszych językach mówią o wielkich dziełach Boga. Wszyscy zatem, zaskoczeni i oniemiali, mówili jeden do drugiego: Co to wszystko znaczy? Ale byli i tacy, którzy drwili: Ci ludzie upili się młodym winem. – Dzieje Apostolskie 2,1-13
  Okazuje się, że bardzo uczony w Piśmie, namaszczony i dopuszczony do samego Miejsca Świętego kapłan miał takie samo poznanie Boga jak przypadkowi przechodnie na ulicach Jerozolimy. A dokładnie - nie miał żadnego poznania. Heli był bardzo religijnym człowiekiem, miał z pewnością cześć dla Stwórcy. Dużo wiedział o Bogu. Z pewnością przeczytał wiele mądrych ksiąg, wiedział, że Pan przemawiał do proroków, wiele słyszał o Jego cudach. Właśnie – czytał, wiedział, słyszał. Ale nigdy sam nie rozmawiał z Bogiem, nie słyszał Jego Głosu.
  Czego uczy mnie historia Helego? Po pierwsze - bycie religijnym człowiekiem niczego nie wnosi. Niezbędne są żywa wiara, żywa społeczność z Panem i wrażliwość na Jego działanie i słowa. Po drugie – by nie zamykać się w ciasnym kręgu zachowań, które uważamy za jedynie akceptowalne, co najczęściej także wiąże się z jakąś „religijnością” czy „kościelnictwem” (często sami tworzymy sobie takie listy akceptowalnych zachowań, niezależnie od Słowa Bożego). Nie chcę nigdy zapominać, że wiatr wieje, dokąd chce — słyszysz jego szum, ale nie wiesz, skąd nadciąga i dokąd zmierza; tak jest z każdym, kto się narodził z Ducha. – Ewangelia Jana 3,8

13 lipca 2018

Deklaracja podległości

  Niedawna rozmowa z bezdomnym człowiekiem, który od dłuższego czasu bezskutecznie szuka pracy skłoniła mnie na nowo do refleksji nad starotestamentowym zakazem tatuowania ciała. Nie będziecie nacinać ciała na znak żałoby po zmarłym. Nie będziecie się tatuować. Ja jestem Pan! [3 Księga Mojżeszowa 19,28] W tłumaczeniu Uwspółcześnionej Biblii Gdańskiej fragment ten brzmi: Nie będziecie robić żadnych nacięć na swoim ciele za umarłych ani czynić żadnego piętna na sobie.
  Dlaczego Pan nadał taki nakaz swojemu ludowi? Dla nas wydaje się on często całkowicie niezrozumiały. Sam kontekst wskazuje już na fakt rytuałów ku czci zmarłych, praktykowanych przez niektóre ludy sąsiadujące z Izraelem, ale to nie wszystko. Tatuowanie było także formą ozdabiania swojego ciała (w niektórych plemionach zwłaszcza u kobiet, a wiadomo, że Bóg zakazał Izraelitom zawierania z nimi małżeństw), ale przede wszystkim elementem bałwochwalczego kultu religijnego.
  Ten zakaz był skierowany do Izreala. Zdecydowanie nas nie obowiązuje, podobnie jak pozostałe zapisy Prawa. A jednak jako chrześcijanie czytamy i nie wyobrażamy sobie by nie czytać Starego Przymierza dlatego, że wszystkie jego księgi mówią nam bardzo wiele o naszym Ojcu, o Jego charakterze, upodobaniach, o tym czego nie znosi a nawet czym się brzydzi. Mimo, że nie będziemy rozliczani z przestrzegania tych przepisów powinniśmy z nich wyciągać wnioski jak podobać się naszemu Panu.
  Ale powróćmy do mojego bezdomnego i bezrobotnego rozmówcy. „Kiedy jakiś pracodawca porozmawia ze mną i zobaczy jak wyglądam szybko rezygnuje z zatrudnienia mnie” – żali się i pokazuje swoje wytatuowane przedramiona, kropki na placach dłoni. „Wiedzą, że to z więzienia” - dodaje.
  Decyzje powzięte w czasie więziennego epizodu aby podkreślić swą tożsamość „grypsującego” kolejnymi tatuażami, teraz przynoszą skutki. Decyzje chwili, prawdopodobnie podjęte pod wpływem więziennych kumpli, więziennego „honoru” i takiejż „etykiety” dziś powodują wykluczenie z normalnie funkcjonującego społeczeństwa. Ludzie decydujący się na to spisują na własnej skórze deklarację podległości wobec swojej złej przeszłości, potwierdzając w sposób widoczny dla wszystkich, że ma ona nieprzerwaną władzę nad nimi. Byłego bezrobotnego więźnia nie stać na wywabienie tatuaży, zresztą ten zabieg nigdy nie jest całkowicie skuteczny.
  Po to by „wywabić” na dobre znaki swojego starego życia trzeba narodzić się na nowo. I o dziwo dotyczy to także tatuaży. Mój kochany brat w Chrystusie Piotr Stępniak, nie tak dawno zabrany przez Pana z tego świata, spędził w więzieniach spory kawał życia a jego ciało pokryte było licznymi więziennymi tatuażami. Ale one znikały, bo jego nowe życie, nowe stworzenie zakrywało to wszystko, nie było jakby widać żadnych sinych linii i napisów. Znikały w zderzeniu ze światłem, jakie biło od Piotra. Mało tego, Pan obrócił to na Swoją chwałę - grypserskie tatuaże tylko pomagały Piotrowi w prowadzeniu intensywnej i owocnej ewangelizacji wśród więźniów. 
  I na tym polega uwolnienie, którego możemy doznać w Chrystusie. Jakiekolwiek najtrwalsze i niezmywalne znaki, najbardziej nieprzemyślane decyzje i deklaracje - wszystko traci swoją moc, blednie w zetknięciu ze Światłem, którym On jest.

9 lipca 2018

… a mrok nie był w stanie go pochłonąć

  To bardzo ważne, jakiego oni są wyznania! - usłyszałem wczoraj z ust pani psycholog, komentującej wydarzenia w zalanej wodą jaskimi w Tajlandii i zastanawiającej się nad kondycją psychiczną uwięzionych w niej chłopców. Przyznam, że nadstawiłem ucha, czekając czy też nie usłyszę czegoś o zbawiennej wierze w Jezusa Chrystusa. Oczywiście tak się nie stało, specjalistka rozpływała się za to nad zaletami buddyzmu, którego wyznawcami - jak większość mieszkańców tego kraju – są chłopcy. Zachwalała medytację i ćwiczenia oddechowe, które o oczywisty sposób rzekomo pomogą im w kryzysowej sytuacji.
  To oczywiste, że jako chrześcijanin zacząłem zastanawiać się jakby to było, gdyby tamci chłopcy byli chrześcijanami. Nie „osobami wyznania chrześcijańskiego”, zwyczajowo polanymi wodą jako niemowlęta i prowadzanymi co niedziela do kościołów ale CHRZEŚCIJANAMI, ludźmi narodzonymi na nowo, ochrzczonymi Duchem Świętym. Jak wtedy wyglądałaby ich postawa wobec otaczającej bezwzględnej ciemności, wilgoci, malejącej w zastraszającym tempie ilości tlenu i braku perspektyw na szybką i prostą ewakuację do własnego łóżka?
  Ze Słowa Bożego widzę, że ci, którzy mieli silną wiarę graniczącą w pewnością, którzy sami albo fizycznie albo duchowo dotykali Jezusa Chrystusa, pozostawali w stałym kontakcie z Nim - tych nic nie było w stanie przerazić, zachwiać, wpędzić w panikę. …co zobaczyliśmy na własne oczy, czemu się przyglądaliśmy i czego dotknęły nasze ręce, a co odnosi się do Słowa życia [1 List Jana 12]. Wiedzieli, że jeżeli będą żyli to na chwałę Boga a jeżeli przyjdzie im odejść z tego świata to trafią w ekspresowym tempie do tego lepszego i spotkają się z Jezusem twarzą w twarz. Bo dla mnie życie to Chrystus, a śmierć — to zysk. Jeśli już żyć w ciele, to dla owocnej pracy. Co bym wolał? — nie wiem. Pociąga mnie jedno i drugie. Chciałbym stąd odejść i być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze – pisał apostoł Paweł po tym jak zobaczył Chrystusa [List do Filipian 1,32-23]
  W rozmowach z moimi braćmi i siostrami widzę jak bardzo tęsknimy za taką postawą, pełną wiary, jak bardzo sami czujemy się słabi a „Chrystus w nas, nadzieja chwały” i fakt bycia świątynią Ducha Świętego wydają się prawdziwe tylko chwilami. Czy ja gdybym znalazł się na miejscu tych tajskich chłopców trwałbym niewzruszenie w wierze, nadziei i miłości? Czy osoby komentujące moje uwięzienie w jaskini mówiłyby „On jest chrześcijaninem, to oczywiste, że jest pełen pokoju i nadziei, że społeczność z Jezusem daje mu siłę” ? To nie jest proste ale trzeba stanąć oko w oko z tym wyzwaniem i przyznać, że pewnie by tak nie było. Widzę też często jak moi drodzy bracia w wierze nie są bynajmniej tytanami wiary, jak słabną w obliczu najmniejszych przeciwieństw.
  Wydarzenia w Tajlandii karzą mi dzisiaj zadać sobie podstawowe pytania o kondycję mojej, naszej wiary, o jej podstawy, jej niezależność od przyczyn zewnętrznych. Gdzie jest recepta? Już chyba o niej wspomniałem - to żywa relacja z Jezusem, nie opowieści „z trzeciej ręki” ale własne świadectwo tego, jak On objawiał się i wciąż objawia się w naszym życiu i realnie działa, że jest żywym Bogiem, który ma moc, ba - wszechmoc! Jezus – światłość świata. To Światło świeci w ciemnościach, a mrok nie był w stanie go pochłonąć [Ewangelia Jana 1,5]
  Niechby ktoś kiedyś powiedział o chrześcijaństwie słowa, które usłyszałem z ust "mądrej" pani psycholog. Niechbyśmy na to zasłużyli.

18 czerwca 2018

Ciemna masa

  W latach 80. ubiegłego wieku astrofizycy doszli do wniosku, że nie są w stanie wytłumaczyć ruchów gwiazd w galaktykach i innych zjawisk w kosmosie za pomocą znanych im praw fizyki. Postanowili zatem powołać do życia nowy byt - ciemną materię. Miałaby ona oddziaływać grawitacyjnie na otoczenie i wszystko dzięki temu wróciło do normy, zgodnie z przyjętymi założeniami. Obliczenia zaczęły się zgadzać a poważani naukowcy wreszcie mogli spać spokojnie. Szybko wyliczono też, że ciemna materia to 27 proc. całej masy wszechświata, ale ostatnio czytałem, że jacyś badacze stwierdzili, że to dla nich za mało i uważają, że ciemna materia przeważa w kosmosie. No cóż…
  Występuje ona podobno także w naszej galaktyce, jednak - uwaga dla zaniepokojonych - nie w tej jej części, gdzie krąży Ziemia. Ale ostrożnie - według naukowców istnieje jeszcze ciemna energia i ona jest już wszędzie.
  Z ciemną materią jest jeden problem - nikt jej nigdy nie widział. Zresztą jest z definicji niewidzialna i nie wchodzi w żadne interakcje z żadnymi innymi ciałami. Czyli wszystko jasne? Nie do końca. Na świecie istnieje kilka bardzo skomplikowanych urządzeń, zwanych detektorami ciemnej materii, którym także nie udało się jej „złapać”. Ciemnej energii, chociaż teoretycznie jest wszędzie wokoło, też nie udało się „złapać za rękę” ale naukowcy uzasadniają to dziesiątkami zdań tak nasyconych hermetyczną terminologią, że jedyną sensowną reakcją może być „Yhyyy…, rozumiem” :-)
  Zaznaczam - nie jestem fizykiem ani astrofizykiem, swoją wiedzę opieram na ogólnodostępnych źródłach, choć kiedyś amatorsko pasjonowałem się takimi sprawami. Ale podsumujmy, próbując oderwać się od zniewalających naukowych autorytetów i wszelkiej poprawności politycznej:
- po pierwsze: ktoś nie dał sobie rady z wyliczeniami ruchów gwiazd na niebie i uznał, że musi to jakoś uzasadnić
- po drugie: tzw. świat naukowy po dość długim okresie wątpliwości w końcu zgodził się uznać za prawdę istnienie czegoś, czego nie widać, nie czuć, podobno nie występuje w naszym najbliższym otoczeniu i czego istnienia nie stwierdzono naukowymi (notabene) metodami.
  Brzmi trochę jak żart? No cóż… Wbrew pozorom sprawa jest poważna. Wydawałoby się, że naukowiec to ktoś, kto obserwuje rzeczywistość, tworzy na tej podstawie pewne teorie a następnie udowadnia je poprzez doświadczenie (czyli obserwację w naturze). Ale jak widać to się ostatnio zmienia, szczególnie w takich dziedzinach nauki jak astrofizyka, fizyka kwantowa itp. Brak możliwości sprawdzania teorii empirycznie powoduje coraz częściej, że są one przyjmowane za pewnik bardziej na podstawie wiary albo dlatego, że brak innego wyjaśnienia pewnych procesów. Często teorie „przez zasiedzenie” zyskują status prawd (patrz teoria ewolucji).
  Powszechne uznanie przez świat nauki istnienia ciemnej materii nieodmiennie wprawia mnie w osłupienie. Wydawałoby się bowiem, że równie dobrze, a raczej o wiele szybciej powinien on uznać istnienie Boga. Boga także nie widać, nie można potwierdzić Jego istnienia żadnymi metodami naukowymi, nie oddziaływuje z otoczeniem (pomijając wyjątki). Mało tego - uznanie istnienia Boga wyjaśniłoby wszystko, czego do tej pory nauka nie jest w stanie wyjaśnić. A wbrew pozorom jest tego trochę. No i w obu przypadkach tak naprawdę chodzi przecież o wiarę.
  Dlaczego zatem upierać się przy ciemnej materii? Odpowiedź jest prosta - ciemna materia nikogo nie oskarża, jej hipotetyczne istnienie nie niesie z sobą ładunku moralnego i jakiejkolwiek konieczności przemiany grzesznego życia.
  Bóg oskarża samym swym istnieniem. Uznanie go za Stwórcę i wciąż działającego Pana niesie z sobą konieczność uznania wszystkiego, co pochodzi od Niego, wszystkich prawd i wezwań. Niesie z sobą pojęcie grzechu, sądu, konieczności nawrócenia. W konsekwencji - utratę całego prestiżu, poważania, przywilejów, lukratywnych posadek na uczelniach, dotacji, „przyjaciół” itp., itd.
  Ja jestem PAN, Ja czynię wszystko! Ja sam rozpiąłem niebiosa i rozciągnąłem ziemię — czy ktoś był ze Mną? Udaremniam znaki gadułów, z wróżbitów robię głupców, mędrców odprawiam z niczym, obnażam rzekomą ich mądrość. [Księga Izajasza 44,24-25]
  Nierozumny myśli sobie: „Nie ma Boga!” [Psalm 53,2]

12 czerwca 2018

Wyspa bezprawia

  Niedawno jeden z braci w Chrystusie opowiadał mi o szczególnym miejscu. Na południu Europy, w ciepłym, iście rajskim klimacie znajduje się wyspa, która przez władze kraju, do którego należy świadomie została wypchnięta poza margines prawa. Choć teoretycznie obowiązuje tam konstytucja i kodeks karny oraz cywilny państwa to w praktyce nie obowiązuje NIC. Samochody zmieniają właścicieli w ekspresowym tempie i nawet nikt nie troszczy się o wyposażanie ich w tablice rejestracyjne (o przepisach ruchu drogowego wręcz nie wypada mówić), kwitnie nielegalny handel i złodziejstwo. Normą jest rozluźnienie obyczajów, powszechne jest przebywanie na plażach i nie tylko półnago lub całkowicie nago.
  Godząc się na przebywanie na wyspie ludzie z góry akceptują taki stan rzeczy i wiedzą w czym uczestniczą i z czym się mogą liczyć. A jednak zdarza się, że ktoś wzywa policję, która musi wszak podjąć specjalną ekspedycję ze stałego lądu. To bardzo rzadkie wydarzenia. Chyba ktoś po prostu uznaje, że ktoś inny „przegiął” i sprawy wymknęły się spod kontroli. Zabójstwo, naruszenie czyichś interesów, przekroczenie niepisanego lokalnego kodeksu – domyślać się można, że policja nie za bardzo radzi sobie z czymś takim w świecie zamkniętych układów i układzików. Życie toczy się dalej.
 Słuchałem tych opowieści początkowo z lekkim niedowierzaniem, później z rosnącym przerażeniem. Ale po skończonej rozmowie stwierdziłem, że „wyspa bezprawia” (bo tak jest tam powszechnie określana) nie jest niczym dziwnym. Jest po prostu wspaniałą (jakkolwiek by to określenie nie brzmiało w tym kontekście) ilustracją prawd Słowa Bożego. Żyjąc na co dzień w świecie w którym otaczają nas ludzie zachowujący pozory uprzejmości i szacunku dla prawa, w którym nikt nie biega z siekierą po ulicach a żądze są w miarę skutecznie tłumione przez normy kulturowo-społeczne, zapominamy że żyjemy w zepsutym, upadłym świecie.
  To jedynie świadomość nieuchronności kary i egzekwowania prawa powstrzymuje większość ludzi przed jawnym czynieniem zła – tak, to gorzka prawda. Opowieść o wyspie bezprawia jest jej ilustracją i wydobyciem na światło.
  Dowiedliśmy już przecież winy i Żydów, i Greków — na wszystkich ciąży grzech, zgodnie ze słowami: Nie ma sprawiedliwego — ani jednego, nie ma, kto by rozumiał, nie ma, kto by szukał Boga. Wszyscy zboczyli, wszyscy stali się podli. Nikt nie dba o dobro, brak choćby jednego. Ich gardło to otwarty grób, swymi słowami zwodzą, jak żmije kryją pod wargami jad, ich usta pełne przekleństw i goryczy. ich nogi śpieszą do rozlewu krwi, na ścieżkach — zguba i nieszczęście, droga pokoju nie przemyka przez myśl, a lęk przed Bogiem nie wpływa na ich posunięcia [List apostoła Pawła do Rzymian 2,9-18]; Są znieprawieni, popełniają ohydne czyny. Nie ma nikogo, kto by dobrze czynił. Pan spogląda z niebios na ludzi, aby zobaczyć, czy jest kto rozumny, który szuka Boga. Wszyscy odstąpili, wespół się splugawili. Nie ma, kto by dobrze czynił, nie ma ani jednego. [Psalm 14,1-3] – diagnoza ludzkości po upadku pierwszych ludzi jest druzgocąca. Tylko sprzyjające okoliczności sprawiają, że na co dzień nie dostrzegamy w pełni trafności tej „laurki”, jaką wystawia nam Słowo Boże.
  Wierzę, że Bóg dopuszcza istnienie takich miejsc jak śródziemnomorska „wyspa bezprawia” by niektórzy zdołali dostrzec straszliwą kondycję człowieka żyjącego bez Niego, człowieka niezbawionego od grzechu przez Jezusa Chrystusa - i zaczęli szukać ratunku. Wyjdźcie spośród nich! Odłączcie się od nich — mówi Pan. I: Nieczystego nie dotykajcie; a ja was przyjmę. I: Będę wam Ojcem , a wy będziecie mi synami i córkami — mówi Wszechmocny Pan [2 List apostoła Pawła do Koryntian 6,17-18].

31 maja 2018

Upadek

  Gdy diabeł kusił Jezusa po Jego chrzcie w Jordanie zaproponował m.in.: Dam Ci to wszystko, jeśli tylko upadniesz przede mną i złożysz mi pokłon. [Ewangelia Mateusza 4,9] To wezwanie do upadnięcia przed diabłem i oddania mu pokłonu nie jest wyłącznie odwołaniem do formy hołdu, właściwego dla władców tamtych czasów. Niedawno zobaczyłem, że żądanie diabła by upaść przed nim powtarza się w całej historii ludzkości, jest stale obecne na kartach Biblii, choć może nie zawsze jest sformułowane wprost.
  Śmierć jednak panowała od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli w podobny sposób jak Adam, będący odpowiednikiem Tego, którego przyjście miało dopiero nastąpić. Jednak z darem łaski jest inaczej niż z upadkiem. O ile jeden upadek ściągnął śmierć na wielu ludzi, o tyle łaska Boża i dar tej łaski wyjednany przez jednego człowieka, Jezusa Chrystusa, wielu ludziom przyniosły obfitość dobrodziejstw. [List do Rzymian 5,14-15]; Dlatego uważajcie, abyście nie upadli i nie sporządzili sobie podobizny bożka, jakiegoś posągu przypominającego mężczyznę lub kobietę albo jakieś zwierzę żyjące na ziemi, albo jakiegoś ptaka szybującego po niebie… [5 Mojżeszowa 4,16]; Czuwajcie i módlcie się, abyście nie upadli w czasie próby. Duch wprawdzie pełen chęci, ale ciało — słabe [Ewangelia Mateusza 26,41]. Przykładów na to, że Bóg i Jego Słowo określa grzech jako upadek można by mnożyć. Po upadku Adama wszyscy jesteśmy upadłymi ludźmi, grzesznikami. Jezus powiedział Jeśli więc wy, upadli ludzie, wiecie, jak dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej wasz Ojciec, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. [Ewangelia Mateusza 7,11]
  Diabeł w swej próżnej naturze najpierw chciał być równy Bogu i odbierać należne Jemu hołdy, teraz domaga się chociaż żeby każdy pojedynczy człowiek upadł i oddał mu pokłon. I właśnie upadek ma tu podwójne znaczenie. Tak naprawdę upadając w grzech już oddajemy pokłon, hołd przeciwnikowi, uznając, że to co on nam oferuje jest lepsze niż to co daje nam Ojciec. Upadamy gdy składamy diabłu w ofierze nasze myśli, czas, jakieś działania przeciwne Bogu.
  Myśląc o tym zobaczyłem wielowymiarowość i wagę grzechu. Tylko tak patrząc możemy w pełni zrozumieć dlaczego dla Boga tak istotne jest każde nasze „niewinne” kłamstwo i każda „drobna” myśl, przeciwna Jego myślom.

7 maja 2018

Wizja

  Kilka dni temu miałem możliwość pokazania kilku braciom miejsca, które zauroczyło mnie już kilka lat temu. Arboretum Wirty to formalnie ogród dendrologiczny, gromadzący okazy drzew i krzewów. Kiedy przed laty ktoś zachwalał mi Wirty właśnie jako taki ogród, to kojarzył mi się tylko z nudnym miejscem z tabliczkami przy roślinach, co nie wzbudziło siłą rzeczy mojego zainteresowania. Dziś to miejsce budzące wiele emocji, skojarzeń, wspomnień. To miejsce jakby wyjęte z reszty świata, nierzeczywiste, gdzie hektary trawników są nieskazitelnie zadbane, ścieżki sterylnie czyste, a nawet w tojtojkach są spłuczki i mydło w płynie. Ale przecież to nie blog podróżniczy, nie mam zamiaru zachwalać tu żadnych atrakcji turystycznych.
  Przechadzając się pomiędzy monumentalnymi okazami drzew, z których większość liczy sobie niemal dwieście lat myśleliśmy o tym, że leśniczy, czuwający w połowie XIX wieku nad zakładaniem tego niezwykłego ogrodu mieli wizję. Sadząc poszczególne, małe wówczas drzewka widzieli już oczami wyobraźni jak ich dzieło będzie wyglądać w odległej przyszłości. Ukształtowanie terenu musiało korespondować z takimi a nie innymi drzewami i krzewami, oświetlenie musiało wydobywać dokładnie to, co zamierzali twórcy. Efekt dziś powala i obezwładnia swoim pięknem.
Bardzo szybko przenieśliśmy nasze spostrzeżenia na grunt duchowy. Czy zdajemy sobie sprawę z przyszłych konsekwencji naszych najdrobniejszych nawet czynów i słów? Czy my mamy wizję? I pytanie moim zdaniem najważniejsze dla chrześcijanina – jeżeli już jest to jaki ma ona charakter, skąd pochodzi?
  PAN przemówił do Mojżesza tymi słowy: (…) Niech Mi zbudują święte miejsce, w którym mógłbym zamieszkać pośród nich. Niech to uczynią dokładnie według wzorów zarówno przybytku, jak i wszystkich jego sprzętów, które Ja sam ci pokażę. [1 Księga Mojżeszowa 25: 1, 8-9] – to nie Mojżesz sam z siebie miał wizję przybytku, to Bóg przekazał mu z najdrobniejszymi szczegółami instrukcję jak ma go zbudować. To nie Mojżesz miał też wizję harmonogramu i trasy wędrówki Izraelitów przez pustynię. Potem, w czasie swoich wędrówek, ilekroć obłok podnosił się znad przybytku, Izraelici wyruszali w drogę. Gdy obłok nie podnosił się, nie wyruszali — aż do dnia, kiedy się podniósł. [1 Mojżeszowa 40: 36-37] Dziesiątki Bożych mężów i proroków wcielały w życie bynajmniej nie własne pomysły, koncepcje i wizje, choć tak się mogło wydawać postronnym obserwatorom.
  Wnioski z przemyśleń po wizycie w Wirtach były proste – chrześcijanin musi mieć wizję, inaczej żyje bezmyślnie i co najważniejsze bezużytecznie, z dnia na dzień, bez pożytku dla innych i dla przyszłych pokoleń. Musi mieć precyzyjną wizję. Otóż tej wizji niebieskiej nie mogłem się oprzeć – mówił apostoł Paweł. [Dzieje apostolskie 26:19-20] Oby tak zawsze było z nami!
  Dziwiętnastowieczni pasjonaci dendrologii, urzeczeni egzotycznymi okazami widzieli już oczami wyobraźni jak będą się one prezentować na terenie, który przedtem wydarli przyrodzie, kompletnie karczując hektary zastanego tam lasu. Ale tutaj to oni sami tworzyli tę koncepcję, sami opracowali plan.
  Dzięki Bogu mogę widzieć jak każda służba dla Pana, podejmowana w moim środowisku jest wynikiem wytrwałego i konsekwentnego wsłuchiwania się w Jego głos. Dzięki Bogu sam mogę tego doświadczać i o tym zaświadczać. Sam na własne oczy mogę oglądać materializowanie się wizji domu modlitwy, różnych przedsięwzięć i służb na terenie, który Bóg w swojej łaskawości dał mojemu zborowi. I choć każda z nich jest wynikiem tego, że w każdym przypadku ktoś miał tu konkretną wizję, to żadna z nich nie powstawała w czasie bezsennych nocy, z nudów czy zwykłej cielesnej pasji i ambicji ale tylko na kolanach. Chwała Bogu!

14 marca 2018

Jezu ufam Tobie!

  Niedawno rozmawiałem z pewną starszą panią. „Ostatnio zaczęłam regularnie czytać Biblię…” - powiedziała po chwili rozmowy, ku mojemu zaskoczeniu i radości. „…Ale to przecież niemożliwe, żeby Jezus mówił niektóre rzeczy, o których piszą ewangeliści” - dodała. Oczywiście dopytałem o jakie wypowiedzi Jezusa jej chodzi, ale moja rozmówczyni początkowo nie była w stanie wskazać ich precyzyjnie. „Jezus przecież zna ludzi, nie może od nich wymagać takich rzeczy. Ja uważam, że Bóg stworzył nas po to byśmy mogli jakoś normalnie żyć na świecie” - argumentowała.
  Normalnie żyć - z takim postulatem w kontekście konfrontacji ze słowami Jezusa spotkałem się nie po raz pierwszy. Jeżeli tylko uczciwie i z zaangażowaniem czytamy Ewangelie nie możemy pominąć faktów, że zarówno Jezus jak i Jego uczniowie nie mieli raczej „normalnego życia”. Począwszy od powołania przez Jezusa, co wiązało się z „zostawieniem wszystkiego i pójściem za Nim”, poprzez uważne słuchanie i wykonywanie poleceń Mistrza wbrew wszelkim okolicznościom (patrz chociażby Ewangelia Mateusza 14, 22-32, Dzieje Apostolskie 14,7-12) aż po posłuszeństwo najważniejszemu nakazowi misyjnemu: Idźcie do najdalszych zakątków świata i głoście tam dobrą nowinę wszystkim bez wyjątku. (Ewangelia Marka 16,15). Pamiętajmy, że dla wszystkich apostołów to bezwzględne posłuszeństwo zakończyło się… no bynajmniej nie normalnym życiem, raczej w ogóle nie zakończyło się życiem. Byli za to pewni perspektywy życia wiecznego.
  Ale nawet tak „prosty” nakaz Jezusa: Kochajcie waszych nieprzyjaciół (Ewangelia Mateusza 5,44) w radykalny sposób oddala nas od „normalnego życia”. Normalnego czyli typowego - bezproblemowego, wygodnego, takiego gdy jesteśmy powszechnie lubiani, cenieni i doceniani. No właśnie, jak to pogodzić z zapowiedziami Jezusa: Na świecie będziecie doświadczać ucisku (Ew. Jana 16.33) czy Jeśli Mnie prześladowali, i was będą prześladować (Ew. Jana 15,20)…
  Tak naprawdę kluczowym wyborem jest to co uznamy za normalne życie. Jezus odpowiedział: Ręczę i zapewniam, kto się nie narodzi na nowo, nie może zobaczyć Królestwa Bożego. (Ew. Jana 3,3); Narodzić się na nowo do nowego życia, życia w którym „normalność” oznacza już tylko bezwzględne zaufanie, posłuszeństwo Jezusowi objawionemu w Słowie Bożym, nie naszym wyobrażeniom o Nim. Abyśmy wzorem Chrystusa, który został wzbudzony z martwych przez chwałę Ojca, my również prowadzili nowe życie. (List do Rzymian 6,4). Dla mnie bowiem życie - to Chrystus – oto normalne życie apostoła Pawła (List do Filipian 1,21).
  Kiedy po rozmowie opuszczałem mieszkanie starszej pani zobaczyłem nad drzwiami wizerunek Jezusa i napis „Jezu ufam Tobie”. Hmm… Jakiemu Jezusowi ufa moja rozmówczyni?

24 lutego 2018

Zostawili wszystko i poszli za Nim

  Sam nie wiem ile razy czytałem historię powołania przez Jezusa pierwszych uczniów. Ostatnio wczytałem się w nią jednak wnikliwiej.
  Rankiem (to jedno z moich „znalezisk” :-) Jezus przemawiał do tłumu na brzegu jeziora. Akurat wtedy powrócili z połowu rybacy (no właśnie – kiedy oni wracają z nocnych łowów?). Jezus zobaczył na brzegu dwie łodzie. Rybacy właśnie z nich wyszli i płukali sieci. Wówczas Jezus wszedł do łodzi, która była własnością Szymona, i poprosił go, aby odbił nieco od brzegu. Następnie usiadł w niej i zaczął nauczać tłumy. Gdy przestał mówić, zwrócił się do Szymona: Wypłyń na głęboką wodę. Zarzućcie tam sieci na połów. Mistrzu — odpowiedział Szymon — całą noc ciężko pracowaliśmy i nic nie złowiliśmy; ale ponieważ Ty to mówisz, zarzucę sieci. (Ewangelia Łukasza 5,2-5) Historia, jak może pamiętamy, ma swój dalszy ciąg, bardzo ważny, ale ja chcę zatrzymać się na jej początku.
  Spróbowałem postawić się na miejscu jednego z powracających z połowu rybaków. Zmęczony po całonocnej harówce – zarzucaniu i wybieraniu sieci, przepływaniu na kolejne łowiska w nadziei, że może tam będzie ryba, niewyspany a na dodatek sfrustrowany kompletnie zerowym rezultatem wyprawy. „Co będzie jadła dzisiaj moja rodzina? W dodatku to właśnie dzisiaj trzeba zapłacić podatek poborcom. No i jeszcze te sieci trzeba wypłukać. Chyba po tym, co złowiliśmy :-(… Najchętniej rzuciłbym wszystko i poszedł spać!” – tak właśnie mógł myśleć np. Szymon (późniejszy Piotr).
  „I jeszcze na dodatek ten samozwańczy kaznodzieja akurat właśnie tutaj urządził sobie kazanie, w miejscu gdzie zawsze przybijamy do brzegu, gdzie suszymy nasze sieci. I te tłumy! Wszyscy zobaczą jak nieudolnymi rybakami jesteśmy…” – no tak, takie myśli przebiegające przez głowę ówczesnego Szymona wcale by mnie nie zdziwiły. Na domiar złego Jezus nie pytając nikogo o pozwolenie wszedł do jego łodzi i jakby nigdy nic zażyczył sobie odpłynięcia od brzegu i zakotwiczenia łodzi na czas trwania kazania! Na ile znam Szymona Piotra z późniejszych relacji ewangelistów to wykazał się w tamtym momencie anielską cierpliwością. Przecież wielokrotnie dał się poznać jako człowiek porywczy, impulsywny, mówiący szybciej niż myślący.
  Może Szymon był tak zmęczony i zrezygnowany, że było mu już wszystko jedno? Może ktoś namówił go do przyjęcia takiej uległej postawy? Ja jednak widzę tu oddziaływanie samej osoby Jezusa. Szymon wcześniej nigdy Go nie spotkał, może coś o Nim słyszał. Ale pierwszym słowem, jakie wydobyło się z jego ust po prośbie Jezusa było „Mistrzu!”. Jezus musiał zrobić na nim spore wrażenie. Ogromny połów, który zaliczył za chwilę był tak naprawdę tylko dodatkiem do tego pierwszego wrażenia spotkania z Jezusem.
  Wyciągnęli więc łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim. (Łukasza 5,11) Niesamowite! Ale czy nie było tak np. w przypadku powołania przez Jezusa celnika Lewiego? Jezus zwrócił się do niego: Chodź za Mną. I wtedy Lewi wstał, zostawił wszystko i odtąd chodził z Jezusem. (Łukasza 5,27-28).
  To niezwykłe historie. Przyznam jednak, że robiły na mnie naprawdę ogromne wrażenie wtedy, kiedy dopiero nawracałem się do Pana, kiedy poznawałem Jego Słowo. Potem zobaczyłem, że to po prostu oczywiste konsekwencje prawdziwego spotkania z Żywym Jezusem, doświadczenia Jego dotknięcia i obecności. Bo kiedy to nastąpiło także w moim życiu, także ja „zostawiłem wszystko”. Zostawiłem moje stare nawyki, filmy i programy, co do których ciężko mi wręcz uwierzyć, że je oglądałem, stosy pustych czy jawnie bezbożnych książek, płyt, kaset wideo (!), które wylądowały na śmietniku. Zostawiłem moją starą pracę, w której bynajmniej nie służyłem Panu.
  Ale co tam ja. Znam dziesiątki świadectw braci i sióstr, którzy po nawróceniu „zostawili wszystko” w znacznie większym, poważniejszym wymiarze. Zostawili straszne nałogi, gangsterskie życie, bezprawnie zdobyte bogactwa, bezbożnych przyjaciół… można by wiele wymieniać.
  Dzisiaj wiem, że takie są po prostu konsekwencje spotkania z Jezusem i postawa Szymona już mnie nie dziwi.
 Bo jeśli ktoś uwierzył w Chrystusa, jest zupełnie nową istotą. To, co było kiedyś, minęło. Teraz nastało coś zupełnie nowego. (2 List do Koryntian 5,17; przekład Słowo Życia)

Cytaty z Biblii pochodzą z tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego, chyba że zaznaczono inaczej.

8 lutego 2018

Zmiana języka

  Epizod z życia Jezusa, kiedy po chrzcie w Jordanie udał się na pustynię, pościł przez 40 dni i był kuszony przez diabła należy do najlepiej znanych fragmentów Ewangelii (tę historię opisują Mateusz, Marek a także Łukasz). A jednocześnie uważam, że jest to jedna z najgłębszych historii z ziemskiego życia Jezusa, choć wydaje się tak prosta.
  Przez wieki napisano na ten temat wiele tomów, wygłoszono zapewne dziesiątki, jeżeli nie setki kazań. Najwyraźniej jest o czym mówić. I zapewne ktoś zwrócił już wcześniej uwagę także na to, co dzisiaj pokazał mi Duch Święty podczas lektury czwartego rozdziału Ewangelii Łukasza. Ale tak to cudownie urządził nasz Pan, że On przemawia do każdego osobno (nawet gdy słuchamy Słowa wspólnie) i za każdym razem w bardzo indywidualny i specyficzny sposób. Bo za każdym razem w sposób dostosowany do jego życia, aktualnego stanu, przeżyć.
  Wiele razy słuchałem kazań, w których zwracano uwagę, że na każde kuszenie diabła Jezus odpowiadał Słowem Bożym. To bardzo cenne, uczy nas, że w podobnych sytuacjach nie ma lepszej obrony, że nie ma co wdawać się w „pyskówki” i targi ze złym. Gdyż Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż jakikolwiek obosieczny miecz. [List do Hebrajczyków 4,12]
Wielokrotnie także kaznodzieje zwracają uwagę, że diabeł również posługiwał się w stosunku do Jezusa tą samą bronią – cytatami ze Słowa Bożego. To dla nas dowód na to, że on zna Biblię bardzo dobrze, ale że ją przekręca, traktując instrumentalnie.
  Dzisiaj zwróciłem jednak uwagę na jeszcze coś innego. Najpierw diabeł uchwycił się głodu Jezusa po trwającym czterdzieści dni poście. W tych dniach nic nie jadł, a gdy dobiegły końca, odczuł głód. Wtedy diabeł podsunął Mu pomysł: Skoro jesteś Synem Boga, powiedz temu kamieniowi, aby zamienił się w chleb. [Łukasz 4,2-3] Tu jest tylko kusząca (nomen omen) propozycja, nie ma Słowa Bożego. To Jezus używa Go w swojej odpowiedzi. Za drugim razem diabeł wyprowadził Go na górę, gdzie w ułamku sekundy pokazał Mu wszystkie królestwa zamieszkałego świata. Zaproponował: Tobie dam całą władzę i chwałę tych królestw, ponieważ mnie została przekazana i daję ją, komu zechcę. Jeśli więc Ty się przede mną pokłonisz — wszystko będzie Twoje. [Łukasz 4,5-7] Także i tym razem sytuacja była podobna.
  Dopiero za trzecim razem diabeł zaprowadził Go do Jerozolimy, postawił na szczycie świątyni i powiedział do Niego: Skoro jesteś Synem Boga, skocz stąd w dół. Przecież napisano: On swym aniołom poleci cię strzec, oraz: Będą cię nosić na rękach, byś czasem swojej stopy nie uraził o kamień. [Łukasz 4,9-11] Wow! Czy powinniśmy być pod wrażeniem? Niestety tak. Pod wrażeniem tego, jak szybko diabeł nauczył się jak należy rozmawiać z Jezusem. On się uczy, bardzo szybko.
  Jeżeli pozwolimy sobie na chwilę bezwzględnej szczerości wobec samych siebie to zobaczymy, jak wielokrotnie pozwalamy uczyć się diabłu tego jak z nami „rozmawiać”. Niestety daleko nam do Jezusa i to najczęściej nie Słowo Boże jest językiem, z którym można się z nami „dogadać”. Tym językiem jest niestety nasza grzeszność, nasze grzeszne upodobania. Tak często wyraźnie pokazujemy diabłu co nam się podoba, tak jakbyśmy pokazywali: o, tak właśnie mnie kuś! To właśnie mi się podoba, podsyłaj mi coś takiego!
  Chyba najwyższy czas zmienić język. Aby się nie dać wykorzystać szatanowi. Jego intrygi są nam przecież znane. [2 List do Koryntian 2,11]

Cytaty z Biblii pochodzą z tłumaczenia Ewangelicznego Instytutu Biblijnego.