To oczywiste, że jako chrześcijanin zacząłem zastanawiać się
jakby to było, gdyby tamci chłopcy byli chrześcijanami. Nie „osobami wyznania
chrześcijańskiego”, zwyczajowo polanymi wodą jako niemowlęta i prowadzanymi co
niedziela do kościołów ale CHRZEŚCIJANAMI, ludźmi narodzonymi na nowo,
ochrzczonymi Duchem Świętym. Jak wtedy wyglądałaby ich postawa wobec
otaczającej bezwzględnej ciemności, wilgoci, malejącej w zastraszającym tempie
ilości tlenu i braku perspektyw na szybką i prostą ewakuację do własnego łóżka?
Ze Słowa Bożego widzę, że ci, którzy mieli silną wiarę
graniczącą w pewnością, którzy sami albo fizycznie albo duchowo dotykali Jezusa
Chrystusa, pozostawali w stałym kontakcie z Nim - tych nic nie było w stanie
przerazić, zachwiać, wpędzić w panikę. …co zobaczyliśmy na własne oczy, czemu
się przyglądaliśmy i czego dotknęły nasze ręce, a co odnosi się do Słowa życia
[1 List Jana 12]. Wiedzieli, że jeżeli będą żyli to na chwałę Boga a jeżeli
przyjdzie im odejść z tego świata to trafią w ekspresowym tempie do tego
lepszego i spotkają się z Jezusem twarzą w twarz. Bo dla mnie życie to Chrystus,
a śmierć — to zysk. Jeśli już żyć w ciele, to dla owocnej pracy. Co bym wolał?
— nie wiem. Pociąga mnie jedno i drugie. Chciałbym stąd odejść i być z
Chrystusem, bo to o wiele lepsze – pisał apostoł Paweł po tym jak zobaczył
Chrystusa [List do Filipian 1,32-23]
W rozmowach z moimi braćmi i siostrami widzę jak bardzo
tęsknimy za taką postawą, pełną wiary, jak bardzo sami czujemy się słabi a
„Chrystus w nas, nadzieja chwały” i fakt bycia świątynią Ducha Świętego wydają
się prawdziwe tylko chwilami. Czy ja gdybym znalazł się na miejscu tych tajskich
chłopców trwałbym niewzruszenie w wierze, nadziei i miłości? Czy osoby
komentujące moje uwięzienie w jaskini mówiłyby „On jest chrześcijaninem, to
oczywiste, że jest pełen pokoju i nadziei, że społeczność z Jezusem daje mu
siłę” ? To nie jest proste ale trzeba stanąć oko w oko z tym wyzwaniem i
przyznać, że pewnie by tak nie było. Widzę też często jak moi drodzy bracia w
wierze nie są bynajmniej tytanami wiary, jak słabną w obliczu najmniejszych
przeciwieństw.
Wydarzenia w Tajlandii karzą mi dzisiaj zadać sobie
podstawowe pytania o kondycję mojej, naszej wiary, o jej podstawy, jej
niezależność od przyczyn zewnętrznych. Gdzie jest recepta? Już chyba o niej
wspomniałem - to żywa relacja z Jezusem, nie opowieści „z trzeciej ręki” ale
własne świadectwo tego, jak On objawiał się i wciąż objawia się w naszym życiu
i realnie działa, że jest żywym Bogiem, który ma moc, ba - wszechmoc! Jezus –
światłość świata. To Światło świeci w ciemnościach, a mrok nie był w stanie go
pochłonąć [Ewangelia Jana 1,5]
Niechby ktoś kiedyś powiedział o chrześcijaństwie słowa,
które usłyszałem z ust "mądrej" pani psycholog. Niechbyśmy na to zasłużyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz