14 marca 2019

Lekcja


  Ponieważ mam śladowe objawy klaustrofobii to prawdziwym problemem jest dla mnie wyobrażanie sobie realiów księgi Jonasza. Słowo Boże, podobnie jak w wielu opisywanych historiach jest tu bardzo lakoniczne. Nad ciągiem obrazów: sztorm, wrzucenie do morza, ryba, brzeg morski przechodzimy niemal na jednym oddechu. Ale zatrzymajmy się na chwilę. Jak duży mógł być żołądek ryby, która połknęła Jonasza? Jak tam pachniało i co otaczało proroka? Jak łatwo można było oddychać? Ciasna, śmierdząca, pełna odpadków pływająca trumna - to chyba najbardziej adekwatne porównanie. W takich okolicznościach nie wpaść w panikę - to chyba graniczy z niemożliwością… Prawdopodobieństwo wyjścia cało z takiego miejsca wydaje się niemal równe zeru.
  Trudno chyba o bardzie radykalną, trudną i - powiedzmy to wprost - okrutną lekcję. Próbuję przedstawić te obrzydliwe i straszliwe realia tylko po to, by uświadomić nam, że WSZELKIE lekcje, przez które przeprowadza nas Pan są niczym wobec lekcji Jonasza. Jak widać okazała się ona skuteczna, Jonasz po wypluciu przez rybę posłusznie poszedł do Niniwy. W żołądku ryby wytrawione zostało jego nieposłuszeństwo. A ja Tobie ofiary składam, Ciebie chcę głośno wysławiać. Pragnę też wypełnić to, co ślubowałem, bo ocalenie przychodzi od Pana. Wtedy Pan wydał rozkaz, żeby ryba wyrzuciła Jonasza na ląd. – Jonasza 2, 10-11. Wtedy, gdy praca została wykonana. Warto pamiętać, że Jonasz od początku wiedział „o co chodzi” Bogu, wiedział chociażby, że to z powodu jego nieposłuszeństwa sroży się sztorm.
  Ale co oczywiste to lekcja także dla nas. Choć bez topienia się w wielorybich sokach żołądkowych i bez wodorostów oplatających naszą szyję często ciężko nam się czegoś nauczyć to jednak wierzę, że ta opisana historia ma być „zamiast” i że Bóg „wierzy”, że z samego przeczytania tej historii wyciągniemy właściwe wnioski. Czy te wnioski trwale wpłyną na naszą wiarę? Odpowiedzi na to pytanie dostarcza niestety sam Jonasz, który niedługo po traumatycznym podwodnym epizodzie wściekał się na to, że słońce piecze go w głowę gdy usechł krzew, dający mu cień. I może dlatego najczęściej sami musimy przechodzić przez trudne doświadczenia.
  Sam nie wiem czy wolałbym lekcję Jonasza czy Joba. Oba doświadczenia należą do gatunku tych, które mądrzy psycholodzy określają jako „graniczne”. Utrata całego dobytku, pozycji społecznej, rodziny i zdrowia (o przyjaciołach nie wspominając), ból przeszywający i rujnujący ciało kontra tydzień w pływającej trumnie? Doświadczenie, przez które został przeprowadzony Job wydaje się niczym więcej niż tylko testem, sprawdzeniem, czy Job nadal będzie chwalił Boga gdy zostanie pozbawiony WSZYSTKIEGO. Ale jak wiemy z Biblii na teście się nie skończyło. Tylko ze słyszenia wiedziałem o tobie, lecz teraz moje oko ujrzało cię. - wyznał po wszystkim Job (42,5). I wiemy, że wolą Boga jest abyśmy wszyscy doszli do tego punktu.
  Skupiam się na tych dwóch historiach, ponieważ są dla mnie najbardziej spektakularne i dotykające mnie osobiście, choć oczywiście w Słowie Bożym znaleźlibyśmy wiele innych historii, kiedy to Bóg uczył ludzi poprzez trudne doświadczenia. Hiskiasz, Saul, Dawid, Paweł - to pierwsze postaci, jakie przychodzą mi na myśl. Jedni zdawali egzamin celująco, inni oblewali. Gdyż jestem świadom swych przestępstw, mój grzech mam wciąż przed oczami. Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem, popełniłem zło w Twoich oczach, słuszne jest Twe napomnienie, jesteś bez zarzutu w swoim sądzie. (…) A dla Ciebie milsza jest prawda skryta na dnie duszy — dlatego dałeś mi lekcję głębokiej mądrości. – pisał król Dawid w psalmie 51. Oni wszyscy są lekcją dla nas.
  A najważniejszą składową tej lekcji jest to, że czas próby powinien być czasem modlitwy ale także refleksji. Skoro Bóg w piecu doświadczeń chce wytopić z nas czyste srebro i złoto to trzeba pytać do czego te kruszce mamy użyć. Jeżeli wciąż nie wiemy to jak możemy oczekiwać, że wytapianie się zakończy? Bóg nie porzuci rozpoczętej pracy w połowie, za bardzo nas kocha jako swoje dzieci.
  Kilka lat temu przeżywałem niesamowicie trudny, kilkumiesięczny czas w pracy, związany z niesprawiedliwymi oskarżeniami i mobbingiem. Oczywiście przede wszystkim modliłem się wówczas o to, by ta sytuacja nie do zniesienia zakończyła się wreszcie. Ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę dlaczego tak się dzieje, bo pytałem także o to nieustannie mojego Pana. Wiedziałem już co powinno się we mnie zmienić. W końcu stanąłem przed zborem i złożyłem świadectwo ufności w Bożą miłość i w to, że Pan chce dla mnie wszystkiego co najlepsze, także w tym trudnym czasie. Pamiętam, że cytowałem wtedy słowa apostoła Pawła z Listu do Rzymian Chlubimy się też uciskami, wiedząc, że przeciwności wyrabiają wytrwałość, a wytrwałość siłę charakteru; siła charakteru nadzieję (5,3-4) . Pamiętam także, jak brat prowadzący wówczas nabożeństwo podsumował moje świadectwo dalszym ciągiem tego cytatu: … a nadzieja nie zawodzi. No i nie zawiodła, moja lekcja zakończyła się już kilka dni później.
  To oczywiście Boża łaska, że dał mi tak wniknąć siebie, że mogłem zobaczyć to co On chciał mi pokazać. Ale w przypadku każdego doświadczania Bożych mężów, opisanego w Biblii widzę ten właśnie mechanizm - uczenia. Bóg nie działa na oślep, nie rani nas bez sensu. Chodzi o lekcję. W czasie każdej lekcji mamy się przecież czegoś konkretnego nauczyć. I trzeba to rozpoznawać.