Ponieważ mam śladowe objawy klaustrofobii to prawdziwym problemem jest dla mnie wyobrażanie sobie realiów księgi Jonasza.
Słowo Boże, podobnie jak w wielu opisywanych historiach jest tu bardzo
lakoniczne. Nad ciągiem obrazów: sztorm, wrzucenie do morza, ryba, brzeg morski
przechodzimy niemal na jednym oddechu. Ale zatrzymajmy się na chwilę. Jak duży
mógł być żołądek ryby, która połknęła Jonasza? Jak tam pachniało i co otaczało proroka?
Jak łatwo można było oddychać? Ciasna, śmierdząca, pełna odpadków pływająca
trumna - to chyba najbardziej adekwatne porównanie. W takich okolicznościach
nie wpaść w panikę - to chyba graniczy z niemożliwością… Prawdopodobieństwo
wyjścia cało z takiego miejsca wydaje się niemal równe zeru.
Trudno chyba o bardzie radykalną, trudną i - powiedzmy to
wprost - okrutną lekcję. Próbuję przedstawić te obrzydliwe i straszliwe realia
tylko po to, by uświadomić nam, że WSZELKIE lekcje, przez które przeprowadza
nas Pan są niczym wobec lekcji Jonasza. Jak widać okazała się ona skuteczna,
Jonasz po wypluciu przez rybę posłusznie poszedł do Niniwy. W żołądku ryby
wytrawione zostało jego nieposłuszeństwo. A
ja Tobie ofiary składam, Ciebie chcę głośno wysławiać. Pragnę też wypełnić to,
co ślubowałem, bo ocalenie przychodzi od Pana. Wtedy Pan wydał rozkaz, żeby
ryba wyrzuciła Jonasza na ląd. –
Jonasza 2, 10-11. Wtedy, gdy praca została wykonana. Warto pamiętać, że Jonasz
od początku wiedział „o co chodzi” Bogu, wiedział chociażby, że to z powodu jego
nieposłuszeństwa sroży się sztorm.
Ale co oczywiste to lekcja także dla nas. Choć bez topienia
się w wielorybich sokach żołądkowych i bez wodorostów oplatających naszą szyję
często ciężko nam się czegoś nauczyć to jednak wierzę, że ta opisana historia
ma być „zamiast” i że Bóg „wierzy”, że z samego przeczytania tej historii
wyciągniemy właściwe wnioski. Czy te wnioski trwale wpłyną na naszą wiarę?
Odpowiedzi na to pytanie dostarcza niestety sam Jonasz, który niedługo po
traumatycznym podwodnym epizodzie wściekał się na to, że słońce piecze go w
głowę gdy usechł krzew, dający mu cień. I może dlatego najczęściej sami musimy przechodzić
przez trudne doświadczenia.
Sam nie wiem czy wolałbym lekcję Jonasza czy Joba. Oba
doświadczenia należą do gatunku tych, które mądrzy psycholodzy określają jako
„graniczne”. Utrata całego dobytku, pozycji społecznej, rodziny i zdrowia (o
przyjaciołach nie wspominając), ból przeszywający i rujnujący ciało kontra
tydzień w pływającej trumnie? Doświadczenie, przez które został przeprowadzony
Job wydaje się niczym więcej niż tylko testem, sprawdzeniem, czy Job nadal
będzie chwalił Boga gdy zostanie pozbawiony WSZYSTKIEGO. Ale jak wiemy z Biblii
na teście się nie skończyło. Tylko ze
słyszenia wiedziałem o tobie, lecz teraz moje oko ujrzało cię. - wyznał po wszystkim Job (42,5). I
wiemy, że wolą Boga jest abyśmy wszyscy doszli do tego punktu.
Skupiam się na tych dwóch historiach, ponieważ są dla mnie
najbardziej spektakularne i dotykające mnie osobiście, choć oczywiście w Słowie
Bożym znaleźlibyśmy wiele innych historii, kiedy to Bóg uczył ludzi poprzez
trudne doświadczenia. Hiskiasz, Saul, Dawid, Paweł - to pierwsze postaci, jakie
przychodzą mi na myśl. Jedni zdawali egzamin celująco, inni oblewali. Gdyż jestem świadom swych przestępstw, mój
grzech mam wciąż przed oczami. Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem, popełniłem
zło w Twoich oczach, słuszne jest Twe napomnienie, jesteś bez zarzutu w swoim
sądzie. (…) A dla Ciebie milsza jest prawda skryta na dnie duszy — dlatego
dałeś mi lekcję głębokiej mądrości. –
pisał król Dawid w psalmie 51. Oni wszyscy są lekcją dla nas.
A najważniejszą składową tej lekcji jest to, że czas próby
powinien być czasem modlitwy ale także refleksji. Skoro Bóg w piecu doświadczeń
chce wytopić z nas czyste srebro i złoto to trzeba pytać do czego te kruszce
mamy użyć. Jeżeli wciąż nie wiemy to jak możemy oczekiwać, że wytapianie się
zakończy? Bóg nie porzuci rozpoczętej pracy w połowie, za bardzo nas kocha jako
swoje dzieci.
Kilka lat temu przeżywałem niesamowicie trudny, kilkumiesięczny
czas w pracy, związany z niesprawiedliwymi oskarżeniami i mobbingiem. Oczywiście
przede wszystkim modliłem się wówczas o to, by ta sytuacja nie do zniesienia
zakończyła się wreszcie. Ale w pewnym momencie zdałem sobie sprawę dlaczego tak
się dzieje, bo pytałem także o to nieustannie mojego Pana. Wiedziałem już co
powinno się we mnie zmienić. W końcu stanąłem przed zborem i złożyłem
świadectwo ufności w Bożą miłość i w to, że Pan chce dla mnie wszystkiego co
najlepsze, także w tym trudnym czasie. Pamiętam, że cytowałem wtedy słowa
apostoła Pawła z Listu do Rzymian Chlubimy
się też uciskami, wiedząc, że przeciwności wyrabiają wytrwałość, a wytrwałość
siłę charakteru; siła charakteru nadzieję (5,3-4) . Pamiętam
także, jak brat prowadzący wówczas nabożeństwo podsumował moje świadectwo
dalszym ciągiem tego cytatu: … a nadzieja
nie zawodzi. No i nie zawiodła,
moja lekcja zakończyła się już kilka dni później.
To oczywiście Boża łaska, że dał mi tak wniknąć siebie, że
mogłem zobaczyć to co On chciał mi pokazać. Ale w przypadku każdego
doświadczania Bożych mężów, opisanego w Biblii widzę ten właśnie mechanizm -
uczenia. Bóg nie działa na oślep, nie rani nas bez sensu. Chodzi o lekcję. W
czasie każdej lekcji mamy się przecież czegoś konkretnego nauczyć. I trzeba to
rozpoznawać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz