28 stycznia 2019

Życie świra

  Wczoraj obejrzałem „Dzień świra” Marka Koterskiego. Zupełnie nie planowałem tego seansu, mając nikłe przebłyski pamięci z oglądania tego filmu w 2002 roku, wkrótce po jego premierze kinowej. Choć pamiętałem, że nieźle się wtedy bawiłem, to nie miałem w ogóle zaufania do tamtego mnie sprzed lat i moich ówczesnych odczuć. Przecież dopiero kilka lat potem postanowiłem pójść za Jezusem i podporządkować Jemu całe swoje życie.
  Ale przypadkowo włączony film zaczął mnie wciągać. Zacząłem przypominać sobie jak szesnaście lat temu śmiałem się z natręctw i głupoty Adasia Miauczyńskiego, jak identyfikowałem wokół siebie postaci podobne do przedstawionych w filmie. Tylko, że tym razem nie było mi do śmiechu. Reżyser bezbłędnie i okrutnie postawił diagnozę współczesnego człowieka, żyjącego bez Boga. W setkach już chyba recenzji, których dorobił się ten znakomity skądinąd film, nie znajdziemy jednak takiego stwierdzenia. Przeczytamy, że to obraz niespełnionego, niemal pięćdziesięcioletniego inteligenta z przerostem ambicji, którego życie osobiste i kariera zawodowa okazały się porażkami, niedojrzałego emocjonalnie. Tak to rzeczywiście wygląda na poziomie realiów.
  Ale oglądając ten film ponownie już jako narodzony na nowo człowiek widziałem, że charakter, dzieje, relacje głównego bohatera można przypisać każdemu człowiekowi, którego jedynym horyzontem jest doczesność. Miauczyński mieszka w niewielkim mieszkanku na blokowisku, nienawidzi wszystkich, zarówno sąsiadów jak współpracowników czy ludzi przypadkowo spotykanych w sklepie czy autobusie. Nienawidzi tak naprawdę swojej matki, od której nadopiekuńczości nie może i nie chce się uwolnić, nienawidzi swojej byłej żony. Miauczyńskiego napędza nienawiść a jednocześnie go wykańcza. Jest notorycznie zmęczony i wypalony. Nienawiść dopada go także na urlopie na dzikiej plaży, gdzie skupia się nawet na przypadkowej mewie. Nigdy nie słyszał słów Jezusa Przyjdźcie do Mnie wszyscy zapracowani i przeciążeni, Ja wam zapewnię wytchnienie. – Ewangelia Mateusza 11, 28
  Oglądając film było mi coraz bardziej smutno. Odwrotnie niż przed kilkunastu laty, kiedy to bawiłem się coraz lepiej. Choć zdawałem sobie przecież wówczas sprawę, że film w dużej mierze jest także o mnie to uznawałem (jak przypominam sobie), że to nieuchronne, że nie da się tak naprawdę żyć inaczej i że tak żyją wszyscy. Bo nawet, jeżeli komuś w życiu super się powiodło to przecież tkwiąca w nim nienawiść i rozgoryczenie jest tylko uśpione. Dobrze znamy historie bogaczy i celebrytów, traktujących bez litości swoich służących, upijających się i staczających aż do samobójstwa wśród narkotyków. I dopiero po latach przeczytałem, że to prawda, bo bezbożni są jak wzburzone morze, które nie może się uspokoić, a którego wody wyrzucają na wierzch muł i błoto. Nie mają pokoju bezbożnicy — mówi mój Bóg. – Księga Izajasza 57. 20-21
  Dziś przypomina mi się stwierdzenie jednego z kaznodziejów, że po narodzeniu na nowo płaczemy nad tym, z czego wcześniej śmialiśmy się i na odwrót. Tak, to prawda. A ja smuciłem się wczoraj także z powodu mojego ówczesnego stanu. Byłem taki sam jak Adaś Miauczyński, choć młodszy i pewnie lepiej maskujący się. Niegdyś postępowaliście według zwyczaju tego świata i według władcy, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach nieposłuszeństwa. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach naszego ciała, czyniąc to, co się podobało ciału i myślom, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni. Lecz Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, z powodu swojej wielkiej miłości, którą nas umiłował; i to wtedy, gdy byliśmy umarli w grzechach, ożywił nas razem z Chrystusem, gdyż łaską jesteście zbawieni – List apostoła Pawła do Efezjan 2, 2-5; Bo i my byliśmy niegdyś bezrozumni, niewierni, błądzący, wszelakim pożądliwościom i rozkoszom oddani, żyliśmy w złości i w zazdrości, jedni drugim nienawistni i nienawidzący jedni drugich. Ale oto okazała się dobroć i łaskawość Boga, Zbawiciela naszego. Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym. – List do Tytusa 3, 3-5
  Chwała Bogu, dziękuję Mu, że wyrwał mnie z tego życia świra!
  Najstraszniejsze jest to, że w świecie Miauczyńskiego był Jezus. To imię pojawiało się w jego ustach, co prawda w towarzystwie przekleństw, a w przedpokoju jego mieszkania wisiał krzyż. Przed wyjazdem z domu Adaś całował stopy wiszącej na nim figurki „Jezuska” jak mówił. Ale najbardziej przejmująca była dla mnie scena symbolicznej „modlitwy nienawiści”, którą stojący na balkonach lokatorzy zanosili chóralnie do… Boga (a przynajmniej tak im się wydawało). Modlitwy w której życzyli wszystkim wszystkiego… najgorszego.
  Kilkanaście lat temu nie wyciągnąłem z tego filmu właściwych wniosków. Pozwolił mi tylko poczuć się na chwilę lepiej jako komuś rzekomo lepszemu niż Miauczyński, karmiącemu się „intelektualną rozrywką”, mającemu „dystans” do tego co mnie otacza. Ale nie przejąłem się wtedy prawdą, że krzyż wiszący na ścianie i wieczorna modlitwa nieodrodzonego serca w niczym nie mogą pomóc. Dopiero kilka lat potem inna opowieść, opowieść o prawdziwym Jezusie, który umarł za mnie na prawdziwym krzyżu przemieniła mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz