Ale przypadkowo włączony film zaczął mnie wciągać. Zacząłem
przypominać sobie jak szesnaście lat temu śmiałem się z natręctw i głupoty
Adasia Miauczyńskiego, jak identyfikowałem wokół siebie postaci podobne do
przedstawionych w filmie. Tylko, że tym razem nie było mi do śmiechu. Reżyser
bezbłędnie i okrutnie postawił diagnozę współczesnego człowieka, żyjącego bez
Boga. W setkach już chyba recenzji, których dorobił się ten znakomity skądinąd
film, nie znajdziemy jednak takiego stwierdzenia. Przeczytamy, że to obraz
niespełnionego, niemal pięćdziesięcioletniego inteligenta z przerostem ambicji,
którego życie osobiste i kariera zawodowa okazały się porażkami, niedojrzałego
emocjonalnie. Tak to rzeczywiście wygląda na poziomie realiów.
Ale oglądając ten film ponownie już jako narodzony na nowo
człowiek widziałem, że charakter, dzieje, relacje głównego bohatera można
przypisać każdemu człowiekowi, którego jedynym horyzontem jest doczesność. Miauczyński
mieszka w niewielkim mieszkanku na blokowisku, nienawidzi wszystkich, zarówno
sąsiadów jak współpracowników czy ludzi przypadkowo spotykanych w sklepie czy
autobusie. Nienawidzi tak naprawdę swojej matki, od której nadopiekuńczości nie
może i nie chce się uwolnić, nienawidzi swojej byłej żony. Miauczyńskiego
napędza nienawiść a jednocześnie go wykańcza. Jest notorycznie zmęczony i wypalony.
Nienawiść dopada go także na urlopie na dzikiej plaży, gdzie skupia się nawet
na przypadkowej mewie. Nigdy nie słyszał słów Jezusa Przyjdźcie do Mnie wszyscy
zapracowani i przeciążeni, Ja wam zapewnię wytchnienie. – Ewangelia Mateusza 11,
28
Oglądając film było mi coraz bardziej smutno. Odwrotnie niż
przed kilkunastu laty, kiedy to bawiłem się coraz lepiej. Choć zdawałem sobie
przecież wówczas sprawę, że film w dużej mierze jest także o mnie to uznawałem
(jak przypominam sobie), że to nieuchronne, że nie da się tak naprawdę żyć
inaczej i że tak żyją wszyscy. Bo nawet, jeżeli komuś w życiu super się
powiodło to przecież tkwiąca w nim nienawiść i rozgoryczenie jest tylko
uśpione. Dobrze znamy historie bogaczy i celebrytów, traktujących bez litości
swoich służących, upijających się i staczających aż do samobójstwa wśród
narkotyków. I dopiero po latach przeczytałem, że to prawda, bo bezbożni są jak
wzburzone morze, które nie może się uspokoić, a którego wody wyrzucają na
wierzch muł i błoto. Nie mają pokoju bezbożnicy — mówi mój Bóg. – Księga Izajasza
57. 20-21
Dziś przypomina mi się stwierdzenie jednego z kaznodziejów, że
po narodzeniu na nowo płaczemy nad tym, z czego wcześniej śmialiśmy się i na
odwrót. Tak, to prawda. A ja smuciłem się wczoraj także z powodu mojego
ówczesnego stanu. Byłem taki sam jak Adaś Miauczyński, choć młodszy i pewnie
lepiej maskujący się. Niegdyś postępowaliście według zwyczaju tego świata i
według władcy, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach
nieposłuszeństwa. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach
naszego ciała, czyniąc to, co się podobało ciału i myślom, i byliśmy z natury
dziećmi gniewu, jak i inni. Lecz Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, z
powodu swojej wielkiej miłości, którą nas umiłował; i to wtedy, gdy byliśmy
umarli w grzechach, ożywił nas razem z Chrystusem, gdyż łaską jesteście
zbawieni – List apostoła Pawła do Efezjan 2, 2-5; Bo i my byliśmy niegdyś
bezrozumni, niewierni, błądzący, wszelakim pożądliwościom i rozkoszom oddani,
żyliśmy w złości i w zazdrości, jedni drugim nienawistni i nienawidzący jedni
drugich. Ale oto okazała się dobroć i łaskawość Boga, Zbawiciela naszego.
Zbawił nas nie dla uczynków sprawiedliwych, które dokonaliśmy, ale z
miłosierdzia swego przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym. –
List do Tytusa 3, 3-5
Chwała Bogu, dziękuję Mu, że wyrwał mnie z tego życia świra!
Najstraszniejsze jest to, że w świecie Miauczyńskiego był
Jezus. To imię pojawiało się w jego ustach, co prawda w towarzystwie
przekleństw, a w przedpokoju jego mieszkania wisiał krzyż. Przed wyjazdem z domu
Adaś całował stopy wiszącej na nim figurki „Jezuska” jak mówił. Ale najbardziej
przejmująca była dla mnie scena symbolicznej „modlitwy nienawiści”, którą
stojący na balkonach lokatorzy zanosili chóralnie do… Boga (a przynajmniej tak
im się wydawało). Modlitwy w której życzyli wszystkim wszystkiego… najgorszego.
Kilkanaście lat temu nie wyciągnąłem z tego filmu właściwych
wniosków. Pozwolił mi tylko poczuć się na chwilę lepiej jako komuś rzekomo
lepszemu niż Miauczyński, karmiącemu się „intelektualną rozrywką”, mającemu „dystans”
do tego co mnie otacza. Ale nie przejąłem się wtedy prawdą, że krzyż wiszący na
ścianie i wieczorna modlitwa nieodrodzonego serca w niczym nie mogą pomóc. Dopiero
kilka lat potem inna opowieść, opowieść o prawdziwym Jezusie, który umarł za
mnie na prawdziwym krzyżu przemieniła mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz