22 marca 2013

Liturgia drzwi

Jezus w czasie ostatniej wieczerzy powiedział: To jest ciało moje, które się za was daje; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich, gdy było po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich, to nowe przymierze we krwi mojej, która się za was wylewa. (Ewangelia Łukasza 22:19-20).
Aby rozumieć dobrze to, co Jezus wtedy powiedział trzeba przywołać inne Jego wypowiedzi, w których wskazywał na to, że jest Chlebem: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny. Ja jestem chlebem żywota. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i poumierali; tu natomiast jest chleb, który zstępuje z nieba, aby nie umarł ten, kto go spożywa. Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki; a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata. Wtedy sprzeczali się Żydzi między sobą, mówiąc: Jakże Ten może dać nam swoje ciało do jedzenia? Na to rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. (Ewangelia Jana 6:47-55) Jezus przyszedł z Nieba by dać życie wieczne, oddając Swoje Ciało - tak jak manna z Nieba dała Izraelitom na pustyni życie (przeżycie) doczesne. Stąd manna pojawia się w tej wypowiedzi.
Ważne też, by pamiętać o kontekście powyższych słów. Jezus wypowiedział je bezpośrednio po nakarmieniu pięcioma bochenkami i dwiema rybami pięciu tysięcy mężczyzn (warto zwracać na to uwagę, że ewangelista mówi tylko o dorosłych mężczyznach – faktycznie trzeba tę liczbę pomnożyć co najmniej przez cztery by dowiedzieć się, ile osób zostało wówczas nakarmionych).
Wcześniej Jan cytuje także dyskusję Jezusa z Żydami na temat chleba. Te słowa wyraźnie wskazują, że Jezusowi nie chodziło o fizyczne spożywanie Jego ciała i picie krwi a raczej o przychodzenie do Niego i wiarę w Niego: Wtedy rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chleb Boży to ten, który z nieba zstępuje i daje światu żywot. Wtedy rzekli do niego: Panie! Dawaj nam zawsze tego chleba! Odpowiedział im Jezus: Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie. (Ewangelia Jana 6:32-35)
Jezus podsumował powyższą dyskusję w sposób, który nie powinien pozostawiać wątpliwości: Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem (Ewangelia Jana 6:63)
Dlaczego zatem tylu ludzi od wieków przekonanych jest, że powinni dosłownie jeść ciało Jezusa i pić Jego krew? Nie zamierzam pisać tutaj o tym, że jest to fizycznie niewykonalne, bo zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje. (List Pawła do Rzymian 6:9) Podobnie nie zamierzam poruszać kwestii tego, że ci, którzy wierzą w takie pokrętne interpretacje słów Pana wcale tej „krwi” (w ich rozumieniu oczywiście) nie piją, zadowalając się „ciałem”. Niestety taka postawa wynika z braku znajomości CAŁEGO Słowa Bożego i dawaniu wiary czyimś interpretacjom, bez samodzielnego badania, czy tak się rzeczy mają  (Dzieje Apostolskie 17:11)
Jezus nie mówił wyłącznie, że jest chlebem. Porównywał siebie także do drzwi: Ja jestem drzwiami; jeśli kto przeze mnie wejdzie, zbawiony będzie i wejdzie, i wyjdzie, i pastwisko znajdzie. (Jan 10:9), do drogi: Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie. (Jan 14:6) oraz do bramy: Ja jestem bramą. (Jan 10:9 – Biblia Tysiąclecia).
Wszystkie te wypowiedzi moglibyśmy równie dobrze wyrwać z kontekstu i pewnym nakładem środków i wysiłku intelektualnego stworzyć odpowiednie rytuały. Ot – liturgia drzwi, liturgia bramy (notabene kilka lat temu coś takiego zrobiono gdzieś na polach Wielkopolski i powtarza się ten rytuał co roku, ale jakoś się nie przyjął powszechnie), liturgia drogi… Nie różniłyby się niczym od tzw. eucharystii w kwestii umocowania w Słowie Bożym, wynikałyby z takiej samej Jego nieznajomości. Odpowiedział im Jezus: Czy nie dlatego błądzicie, że nie znacie Pism ani mocy Bożej? (Ewangelia Marka 12:24)

19 marca 2013

Słowo i ciało

Dla człowieka, która naprawdę narodził się na nowo słowa ewangelisty Jana (1:14) A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy mają zupełnie inne znaczenie niż dla człowieka niewierzącego. Widzę to po sobie, kiedy przypominam sobie, jak kiedyś je odbierałem. Przede wszystkim dzisiaj nie wyrywam kilku z nich z kontekstu i nie umieszczam jedynie w słuchanej raz do roku kolędzie. Równie ważne stają się bowiem poprzednie wersety (Jana 1:12-13) Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga.
Jak słowo może stać się ciałem? Dla kogoś, kto nie zna całej Biblii takie wcielenie słowa jest umiejscowione w jednym miejscu (czasie) – w poczęciu i narodzeniu Jezusa. Tu określenie to ma też najpełniejsze znaczenie, bo On sam był odwiecznym Słowem. Ten kto sam narodził się z Boga, wie jednak, że dotyczy to także, w nieco innym znaczeniu, jego samego. I nie jest to żadna przenośnia. Narodzony na nowo człowiek nie jest kimś, kto tylko trochę zmienił swoje nawyki.
Biolodzy i lekarze dobrze wiedzą, że naprawdę radykalne zmiany w osobowości (a taka jest konsekwencja narodzenia na nowo) nie pozostają bez realnego wpływu na budowę i funkcjonowanie mózgu. Słowo Boże, wzywające człowieka do takiej przemiany staje się w nim ciałem. Ciałem (w znaczeniu – materią) stają się także owoce, jakie wydaje ten narodzony na nowo człowiek. Kiedy uwierzy i odda swoje życie Jezusowi pragnie tworzyć dobre, budujące innych rzeczy, często jak najbardziej realne przedmioty i dzieła służące innym ludziom.
Ale wróćmy do Biblii. Słowo, które wypowiedział Bóg po raz pierwszy ucieleśniło się w akcie stworzenia świata i człowieka. Od pierwszych słów Biblii czytamy I rzekł Bóg: Niech stanie się światłość. I stała się światłość. (Księga Rodzaju 1:3). Kolejne rzeczy, zwierzęta i człowiek zostają stworzone po wypowiedzeniu przez Stwórcę słowa Potem rzekł Bóg:. Wszystkie cuda Starego testamentu tak naprawdę były wynikiem wypowiedzianego z wiarą słowa, także w modlitwie. Jezus uzdrawiał niewidomych, chromych i trędowatych słowem. Na ich ciele to słowo zamieniało się w realność.
Dziękuję mojemu Panu, że dał mi zobaczyć już prawie sześć lat temu, jak ważne jest Jego Słowo, także to, które mogę czytać co dnia. Ale także za to, że pokazał mi, jak ostrożnie powinienem obchodzić się z wypowiadanymi przeze mnie słowami. Dlatego każdy kto rodzi się na nowo posługuje się też już całkowicie innym językiem.

10 marca 2013

Trudne czasy

Niedawno obejrzałem interesujący dokument, analizujący postawy i zachowania ludzi w tzw. epoce cyfrowej, czyli erze zaawansowanej elektroniki – komputerów, smartfonów, komunikatorów, internetu, portali społecznościowych, cyfrowej fotografii i wideo itd., itp. Młodzi ludzie, urodzeni w tej epoce nie zwracają nawet uwagi na to, że żyją, a przede wszystkim myślą, zupełnie inaczej niż ich rodzice i dziadkowie.
Film prezentował m.in. wyniki badań naukowych, wykazujących jakie zmiany w percepcji rzeczywistości wprowadza u ludzi nieustanny kontakt z urządzeniami i mediami cyfrowymi. To przede wszystkim ogromne rozkojarzenie, brak umiejętności skupiania uwagi na istotnych problemach, powierzchowność, obojętność emocjonalna, obniżony poziom empatii, egoizm, konsumpcyjne nastawienie do świata. Naukowcy zwracali przy tym uwagę, że dziś trudno jeszcze ocenić jak obecny sposób życia „cyfrowego” pokolenia wpłynie na starość jego członków a także na interakcje z dorosłymi dziećmi i inne relacje społeczne.
Oczywiście można by machnąć ręką i przypomnieć, że wszystko już było. Zwolenników kolei żelaznych straszono, że krowy przestaną dawać mleko, melomanów – że gramofony zabiją muzykę, filmowców – że przyczynią się do upadku sztuki… – wyliczać można by chyba w nieskończoność. A jednak jest coś, co wyróżnia cyfrową rewolucję od wszystkich innych epokowych zmian cywilizacyjnych. To wymierności zmian a nie tylko straszenie nimi. Dokładnie możemy zmierzyć zalew informacji, której przybywa co roku w postępie większym niż geometryczny, z którą musi radzić sobie pojedynczy człowiek. Podobnie wymierne są zmiany w mózgach ludzi, intensywnie korzystających z cyfrowych udogodnień czy wyniki stosownych badań socjologicznych „cyfrowych” populacji.
Badacze zwracają także uwagę, że zmiany, które wniosła w nasze społeczeństwa, styl życia a co najważniejsze sposób myślenia i kontaktowania się ze sobą, są nieodwracalne. Czy są to dobre zmiany? Odpowiedź wydaje się tylko formalnością. Dla mnie są potwierdzeniem tego, że świat zmierza ku rozpadowi, alienacji, oziębłości, samowoli. A także jest namacalnym dowodem tego, że żyję w czasach ostatecznych.
A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni, Bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, nie miłujący tego, co dobre, Zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga, Którzy przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj. (list Pawła do Tymoteusza 3:1–5) Jakoś tak dziwnie mi się ten werset przypomniał podczas oglądania wspomnianego filmu.

8 marca 2013

Hańba

Żyjąc wśród ludzi nie znających Boga, kierujących się własnymi pożądliwościami i ambicjami, wciąż spotykamy się ze złem. Nienawiść, złość, obmawianie, kłamstwo, oszustwa, przemoc, alkoholizm – można by wymieniać chyba w nieskończoność to, czym diabeł obciąża tych, którzy nie zwrócili się do Pana o ochronę i zbawienie od zła. Jak ma się wobec takich grzesznych zachowań odnaleźć chrześcijanin? Wydaje się, że odpowiedź jest oczywista – powinien się od nich dystansować, w żadnym wypadku nie uczestniczyć w nich. Dodatkowo swoją postawą ma okazję składać świadectwo o tym, że narodził się na nowo i jest już wolny od takich zachowań.
Tak naprawdę jednak bardzo często korci nas by upomnieć człowieka, który rozmawia z nami i co drugim używanym przez niego słowem jest przekleństwo albo imię Jezusa. Wydaje się, że apostoł Paweł popiera taką postawę chrześcijanina, pisząc w liście do Efezjan: I nie miejcie nic wspólnego z bezowocnymi uczynkami ciemności, ale je raczej karćcie (5:11).
Czy oznacza to, że powinienem zwracać uwagę alkoholikowi i palaczowi, że rujnują swoje zdrowie i tracą pieniądze? Czy przeklinającego mam strofować przez wzgląd na czystość mowy ojczystej i uszy jego słuchaczy? Czy kłamcy mam wskazywać, że „kłamstwo ma krótkie nogi” i wcześniej czy później zapewne jego krętactwa wyjdą na jaw i wtedy będzie wstyd? Cytowany werset oddany jest w o wiele jaśniejszy sposób w przekładzie Ewangelicznego Instytutu Biblijnego: Nie bądźcie uczestnikami bezowocnych czynów ciemności. Obnażajcie raczej ich bezwartościowość.
Nasze próby umoralniania ludzi, którzy nie znają Boga są jak próby leczenia objawów choroby, bez podejmowania radykalnych środków, zmierzających do zgaszenia jej źródła. Takie postępowanie, bez wskazania na Jezusa jako tego, który może uleczyć grzeszną naturę każdego człowieka tak naprawdę pokazuje, że wstydzimy się o Nim mówić, wskazywać na Niego jako Lekarza i Zbawcę. A może wręcz nie wierzymy w to, że On jest tym Lekarzem i Zbawicielem, że On może całkowicie odnowić i przemienić grzesznika, z którym rozmawiamy. Tak naprawdę grzechy, z którymi się spotykamy u niewierzących, którymi czasami oni się wręcz szczycą, są dla chrześcijanina okazją do ewangelizacji, wspaniałym „pretekstem” do wskzywania na Jezusa i nawoływania do zwrócenia się do Niego. W tym sensie powinienem z pewnością, zgodnie z wezwaniem Pawła, karcić uczynki ciemności.
Oczywistym jest też, że powinniśmy reagować żywo na przemoc i krzywdę. Jeżeli w wyniku czyjegoś złego postępowania cierpią osoby „trzecie” chrześcijanin z pewnością nie powinien pozostać biernym w najzwyklejszym znaczeniu tego słowa.
Już kilka lat temu poruszyły mnie bardzo słowa z księgi Przypowieści Salomona (9:7): Kto karci szydercę, ten ściąga na się hańbę; a kto gani bezbożnika, ten się plami. (Biblia Warszawska). W przekładzie Biblii Tysiąclecia fragment ten brzmi: Kto poucza szydercę, ściąga na siebie wzgardę, kto strofuje bezbożnego, [czyni to] na własną szkodę. Ta hańba wynika z tego, że bezbożnikowi nie wskazujemy drogi do Boga, chcąc jedynie naprawić jego zewnętrzną postawę. Nie wskazywać na Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem – dla chrześcijanina to prawdziwa hańba.

1 marca 2013

Imię Pańskie

Dla kogoś, kto poznał Jezusa oczywista jest cześć dla Jego Imienia. Fakt, że człowiek chce chwalić swojego Pana, Boga, Stwórcę i Zbawiciela jest jednak w tym świecie czymś dziwnym. Człowiek jest raczej skłonny chwalić się z powodu tego, co dokonał. Ewentualnie słysząc, że przecież niczego nie dokonałby bez Boga, argumentuje szybko, że oczywiście, ale to Bóg dał mu tyle sił i przemyślności, żeby mógł sam sobie radzić.
W listach apostolskich niezliczoną ilość razy przewija się oddawanie chwały Bogu i Jezusowi Chrystusowi, wywyższanie Go, dziękczynienie za łaskę. Dla wyłącznie religijnego człowieka to słowa wręcz puste i budzące nawet lekkie zniecierpliwienie. „Przecież wszystko to wiemy, to ile razy można to samo…” Od wschodu słońca aż do zachodu niech imię Pańskie będzie pochwalone. (Psalm 113:3)
Job chwalił Boga w okolicznościach, w których prawdopodobnie większości z nas trudno byłoby myśleć akurat o tym - i rzekł: Nagi wyszedłem z łona matki mojej i nagi stąd odejdę. Pan dał, Pan wziął, niech będzie imię Pańskie błogosławione. (Księga Joba 1:21)
Cechą charakterystyczną pierwszych chrześcijan było najwyraźniej nieustanne wychwalanie Pana, skoro apostoł Paweł w liście do zboru w Koryncie pisał: zborowi Bożemu, który jest w Koryncie, poświęconym w Chrystusie Jezusie, powołanym świętym, wraz ze wszystkimi, którzy wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa na każdym miejscu (1 list apostoła Pawła do Koryntian 1:2)
A czy ja chwalę mojego Stwórcę, czy postępuję tak, jak wzywał Paweł i jak to w oczywisty sposób wynika z tego, że zamieszkał we mnie Duch Święty? Czy robię to tylko wtedy, gdy mam akurat chwilę wolnego czasu, gdy mogę sobie pozwolić na taki „luksus”, ignorując jakby fakt, że w Nowym Testamencie czytam wiele wezwań do nieustannej modlitwy i poświadczenia o tym, że taka była też postawa wierzących?
Często mamy czas na wszystko (zwłaszcza „dla siebie”), tylko nie dla naszego Pana, Stwórcy i Zbawiciela. Dlaczego? Odpowiedzią może być niestety fakt, że wcale tak naprawdę nie przypisujemy Mu powyższych atrybutów.