Mamy okrągłą rocznicę. 500 lat temu coś ważnego wydarzyło
się w Wittenberdze. Niewątpliwie. Jak to jednak jest, że ja za bardzo tego nie
czuję? Nie czuję by to wydarzenie miało jakiś ogromny wpływ na moje życie a z
rozmów z braćmi i siostrami w Chrystusie wnioskuję, że nie jestem odosobnionym
przypadkiem. Może dlatego, że dla mnie nieporównywalnie ważniejsze jest to, co
wydarzyło się w moim życiu ponad dziesięć lat temu, kiedy to ja sam
sformułowałem swoje osobiste tezy, dotyczące wierności czystej Ewangelii i
poddania się samemu Chrystusowi.
Nieocenioną zdobyczą i dziedzictwem Reformacji stało się z
pewnością upowszechnienie Słowa Bożego poprzez przetłumaczenie go na języki
narodowe. Ewangelia zamknięta w biskupich pałacach i klasztornych murach
trafiła pod strzechy i wywołała eksplozję, której nic nie mogło już
powstrzymać. Bo taką siłę ma Ewangelia. To dzięki wydarzeniom sprzed pięciuset
lat dzisiaj na moim stole może leżeć Biblia, kilka jej przekładów może stać na
półce z książkami a dziesiątki innych czekać w komputerze i smartfonie.
Jeżeli Reformację rozumieć jako swego rodzaju opamiętanie i
uznanie konieczności powrotu do biblijnych prawd Ewangelii, do czystej nauki
Jezusa Chrystusa - to tak naprawdę każda osoba narodzona na nowo taką osobistą
reformację przeżyła. Kilkadziesiąt lat temu pewna znana postać historyczna
sformułowała tezę, że „każdy ma swoje Westerplatte”. Moim zdaniem każdy ma też
swoją Wittenbergę, a przynajmniej powinien ją mieć.
Na co dzień uciekamy od problematyki niebiblijnych nauk
głoszonych przez Kościół Katolicki. Zadaniem chrześcijanina, nałożonym na niego
przez samego Jezusa jest głoszenie Ewangelii a nie obnażanie błędów innych. Ale
prawda jest taka, że także do tego wzywa nas Słowo Boże, szczególnie w listach
apostolskich. Temat Reformacji wywołuje tę kwestię w sposób oczywisty, bo jej
sednem było przeciwstawienie się tym błędom i powrót do Ewangelii.
Polska jest zdominowana przez katolicyzm, większość ludzi
nawracających się do żywego Boga ma za sobą dzieciństwo, młodość a czasami
nawet długie lata spędzone w tym kościele. Wszyscy tak nawróceni mamy
świadomość z czego Jezus nas wyrwał i trudno nam nie boleć nad tymi, którzy
wciąż tkwią w niebiblijnych naukach i praktykach, dalecy od Boga. Uczniowie
Chrystusa nie mogą lekceważyć tego nakazu apostolskiego: Sami z kolei okazujcie
miłosierdzie wątpiącym. Ratujcie innych,
wyrywając ich z ognia. [List Judy 1:22-23]; Ratujcie biednych i żyjących w
nędzy — wyrywajcie ich z ręki bezbożnych! Lecz oni nic nie wiedzą ani nie pojmują,
błądzą niczym w ciemności [Psalm 82:4-5] Biedny, żyjący w duchowej nędzy i
zgubiony- sam taki byłem…
Dzisiejsi przeciwnicy Reformacji starają się wmówić tym,
którzy przyjęli Ewangelię i postanowili tym samym postawić się poza Kościołem
Katolickim, że zrobili to pod wpływem idei Marcina Lutra. Ta kuriozalna teza
wynika moim zdaniem z zakorzenionej optyki patrzenia na wiarę innych przez
pryzmat własnego światopoglądu, kształtowanego i opierającego się przede
wszystkim na autorytetach tzw. świętych czy ojców kościoła a nie na własnym
doświadczeniu i osobistej relacji z Jezusem. Każdy człowiek narodzony na nowo,
chociaż może wcześniej coś w szkole słyszał o Lutrze, został pociągnięty
wyłącznie przez Jezusa i prawdę Ewangelii.
To właśnie osobiste spotkanie Jezusa w Słowie Bożym przez
twórców Reformacji było jej istotą, podobnie jak było to w przypadku wielu jej
prekursorów na przestrzeni wieków: Wigilancjusza, Klaudiusza z Turynu, Piotra
Waldo, Johna Wycliffe’a, Jana Husa i wielu innych, bezimiennych męczenników,
dla których przez wieki najważniejsza była prawda Ewangelii i wierność swojemu
Panu, Jezusowi Chrystusowi. I to samo osobiste spotkanie z Panem i poddanie się
Mu jest podstawą każdego nawrócenia do Niego także dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz