Zdecydowałem, że mój dwudziestoletni rower wystarczająco się
już wysłużył. Jazda zardzewiałym wehikułem ważącym ok. 20 kg , bez tylnego hamulca i
każdorazowo z zestawem części naprawczych w torbie (nigdy nie było wiadomo
kiedy się posypie) przestała definitywnie sprawiać mi frajdę i postanowiłem
poszukać nowego sprzętu. „Tylko nie kupuj w żadnych marketach tylko w
specjalistycznych sklepach rowerowych, tam gdzie się na tym znają” - słyszałem
co chwila rady zaprzyjaźnionych fanów dwóch kółek.
Jako laik w temacie postanowiłem ich posłuchać. W pierwszym takim
sklepie, który odwiedziłem, sprzedawca zachwalał mi firmę, która nawet we mnie
nie budziła zaufania, a która na internetowych forach rowerowych, jak
zauważyłem, budzi powszechną wesołość. Jak się też okazało ku mojemu zdziwieniu
nawet ja byłem od niego lepiej zorientowany w paru kwestiach technicznych.
Niestety kolejni odwiedzani „specjaliści” byli jeszcze gorsi. Po tym, jak
kolejny odwiedzany ekspert kazał mi się po prostu rozejrzeć po sklepie a jedyne
o czym mówił z prawdziwym znawstwem to była bogata oferta usług ratalnych,
postanowiłem zdać się na samodzielne zdobywanie wiedzy i samemu podjąć decyzję
na podstawie opisów i opinii znalezionych w internecie.
Przepraszam za ten przydługi wstęp „cyklistyczny”. Moje
peregrynacje po sklepach rowerowych wzbudziły jednak we mnie refleksje natury
duchowej. Ludzie szukający Boga, pragnący dowiedzieć się o Nim czegoś więcej,
szukający porad i drogowskazów w swoim duchowym życiu zwracają się do tych, w
których widzą „ekspertów”, którzy noszą wspaniałe imię Chrystusa. To przecież
oni powinni wiedzieć najwięcej o Bogu, oni powinni znać kierunek, autorytatywnie doradzić jaki „sprzęt” wybrać by bezbłędnie dotrzeć do Celu. Powinni…
Dlaczego moje doświadczenia ze specjalistycznych sklepów
wypadły tak fatalnie? Początkowo mocno i bezskutecznie się nad tym
zastanawiałem. W końcu zrozumiałem, że rozmawiałem z zatrudnionymi tam całkiem
przypadkowymi SPRZEDAWCAMI, nie z prawdziwymi PASJONATAMI roweru. Niestety nasze
zbory wyglądają często podobnie, sporo tam ludzi, których pasją wcale nie jest
Jezus. Potrafią po nabożeństwie z wypiekami na twarzach dyskutować o
samochodach albo np. o technikach obróbki drewna (!). Kiedy spytać ich o Jezusa są
jakby zażenowani i niewiele mają do powiedzenia.
Pewien znajomy młody człowiek, nawracający się do Jezusa i
rozpaczliwie poszukujący duchowych rad w zborze, do którego dopiero co zaczął
chodzić, opowiadał mi, że każdy brat, do którego się zwracał opowiadał mu co innego
i kierował go w inną stronę. Początkowo brał to wszystko za dobrą monetę ale po
pewnych czasie stwierdził, że to nie ma sensu. Dzisiaj widzę duchowe
rozchwianie w tym człowieku i nie wiem co będzie z nim dalej. Obawiam się, że
stracił już wiarę w czyjekolwiek duchowe kierownictwo a żywej relacji z Bogiem
jeszcze nie znalazł. Trafił na SPRZEDAWCÓW swoich wersji Ewangelii, nie udało
mu się znaleźć prawdziwego eksperta i PASJONATA Jezusa Chrystusa.
W swoich rowerowych peregrynacjach w końcu znalazłem mały,
niepozorny sklepik. Jego właściciel już po kilku zdaniach dobrze wiedział czego
szukam. Zainteresował się, doradził, zaproponował konkretne modele i
konfiguracje. Widać było, że to było jego życie. Poczułem się bezpiecznie, bo
zrozumiałem, że mogę do tego człowieka mieć zaufanie, że jest pasjonatem i fachowcem,
że rowery to jego życie.
Gdyż życiem jest dla mnie Chrystus - pisał apostoł Paweł w
Liście do Filipian (1,21). Żyję już nie ja — żyje we mnie Chrystus [List do
Galacjan 2,20]. Czy możemy to powtórzyć za Pawłem, czy naprawdę On jest naszym
życiem, On żyje w nas, pragnienie Jego chwały kieruje naszymi wszystkimi
poczynaniami? Czy jesteśmy pasjonatami? Jeżeli tak, to ludzie w nas to zobaczą,
wezmą to od nas. W ostatnim, najbardziej uroczystym dniu świąt, Jezus wstał i
zawołał z mocą: Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije,
wierząc we Mnie. Jak mówi Pismo: Z jego wnętrza popłyną strumienie wody dającej
życie [Ewangelia Jana 7,37-38]. Czy te strumienie płyną ze mnie? Czy mogą
ożywiać spragnionych?
Ponad pięć lat temu obserwując kibiców w czasie Mistrzostw
Europy Euro 2012 w Gdańsku widziałem w nich tyle pasji i życia, że mnie to zawstydzało jako chrześcijanina. Czy piłka kopana przez 22 facetów godna jest
aż takich emocji i zaangażowania? A Jezus, Syn Boży, Alfa i Omega, Początek i
Koniec, Wierny i Prawdziwy, Wszechmogący, Wiekuisty? Któż jest godny większej
pasji, większego oddania? Jak to więc jest, że tak mało widzę tego dookoła?
Mądrego pasjonata, słucha sie z ciekawością.
OdpowiedzUsuńWielu jest też 'sprzedawców', którzy myślą, że się znają i wciskają ci rower, którym daleko nie pojedziesz i zamiast być solą, każą ci za to słono zapłacić.
OdpowiedzUsuń