Chrześcijanie głoszący potrzebę odwrócenia się od grzechu,
narodzenia na nowo i naśladowania Jezusa często uważani są przez ludzi,
którzy nie zamierzają zmieniać swojego życia – ba, uważają, że taplanie się w
grzechu jest OK – za hipokrytów. Ci krytykujący ich (nas) ludzie „wiedzą”, że
nie można żyć świętym życiem i wezwanie do odrzucenia grzechu i nawrócenia
traktują jako mówienie o czymś, czego nie praktykuje sam chrześcijanin.
Jaka jest przyczyna takiej postawy? Przede wszystkim to
rozpowszechnione w naszym kraju fałszywe pojęcie o świętości. Święty to w
powszechnej świadomości jedynie człowiek „doskonały” (ale to zupełnie inny
temat) w swojej wierze w Boga, nudny asceta. A prawdziwy chrześcijanin
nawołujący do świętego życia to przecież tzw. człowiek z krwi i kości, nie wolny od
błędów, któremu zdarza się upaść, ale trwający mocno przy Bogu (a nie trwający
w grzechu). Jeżeli grzech przydarzy się już w jego życiu, chrześcijanin od razu
pokutuje, przeprasza swojego Pana i odwraca się od nieprawości. Faktycznie taki
człowiek nie grzeszy, jak pisał apostoł Jan (patrz Pierwszy List Jana 3:6).
Pisałem o tym szerzej ponad rok temu.
Po drugie przeciętny Polak uważa, że nie ma ludzi, którzy
nie folgowaliby sobie w sferze języka, prawdomówności, wierności małżeńskiej, chorego
zainteresowania płcią przeciwną czy alkoholu. To wszystko sfery „powszechnego
brudu” jak mniema, według niego wszelki grzech jest zresztą lubiany przez wszystkich,
tylko nie wszyscy się do tego przyznają. Każdy kto nawołuje do odwrócenia się
od niego musi być „z definicji” hipokrytą, czyli człowiekiem głoszącym coś, czego sam nie
wykonuje. Bo przecież „nikt nie jest święty”, jak głosi podstawowa
maksyma delikwenta, któremu się teraz przyglądamy. A jeżeli przypadkowo trafi
on na kogoś, kto naprawdę nie upija się w długie weekendy i nie ogląda się za
dziewczynami na plaży – to wyjaśnienie jest proste: chory albo nienormalny.
I wreszcie trzecia, najgłębsza moim zdaniem przyczyna.
Podobnie jak w przypadku, któremu poświęciłem mój poprzedni post na tym blogu –
taka postawa jest wyrzutem sumienia dla świata pogrążonego w grzechu. Jeżeli jestem
pewien na 100 proc., że nie da się żyć nie ulegając grzechowi na każdym kroku i
potwierdza mi to doświadczenie (czyli moi kumple, podobni do mnie) – to jak mam
zareagować na człowieka, nazywającego grzech po imieniu? To hipokryta! Mówi
takie piękne rzeczy, a ciekawe jak sam żyje…!
Był jednak człowiek, któremu nie można tego zarzucić. Wystarczy
sięgnąć po Biblię, by poznać Jego imię. Swoim dzieciom dał Ducha Świętego, by
umożliwić im życie takie, jakie On sam prowadził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz