Niedawno rozmawiałem w pociągu z pewną miłą, mocno starszą
panią, która z dumą powiedziała mi, że przeczytała całą Biblię. Chyba
oczekiwała po mnie wyrazów podziwu i zdumienia, ale gdy tego nie znalazła
dodała, iż wie, że to oczywiście za mało, że powinna wracać do Pisma Świętego wciąż
na nowo, ale… często jest tak zmęczona, że może oglądać tylko filmy sensacyjne.
Moja towarzyszka podróży reprezentuje bardzo typowe
podejście do Słowa Bożego. Zdarza się, że ludzie, świadomi „wagi kulturowej”
Pisma Świętego stawiają sobie „ambitne” wyzwanie, że przeczytają je od deski do
deski. Potem mogą chwalić się tym w gronie znajomych, zyskać opinię kogoś „poważnie
traktującego chrześcijańskie korzenie Europy” czy jak tam by jeszcze inaczej.
Chwała Bogu, że są takie osoby, które chcą czytać Słowo
Boże. Jeżeli Pan zechce przemówi do nich przez Swoje Słowo, nawet gdy oni
zupełnie tego nie oczekują. Człowiek, który nie jest przemieniony przez Ducha
Świętego traktuje Biblię jak każdą inną książkę (i najlepszym dowodem na to
jest, że zazwyczaj czyta ją zaczynając od pierwszej strony). Ja sam zanim
uwierzyłem też tak podchodziłem do Biblii. Słyszałem czasami jak ktoś mówił, że
trzeba żyć Słowem Bożym i zupełnie tego nie rozumiałem. Czym mam żyć? Historią
o narodzeniu Jezusa czy tym jak rozmnożył chleb? A może Jego rodowodem? Biblia
była dla mnie zbiorem historyjek, czasami mało chwalebnych i krwawych.
Dziś dzięki Duchowi Świętemu wiem, że zawartość Biblii to
nie fabuły i opowieści (choć jest przecież w większości z nich zbudowana) a
przesłania natury duchowej. W Starym Testamencie wystarczy dotrzeć do
przesłania, które Bóg chce nam przekazać przez konkretne wydarzenia, zwrócić
uwagę na motywację uczestniczących w nich postaci, na ich przeszłość i
powiązania, wreszcie na zakończenie, z którego przecież coś wynika. W Nowym
Testamencie jest „łatwiej”, bo tu Jezus i autorzy poszczególnych ksiąg mówią do
nas „otwartym tekstem” i niczego nie owijają w bawełnę. Wystarczy ich słuchać,
wydarzenia są tylko ilustracjami do tych słów. Biblia przemawia.
„Ale jak przemawia jak nie przemawia?” - pyta (trawestując
klasyka) przeciętny Kowalski po przeczytaniu kilku (uff…) rozdziałów. Kiedy
kartek, na których wydrukowano „Pana Tadeusza” będziemy chcieli użyć jako
chusteczek jednorazowych to raczej efekty nie będą zachęcające. Poemat narodowy
zwyczajnie „utrze nam nosa”. Niestety efekt może być podobny gdy Słowo Boże
potraktujemy np. jak krwawy kryminał do poduszki, jak zwykłą książkę, jedną z
wielu. Jak nie popełniać tego błędu? Wystarczy może odrobina szacunku do Autora,
chwila namysłu przed lekturą czy wręcz prośba do Boga by uzdalniał nas do
rozumienia tej Księgi.
A my, chrześcijanie? Tak przywykliśmy do tego, że Słowo Boże
do nas przemawia, że wiemy, na co nastawiać nasze duchowe uszy by słyszeć głos
Pana - że już przestaliśmy czasami rozumieć kogoś, kto otwiera Biblię może
pierwszy raz w życiu i zamyka ją z trzaskiem od razu, po przeczytaniu np. pierwszego rozdziału Ewangelii Mateusza… Może
czasami warto sobie przypomnieć siebie sprzed lat i nasze własne zmagania z
Biblią?
Schalom. To prawda, nie wystarczy przeczytac pare rozdzialow z Biblii i nic z tego nie rozumiec. Sama tak zaczynalam. Trzy razy podchodzilam do przeczytania Ew. Mateusza i za kazdym razem juz na poczatku usypialam. Dopiero po kilku latach gdy zapytalam bez wypowiadania glosno slow "komu moge zaufac, czy istnieje ktos taki?" W tedy w tym samym niemal momencie znalazlam przy porzadkowaniu ksiazek w bibliteczce Biblie. Odlozylam ja na bok i po pracy zaczelam przegladac. Niewiele z tego rozumialam ale nagle slowa z 1 Korynt 6:9-11 uderzyly we mnie mocno. Po zamknieciu tej ksiegi nie moglam ponownie znalezc tego wersetu. Natomiast inny podobny z Galatow 5:19-21 znowu mowil o mnie. Bylam zaszokowana. Chcialam odziedziczyc Krolestwo Boze ale musiala sie zmienic. Znowu zamknelam Biblie. Rozmyslalam nad soba i tym co przeczytalam. Nastepne otwarcie bylo w Ksiedze Objawienia 1:3. Musialam/chcialam podjac natychmiastowa dezycje o zmianie. Po trzech dniach pozostawilam za soba wszystko i ruszylam do przodu w poszukiwaniu Boga i Jego pomocy w moim przemienieniu. Bog Jahwe poprowadzil mnie na droge poznania Jego woli. Dokonywalam natychmiastowych i radykalnych zmian w moim zyciu aby byc taka jak tego pragnie i oczekuje Bog od dziedzicow Bozego Krolestwa. Po roku czasu swiadomie i z radoscia oddalam sie Bogu Jahwe do Jego dyspozycji, tak jak uczynil to Bozy Syn - Jezus/Jaschua. Minelo juz ponad 30 lat, lecz rozwoj duchowy i dojzewanie, trwaja nadal.
OdpowiedzUsuńWszystkich zachecam do uwaznego sluchania Boga, naszego Niebianskiego Ojca, biorac wzor z Jego Syna Jaschua Mesjasza. Amen.
Schalom dla wszystkich.