20 listopada 2016

Miłosierni dla Boga?

Kiedy dzisiaj włączyłem telewizor trafiłem na wywiad z jakimś księdzem czy zakonnikiem katolickim. Dziennikarz pytał o podsumowanie ogłoszonego przez kościół katolicki na początku roku tzw. Roku Miłosierdzia. Indagowany mówił bardzo składnie i potoczyście i przez chwilę postanowiłem go posłuchać. I oto dowiedziałem się ku mojemu zdziwieniu, że miniony rok miał być także rokiem naszego miłosierdzia w stosunku do Boga! Nie mogłem uwierzyć własnym uszom i postanowiłem posłuchać uzasadnienia. Dowiedziałem się z niego, że (w skrócie) powinniśmy zrobić Bogu tę łaskę i odpowiedzieć na Jego wezwanie do nas bo przecież Bóg pragnie być z nami i nie chce być sam. No to okażmy Mu miłosierdzie.
Trudno to komentować, trudno zrozumieć ten tok rozumowania – jak nieforemne gliniane naczynie może okazać miłosierdzie w stosunku do swojego Stwórcy (przywołując obraz użyty przez apostoła Pawła w Liście do Rzymian 9:20). Wyłączyłem telewizor i zacząłem zastanawiać się, że nawet w kręgach ewangelicznie wierzących chrześcijan spotykamy się niestety z takim obrazem „biednego” Boga, który robi wszystko byśmy tylko łaskawie zechcieli się do Niego zwrócić.
Z czego wynikają takie oczywiste aberracje w patrzeniu na dzieło odkupienia i przede wszystkim na Majestat Wszechmogącego Pana i Stwórcy? Myślę, że (jak to niestety zwykle bywa z wszelkimi chrześcijańskimi błędami) u podstaw leży nieznajomość Słowa Bożego i Jego wybiórcza, pobieżna lektura (lub wręcz bazowanie na funkcjonujących w tzw. powszechnej świadomości fragmentach i kalkach niezbyt wiernie cytowanych).
Najbardziej chyba zawinił obraz „biednego” Jezusa stojącego u drzwi naszego serca i cierpliwie kołaczącego żeby go wreszcie wpuścić. No cóż, czy nie należy Mu się w takiej sytuacji nasze miłosierdzie? W tłumaczeniu Biblii Warszawskiej rzeczywiście czytamy: Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. [Objawienie Jana 3:20] i bardzo łatwo wyrwać ten fragment z kontekstu jednego z listów Chrystusa do zborów. Większość tłumaczeń mówi o pukaniu, co wzbudza już inne skojarzenia (to kołatanie kojarzy nam się z takim pełnym pokory i skromności proszeniem), ale warto zajrzeć też do Przekładu Współczesnego Nowego Testamentu i przywołać także wiersz wcześniejszy: Tych, których kocham, wychowuję z całą surowością. Bądź więc gorliwy i nawróć się. Uważaj, bo już stoję przed drzwiami i pukam. Kto usłyszy mój głos i otworzy drzwi, wejdę do jego domu na wspólną ucztę.
Obraz Jezusa cierpliwie kołatającego trochę się zmienia, prawda? To „dobijanie się” do serca grzesznika zyskuje czytelny związek z nadchodzącym sądem i ostrzeżeniem przed karą. Przestaje być słodko i jeżeli mówić o miłosierdziu to raczej trzeba by o nie błagać Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz