Często powtarzamy, że Bóg jest naszym pokojem, że mamy pokój
tylko w Nim, tylko On jest naszym schronieniem i skałą. I jest to jak
najbardziej prawda, tak jest i amen! Potwierdza to Słowo Boże, świadectwa wielu
Bożych Mężów, często świadectwa naszych braci i sióstr a czasami także
nasze własne doświadczenia.
Ostatnio czytając list apostoła Pawła do Koryntian
zadziwiłem się jednak. Paweł pisze bowiem: Gdy przybyłem do Troady dla zwiastowania ewangelii Chrystusowej, a drzwi zastałem otwarte w Panu, nie zaznałem spokoju ducha, bo nie zastałem tam Tytusa, mego brata; toteż pożegnawszy się z nimi, odszedłem do Macedonii. [2 List apostoła Pawła do
Koryntian 2:12-13]. Kto jak kto ale Paweł był tak mocno zakorzeniony w
Chrystusie (pisał przecież żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego (…) [List do Galacjan
2:12]), że wydawałoby się, że wszelkie typowo ludzkie ograniczenia i
przywiązania nie są dla niego istotne, a przynajmniej nie mogą stanowić
przeszkody w momencie pełnienia służby. A przecież czytamy, że chociaż w Troadzie
były sprzyjające okoliczności do głoszenia Ewangelii to Paweł z tego nie
skorzystał i odszedł do Macedonii.
Wydawało się, że wcale nie był to dobry wybór, skoro Paweł
pisał później: Bo nawet wtedy, gdy przybyliśmy do Macedonii, ciało nasze nie
zaznało żadnego odpoczynku, lecz zewsząd byliśmy uciśnieni walkami zewnątrz,
obawami od wewnątrz. W końcu jednak - Lecz Ten, który pociesza uniżonych, Bóg,
pocieszył nas przez przybycie Tytusa; [2 Koryntian 7:5-6].
Kim był Tytus, że Paweł poświęca mu tak wiele uwagi i że
jego osoba jest tak ważna? W tym samym liście wymieniony jest wiele razy i
wiele dobrego możemy o nim przeczytać. Towarzyszył Pawłowi w wielu przedsięwzięciach misyjnych, był jak się dowiadujemy odpowiedzialny i wierny, realizował ważne
zadania. Wreszcie jeden z listów Paweł adresuje bezpośrednio do niego.
Ale czy to wszystko usprawiedliwia taką postawę Pawła, o
jakiej czytaliśmy na początku? Wielu chrześcijan skrzywiłoby się z niesmakiem,
gdyby usłyszeli podobne słowa z ust jakiegoś brata – „O, to takie cielesne! Mamy
się radować w Panu a nie uzależniać naszych nastrojów od jakiegoś człowieka!” (i
już widzę te skwaszone miny).
Relacja Pawła i Tytusa była pełna braterskiej miłości i
sympatii ale to co było w niej najważniejsze to wspólna służba dla Pana. Każdy
z nas woli wypełniać ważne zadanie z kimś kogo ceni i może na nim polegać niż w
pojedynkę. Zdarza się wręcz, że „robota się nie klei” bez kogoś, kto z
pewnością by nam doskonale pomógł, był otuchą i pokrzepieniem. Po prostu brak spokoju ducha. Jak widzimy z
listów Pawła Tytus był właśnie kimś takim.
Jakoś tak się dziwnie składa, że ci niesamowicie „duchowi”
chrześcijanie, pogardzający wszelką „cielesnością” nie za bardzo mogą pochwalić
się wielkimi efektami w służbie dla Pana. Może nie umieją Go dostrzec w bracie,
który byłby dla nich wsparciem i nieocenioną pomocą…
Schalom i Dziekuje,
OdpowiedzUsuńto byl temat dla mnie. Musze nauczyc sie dostrzegac i cenic pomoc i wsparcie innych, czego niezbednie potrzebuje.