Wczoraj obejrzałem film „Syn Boży”. Nie zamierzam tutaj
pisać recenzji czy analizować wierności obrazu w stosunku do Ewangelii. Natomiast
coś bardzo wyraźnie dotarło do mnie w czasie seansu, a szczególnie pod jego
koniec, kiedy reżyser skupia się na męce mojego Pana.
Film oglądałem w gronie wierzących braci i sióstr i
widziałem głębokie emocje i wzruszenie na ich twarzach. Bynajmniej nie była to
jakaś czułostkowość i pusty żal, jakich mogłem doświadczać w komentarzach nawet
niewierzących ludzi po filmie „Pasja” Mela Gibsona z 2004 roku - „Ile ten Jezus
musiał wycierpieć” itp. Nie, wierzący człowiek wie, że ogląda właśnie chwile,
kiedy to Zbawiciel oddaje swoje życie za jego grzechy! To niezwykłe
doświadczenie, które musi skutkować autentycznym płaczem, choćby wewnętrznym.
Jednak cała brutalność, ból i okrucieństwo męki Jezusa,
naturalistycznie ukazane na ekranie moim zdaniem powinno wierzącego człowieka
prowadzić do jeszcze innej refleksji. Oto powinienem zrozumieć dzięki tym
wstrząsającym obrazom, że z taką samą brutalnością, pośpiechem, determinacją i
bezwzględnością ja sam mam rozprawiać się ze swoim grzechem, ze swoim „ja”. Prowadzić je na krzyż. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami. (List apostoła Pawła do Galacjan 5:24) I
nie płakać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz