Na czym opieram swoją wiarę? Na Biblii? Czyli – wierzę w coś
(Kogoś), bo tak jest napisane? Na tym, że tak wierzyli Wielcy Bohaterowie Wiary,
tworzący wielki obłok świadków, o którym pisze autor Listu do Hebrajczyków w rozdziale
11.? Czyli – wierzę, bo tak wierzyli ci wszyscy wielcy mężowie, więc ja też
powinienem? Wierzę do czasu, gdy ktoś mnie nie przekona, że Biblia nie jest Słowem Bożym?
A może moja wiara opiera się przede wszystkim na
intelektualnych dociekaniach i dowodach? Uwierzę np. w fakt wyjścia Izraelitów
z Egiptu tylko wtedy gdy zobaczę dowody na to, że zamieszkiwali w Ziemi Goszen a
potem także dowody archeologiczne na ich przejście przez Morze Czerwone? Albo
jeżeli ktoś mi wyliczy, że arka Noego naprawdę mogła sprawnie pływać?
Ale co jest warta taka moja wiara? Istnieje do czasu
obalenia moich autorytetów albo przyjęcia innych, mających przeciwne doświadczenia.
Albo do czasu aż ktoś pokaże mi przeciwne, mocniejsze dowody.
Prawdziwie mocna wiara może opierać się tylko na
świadectwie. Nie piszę tu o uwierzeniu, do którego potrzebne jest objawienie Bożej łaski, lecz o motywacji do trwania w wierze. Jeżeli Bóg mnie przemienił, okazał swoją wszechmoc w moim życiu to
jak mógłbym w Niego nie wierzyć? Jeżeli widzę to samo działanie w życiu moich
braci i sióstr to również nie mogę tego zignorować. Kto wierzy w Syna Bożego, ma świadectwo w sobie - Pierwszy list apostoła Jana 5:10.
Dlatego nie potrzebuję już żadnych „dowodów na istnienie
Boga”, jakie czasami można znaleźć w księgarniach. Żywe Boże działanie to jedyny
niepodważalny i tak naprawę niezbędny dowód, by uwierzyć całym sercem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz