23 maja 2014

Idziemy na mszę?

Kilka razy w ostatnim okresie zdarzyło mi się słyszeć, jak ludzie nie mający żywej społeczności z Jezusem i nie rozumiejący istoty Jego ofiary mówili o „mszy” w naszym zborze. Dodatkowo niedawna rozmowa z braćmi na ten temat sprawiła, że zacząłem się nad tym jeszcze bardziej zastanawiać.
Zgromadzenia ludu Bożego, chrześcijan, którzy zawierzyli całkowicie Bogu i uznali w pełni zbawczą śmierć Jezusa za grzechy każdego, kto w Niego uwierzył, nie są żadną mszą. Termin „msza” (łacińskie „missa”) od wieków używany jest przez kościół katolicki, a najważniejszym punktem tej mszy, jej istotą, jest tzw. eucharystia, czyli rzekome przeistoczenie hostii w ciało Jezusa. Często nawet zamiast „msza” katolicy (a raczej częściej księża katoliccy) używają terminu „eucharystia”.
W tym wymiarze zgromadzenie ludzi narodzonych na nowo, całkowicie poddanych Jezusowi i wiernych bez żadnego „ale” Jego Słowu nie może być nazywane mszą. Nie ma tu mowy o żadnej eucharystii, żadnym przeistoczeniu. W centrum jest Jezus, który raz umarł 2000 lat temu za grzechy tych, którzy w Niego uwierzyli, a nie rzekoma ofiara z opłatka. Jezusa uwielbiamy, do Niego modlimy się, Jemu składamy hołd i dziękczynienie. On wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia (List do Hebrajczyków 9:12). Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej, ale do samego nieba, aby się wstawiać teraz za nami przed obliczem Boga; I nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować samego siebie, podobnie jak arcykapłan wchodzi do świątyni co roku z cudzą krwią, gdyż w takim razie musiałby cierpieć wiele razy od początku świata; ale obecnie objawił się On jeden raz u schyłku wieków dla zgładzenia grzechu przez ofiarowanie samego siebie. A jak postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak i Chrystus, raz ofiarowany, aby zgładzić grzechy wielu, drugi raz ukaże się nie z powodu grzechu, lecz ku zbawieniu tym, którzy go oczekują. (List do Hebrajczyków 9:24–28)
Dlatego, że jest to modlitewne zgromadzenie wiernych nazywamy te spotkania po prostu nabożeństwami, co zgodne jest w pełni nawet ze słownikową definicją, nie mówiąc o zgodzie z naszym rozumieniem istoty tych spotkań.
A jednak gdy słyszę od kogoś np. pytanie „O której macie msze?” to poprawianie rozmówcy nie jest moim pierwszym odruchem. Zdaję sobie bowiem sprawę, że dla niego zapewne oczywiste jest, że niedzielne przedpołudniowe zgromadzenie w kościele może być nazywane tylko mszą. Mówienie, że to nie msza tylko nabożeństwo może być jedynie rozumiane jako dziwaczne upieranie się przy innym nazewnictwie.
A tu chodzi o meritum, o samą głęboką przyczynę stosowania takiego a nie innego terminu. Tą przyczyną jest po prostu Słowo Boże i całkowita wierność i posłuszeństwo Jemu. Ktoś, kto pozna to Słowo i zaakceptuje je w 100 procentach, zapragnie bliskości z Jezusem, ten sam zrozumie, że nie będzie uczestniczyć w mszach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz