19 stycznia 2013

Noworoczne postanowienia

Psychologowie radzą ostatnio w telewizji jak dotrzymywać noworocznych postanowień. Wiadomo bowiem powszechnie, że są one najczęściej jedynie życzeniami (najczęściej bynajmniej nie pobożnymi, choć zmierzają w tzw. dobrym kierunku). Coraz więcej widać i słychać nawet dowcipów na temat fiaska takich postanowień. Ludzie spinają się, napinają się i wytężają w sobie by coś zmienić. Najczęściej kończy się to tylko głęboką frustracją, skutkującą tzw. machnięciem ręką i popadnięciem jeszcze głębiej w nałóg, który zamierzali rzucić czy jeszcze większym przybraniem na wadze (w przypadku postanowień dotyczących odchudzania).
Dzisiaj dotarło do mnie jeszcze wyraźniej jakie to szczęście, że Bóg dał mi Ducha Świętego i że to On prowadzi mnie i dodaje mi sił by pełnić Bożą wolę. Nie muszę się spinać, walczyć, umartwiać w chory sposób jak czyni to wiele osób, uważających się za chrześcijan.
Nie znaczy to, że nie mam noworocznych postanowień. Tak się jakoś złożyło, że pojawiły się we mnie akurat teraz, ale przecież początek nowego roku to rzecz całkowicie umowna. Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej. To jest największe i pierwsze przykazanie. A drugie podobne temu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. (Ewangelia Mateusza 22:37–39) – od pewnego czasu te słowa Jezusa mocno tkwią we mnie i nie jest to niczym nadzwyczajnym, powinny być żywe w każdym chrześcijaninie. Dotrzeć do sedna ich znaczenia i bezkompromisowo wcielać w życie – to moje postanowienie noworoczne.
Wbrew pozorom kochanie Boga CAŁYM sercem, CAŁĄ duszą, z CAŁEJ myśli (i CAŁEJ siły – jak dodaje ewangelista Marek) to zadanie nieoczywiste i wcale nie proste, podobnie jak miłowanie bliźniego jak samego siebie. Wiem jednak na pewno, że wypełnianie tych przykazań nie stanie się powodem mojej frustracji. Bo nie na swoich siłach polegać będę w ich wypełnianiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz