I tak pozornie jest do pewnego momentu, w którym widz łapie
się na tym, że czegoś takiego wcześniej nie oglądał. Dla mnie to był epizod
podróży Marii i Józefa do Betlejem, choć teraz, oglądając film ponownie widzę,
że cały jest wyjątkowy.
Cóż tak wyjątkowego dostrzegłem w filmowej historii
narodzenia Pańskiego? Biblia jest księgą napisaną pod natchnieniem Ducha
Świętego a nie reportażem (choć niektóre fragmenty, zwłaszcza Nowego Testamentu
noszą cechy charakterystyczne dla tego gatunku). Natchnieni autorzy koncentrują
się na tym, co najważniejsze, najczęściej pomijając tzw. życiowe realia. Bywa,
że usiłując dotrzeć do sedna Słowa Bożego w czasie Jego lektury sami wnikamy w
tę biblijną codzienność, realność. Film „Narodzenie” robi to za nas w przypadku
opowieści o narodzeniu Jezusa. Widzimy codzienność życia rodziny Marii, realny
dylemat Józefa, dowiadującego się o ciąży swej przyszłej żony, dramatyczne
trudy podróży do Betlejem, mędrców ze Wschodu i kulisy ich podążania za gwiazdą
(mnie osobiście nie przeszkadza pójście tropem wynikającym jedynie z tradycji,
wskazującym na ich liczbę i kolor skóry), rzeczywisty ból narodzin itd. Wszystko
jest tu namacalne, dotykalne, pełne kurzu, krwi, bólu ale i radości. Jest
prawdziwe, pełne realiów historycznych, obyczajowych.
Ostatnio czytając II Księgę Mojżeszową rozmyślałem o
Przybytku i składaniu ofiar na ołtarzu. Biblia kwituje kilkoma krótkimi
zdaniami rytuał, który zajmował zapewne sporo czasu, trudu, zachodu i był bardzo skomplikowany: zabicie zwierzęcia,
oprawienie go, pozbawienie krwi, oddzielenie wnętrzności i tłuszczu, spalenie.
Trzeba się było sporo nachodzić, namęczyć, ubrudzić. Wystarczy uruchomić wyobraźnię by przywołać obrazy. Marzy mi się, by
ktoś kiedyś zrobił o tym film. O tym, jakiej realności pragnął Bóg w służeniu
Mu tysiące lat temu i że takiej samej realności pragnie nieustannie dzisiaj.
Zapewne wiara niektórych jest tak silna, że nie potrzebuje
„włożenia palca” w taką realność biblijną. Dla mnie z takich realistycznych
obrazów wynika jednak bardzo ważna prawda, którą uświadomiłem sobie na nowo,
właśnie po obejrzeniu „Narodzenia” – że życie z Bogiem to nie lukrowana
historyjka, nie podretuszowany obrazek. To często pot, krew i łzy. Radość jest
schowana bardzo głęboko, choć jest największa.
Dotarło do mnie także w sposób niezwykle wyrazisty, że Bóg
jest niezwykle konkretny, dotykalny dla tych, którzy Go szukają, pragnący
objawiać się nam w naszej zwyczajnej, trudnej i brudnej codzienności, w ciele i krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz