Lato łagodnie się wygasza, fundując jeszcze czasami
prawdziwie gorące wieczory. Wczoraj korzystając z takiej aury wybrałem się na
wieczorny spacer gdańską starówką.
Zawsze lubiłem ciepłe letnie wieczory. Wczoraj myślałem o
różnicy pomiędzy tym, jak odbierałem je kiedyś, zanim poznałem Boga a dzisiaj.
Pamiętam, że ten czas budził we kiedyś mnie jakieś uczucie nienasycenia.
Chciałem się go „nachapać”, wchłonąć wszystkimi porami ile się dało, jakby na
zapas. Czułem podświadomie, że moje zadowolenie i tzw. szczęście mogę budować
na tym, co na zewnątrz mnie - na rozgwieżdżonym niebie, bezwietrznym, ciepłym
zmierzchu, ludziach wokół itp.
Dzisiaj idę przez ten letni wieczór i przede wszystkim
chwalę Stwórcę. Cieszę się, że dane jest mi doświadczać tego wszystkiego, że
Pan daje mi spokojny czas, który pozwala mi delektować się Jego stworzeniem.
Ale wiem, że nawet gdyby pogoda zmieniła się już za chwilę nie zmieni się nic
we mnie. Nie mam już tego nienasycenia, bo jestem nasycony Jego obecnością.
Wierzę, że Jezus nie mówił tylko o fizycznym pragnieniu
wody, kiedy zwracał się do Samarytanki: Każdy, kto pije tę wodę, znowu pragnąć
będzie; ale kto napije się wody, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki,
lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku
żywotowi wiecznemu. (Ewangelia Jana 4:13-14). Nasz Pan mówił o pragnieniach
ciała, tym nienasyceniu człowieka nie narodzonego na nowo, któremu ciągle
wszystkiego mało i nie tak, który niczym nie jest w stanie wypełnić pustki, jaką
ma w sobie.
Dopiero gdy ktoś zawoła za psalmistą Jak jeleń pragnie wód płynących, tak dusza moja pragnie
ciebie, Boże! (Psalm 42:2) zostanie nasycony do głębi.
Dzisiaj rano w Biblii znalazłem słowa, których brakowało mi
podczas wczorajszego spaceru, by wyrazić to co czuję: Dusza
moja nasyca się jakby szpikiem i tłuszczem, a usta moje będą cię wielbić
radosnymi wargami. (Psalm 63:6)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz