Werset, w którym Jezus obiecuje ukojenie dla wszystkich
obciążonych i spracowanych (Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście
spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie - Ewangelia Mateusza 11:28)
nieustannie jest obecny w moich myślach. Odkrywam wciąż na nowo głębię tej wspaniałej
obietnicy i jej niezwykłość. Ale ostatnio zastanawiam się także nad warunkiem,
jaki postawił mój Pan by to ukojenie otrzymać. Jaki warunek? Przyjście do kogoś
nie jest przecież warunkiem… - można by zaprotestować. Czy na pewno?
Czy przyjście do Jezusa ze swoimi problemami oznacza po
prostu wypowiedzenie ich i prośbę, by je zabrał lub dodał sił do
przezwyciężenia? Myślę, że w ten sposób traktowalibyśmy Jezusa jak
bożka-automat z napojem energetyzującym albo jakieś turbodoładowanie naszych
sił, które włącza się odpowiednim przyciskiem.
Przyjść do Jezusa to zaakceptować fakt, że On jest
wszechmogącym Bogiem, który może nas obdarzyć ukojeniem. To z kolei niesie z
sobą konieczność całkowitego zawierzenia Mu i podporządkowania swojego życia. Wszak
jeżeli NAPRAWDĘ uznamy Jezusa za Wszechmogącego Boga nie możemy przyjąć innej
postawy. Taka prosta logika, którą jednak warto sobie uświadomić.
Tomek Żółtko kilka lat temu napisał taki oto wierszyk:
OdpowiedzUsuńNa górze trzeba dwa złote
w r z u c i ć
(albo coś koło tego...)
Chwilę poczekać
króciutką...
- "pajtluft"
... i na dole wyjmujemy
zmrożoną puszkę Coca-Coli
Automat z napojami...
Niektórzy przekonani są
święcie,
że Pan Bóg tak samo
d z i a ł a...!