Od kilku dni trwa festiwal pomysłów: co zrobić, by po
polskich drogach nie jeździli pijani i naćpani kierowcy, by nie przekraczali
oni dozwolonej prędkości, nie popisywali się brawurą i nie wpadali na przechodniów, idących spokojnie chodnikiem. Pojawiają się pomysły konserwatywne – konfiskata narzędzia
przestępstwa, czyli pojazdu, pomysły legislacyjne – prawne ograniczenie
prędkości dla kierowców poniżej określonego wieki czy nawet techniczno–futurystyczne
– wyposażanie samochodów w urządzenia, które umożliwią uruchomienie pojazdu
tylko pod warunkiem, że kierowca jest trzeźwy.
Oczywiście to tylko reprezentatywne przykłady, pomysłów jest
więcej i przybywa ich niemalże z każdą naradą kolejnej partii politycznej, a ich jakość spada wprost proporcjonalnie do ilości. Warto
uzmysłowić sobie jednak jaki byłby cel wprowadzania w życie wszystkich tych
rozwiązań. Tak naprawdę jest jeden – nakłonić ludzi do przestrzegania prawa,
najczęściej poprzez odstraszenie ewentualnymi konsekwencjami łamania przepisów,
rzadziej poprzez zapobieganie.
Jako chrześcijanie powinniśmy wiedzieć, że istnieje jeden,
sprawdzony przez wieki i niezawodny sposób na to, by ludzie przestrzegali
obowiązującego prawa – to narodzenie na nowo i naśladowanie Jezusa. Proste?
Zbyt proste? Ale działa!
Oczywiście chrześcijanie nie będą występowali z inicjatywą ustawodawczą, by prawa jazdy wydawać wyłącznie osobom ochrzczonym Duchem Świętym. Myślę jednak, że powinniśmy być świadomi tego jedynego, idealnego rozwiązania palącej kwestii. Wówczas być może będziemy mieli dodatkową motywację do ewangelizowania ludzi, także tych spotykanych na drogach.
Oczywiście chrześcijanie nie będą występowali z inicjatywą ustawodawczą, by prawa jazdy wydawać wyłącznie osobom ochrzczonym Duchem Świętym. Myślę jednak, że powinniśmy być świadomi tego jedynego, idealnego rozwiązania palącej kwestii. Wówczas być może będziemy mieli dodatkową motywację do ewangelizowania ludzi, także tych spotykanych na drogach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz