Dziękuję za to Bogu, może doprowadzi tych ludzi do chęci samodzielnego sięgnięcia po Biblię i w ostateczności do otwarcia oczu na Jej Prawdę. Jednak polityczne zamieszanie, związane z próbą legalizacji tzw. związków partnerskich, niesie dla mnie o wiele ważniejsze przesłanie. Brat Godson, chrześcijański misjonarz z Nigerii, który w Polsce zaczął angażować się w działalność społeczną i pomoc ludziom w potrzebie na poziomie stricte lokalnym a później samorządowym, kilka lat temu postanowił „pójść w politykę”. Jak sam mówi decyzja ta była konsekwencją chęci pomagania ludziom. I wydaje się to być logiczne – teoretycznie na poziomie kraju społecznik może zrobić więcej niż w dzielnicy. Tym bardziej zasiadając w gronie najwyższej władzy ustawodawczej, czyli w parlamencie. Takie jest przecież zadanie chrześcijanina - Bierzcie w obronę biedaka i sierotę, Ubogiemu i potrzebującemu wymierzajcie sprawiedliwość! (Psalm 82:3) Uczcie się dobrze czynić, przestrzegajcie prawa, brońcie pokrzywdzonego, wymierzajcie sprawiedliwość sierocie, wstawiajcie się za wdową! (Izajasza 1:17) A to jest służba czysta i nieskalana przy Bogu Ojcu: Zatroszczyć się o osamotnionych i wdowy w ich utrapieniu oraz zachowywać samego siebie niesplamionym, z dala od świata. (List Jakuba 1:27).
Jednak to, co wydaje się oczywistym celem działania na poziomie organizacji pożytku publicznego nie jest już tak oczywiste w Sejmie. Zadaniem posła jest ustanawianie prawa, które nie zawsze i nie w prosty sposób przekłada się na postępowanie, nakazane w przywołanych wyżej fragmentach. Jest oczywiste, że zgadzam się z wypowiedziami brata Johna, które padły nie tylko z mównicy sejmowej, ale także w mediach. Uważam jednak, że argumentacja biblijna, choć oczywista dla chrześcijanina, nie musi być argumentem dla polityka, a także dla przeciętnego Polaka. On nie musi (o ile Pan go nie przemieni) żyć zgodnie z tym, co mówi Słowo Boże. Nie możemy choćby próbować wprowadzać reguł chrześcijańskiego życia dla ludzi, którzy chrześcijanami nie są.
Dlatego ostatnie dni gorącej debaty politycznej w Polsce przekonują mnie jeszcze raz, że chrześcijanin nie powinien aktywnie uczestniczyć w polityce. Jesteśmy „z innej bajki”. Pan nie powołał nas po to, by ustawami wprowadzać Jego Królestwo. Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd. (Ewangelia Jana 18:36).
Swą całą energię jako chrześcijanie powinniśmy włożyć w ustanawianie Królestwa Bożego jedynie w ludzkich sercach. Zapytany zaś przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, odpowiedział im i rzekł: Królestwo Boże nie przychodzi dostrzegalnie, ani nie będą mówić: Oto tutaj jest, albo: tam; oto bowiem Królestwo Boże jest pośród was. (Ew. Łukasza 20-21) Jeśli Pan w ludzkich sercach zasiądzie na tronie nie będą potrzebne żadne zewnętrzne prawa, nakazy i zakazy. Doświadczają tego co dnia ci, co narodzili się na nowo z Boga.
Dlatego nie podpiszę się pod hasłem „Godson na prezydenta”, które ostatnio zaistniało w internecie. I z pewnością nie dlatego, że nie cenię posła Godsona.
Podzielam Twój ogląd tej sprawy, Jarku. Chciałoby się, aby na wyższych szczeblach władzy w Polsce Słowo Boże zaczęło wstrząsać ludźmi.
OdpowiedzUsuńOdnoszę jednak wrażenie, że John Godson nie jest brany na poważnie. Raczej stanowi dla dziennikarzy jedynie jakiś rodzaj ciekawostki, a dla polityków PO, być może nawet jakiejś maskotki, którą warto mieć, bo przyciąga uwagę ;)
Będąc posłem - chrześcijaninem nie da się uniknąć wpływom politycznej manipulacji, nie da się uniknąć paradoksalnych decyzji, czynów niezgodnych z własnym sumieniem, braku konsekwencji... ale, jak piszesz, wiele osób pierwszy raz w życiu mogło usłyszeć jak brzmi Słowo Boże; być może Godson jest tam postawiony na jakiś krótki czas, który stara się dobrze wykorzystać...
OdpowiedzUsuń