16 lutego 2013

Zwykła niewiara

Dwa dni temu, w tzw. walentynki policja zatrzymała w Wejherowie parę zakochanych, poszukiwanych za niebagatelne przestępstwa. Zapewne uważali, że tego dnia stróże prawa nie będą zwracali uwagi na pary, trzymające się za ręce. Najciekawsze jednak były reakcje przechodniów, których dziennikarz pytał, co sądzą o wydarzeniu. Dominowało współczucie dla przestępców i złość na policjantów, że zepsuli młodym walentynki. Nie słyszałem ani jednej wypowiedzi, podkreślającej, że za złamanie prawa trzeba odpowiedzieć i nie jest tu istotne w jakim dniu pójdzie się do więzienia.
Reportaż, o którym piszę, kazał mi pomyśleć o przyzwoleniu społeczeństwa, określającego się przecież w ogromnej większości jako chrześcijańskie, na łamanie prawa. Kiedyś byłem świadkiem jak pewien człowiek, uważający się za niezwykle religijnego (i uważany za takiego powszechnie) gorączkowo poszukiwał wśród znajomych kogoś, kto pomoże mu anulować mandat za złe parkowanie, który właśnie otrzymał. To było jego pierwszą i natychmiastową reakcją po otrzymaniu blankietu od straży miejskiej. Kiedy ktoś próbował mu wytłumaczyć, że powinien ponieść konsekwencje ignorowania znaków drogowych, czy chociażby niefrasobliwości – wydawało się, że zupełnie nie rozumie tych słów.
Wielokrotnie widzę, jak nikt nie dostrzega niczego niestosownego w wykorzystywaniu przez pracowników telefonów służbowych w celu prowadzenia długich, często zamiejscowych prywatnych rozmów, jak ludzie chwalą się jak to oszukali „drogówkę”, jak „przekręcili” urząd skarbowy…
A wszystko to robią ludzie, w niedzielę przykładnie idący do kościołów. Mówiąc: Pan nie widzi tego. I nie zważa na to Bóg Jakuba. (Psalm 94:7) Wydaje się im, że to w nich zamknięty jest Bóg i nie ma On nic do naszego zachowania w tygodniu. Niektórzy oczywiście wiedzą, że Najwyższy nie mieszka w budowlach rękami uczynionych (Dzieje Apostolskie 7:48). Ci z kolei zamykają Boga w Biblii.
Na czym tak naprawdę polega sedno takiej postawy? Najprościej powiedzieć, że na nieoddaniu całego swojego życia Jezusowi. Przyczyną jest brak narodzenia na nowo, nieukrzyżowanie swego starego „ja”. Tak, to prawda. Ale dlaczego dokonujemy takich wyborów (wszak to kwestia naszego wyboru, mamy wolną wolę)? Myślę, że przeważa po prostu niewiara. Prosta, prozaiczna niewiara w to, że życie nie kończy się z chwilą śmierci. Najważniejsze jest to, by dzisiaj maksymalnie skorzystać ze wszystkiego, co znajduje się w zasięgu mojej ręki. Najważniejsze staje się tu i teraz, a to co potem… – większość ludzi, noszących dumne miano chrześcijan mówi, że jakoś to będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz