Reportaż, o którym piszę, kazał mi pomyśleć o przyzwoleniu
społeczeństwa, określającego się przecież w ogromnej większości jako
chrześcijańskie, na łamanie prawa. Kiedyś byłem świadkiem jak pewien człowiek,
uważający się za niezwykle religijnego (i uważany za takiego powszechnie)
gorączkowo poszukiwał wśród znajomych kogoś, kto pomoże mu anulować mandat za
złe parkowanie, który właśnie otrzymał. To było jego pierwszą i natychmiastową reakcją
po otrzymaniu blankietu od straży miejskiej. Kiedy ktoś próbował mu
wytłumaczyć, że powinien ponieść konsekwencje ignorowania znaków drogowych, czy
chociażby niefrasobliwości – wydawało się, że zupełnie nie rozumie tych słów.
Wielokrotnie widzę, jak nikt nie dostrzega niczego niestosownego
w wykorzystywaniu przez pracowników telefonów służbowych w celu prowadzenia
długich, często zamiejscowych prywatnych rozmów, jak ludzie chwalą się jak to
oszukali „drogówkę”, jak „przekręcili” urząd skarbowy…
A wszystko to robią ludzie, w niedzielę przykładnie idący do
kościołów. Mówiąc: Pan nie widzi tego. I nie zważa na to Bóg Jakuba. (Psalm 94:7)
Wydaje się im, że to w nich zamknięty jest Bóg i nie ma On nic do naszego
zachowania w tygodniu. Niektórzy oczywiście wiedzą, że Najwyższy nie mieszka w
budowlach rękami uczynionych (Dzieje Apostolskie 7:48). Ci z kolei zamykają
Boga w Biblii.
Na czym tak naprawdę polega sedno takiej postawy? Najprościej
powiedzieć, że na nieoddaniu całego swojego życia Jezusowi. Przyczyną jest brak
narodzenia na nowo, nieukrzyżowanie swego starego „ja”. Tak, to prawda. Ale
dlaczego dokonujemy takich wyborów (wszak to kwestia naszego wyboru, mamy wolną
wolę)? Myślę, że przeważa po prostu niewiara. Prosta, prozaiczna niewiara w to,
że życie nie kończy się z chwilą śmierci. Najważniejsze jest to, by dzisiaj
maksymalnie skorzystać ze wszystkiego, co znajduje się w zasięgu mojej ręki. Najważniejsze
staje się tu i teraz, a to co potem… – większość ludzi, noszących dumne miano
chrześcijan mówi, że jakoś to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz