Ostatnio po raz kolejny rozmyślałem nad tym, co sprawia, że nazywamy
się chrześcijanami, a przyczyniło się do tego wiele rozmów, które odbyłem z
ludźmi wywodzącymi się i pozostającym i bardzo rożnych środowiskach duchowych.
Świadkowie Jehowy, z którymi rozmawiałem na przykład ostatnio,
wydawali się zupełnie nie wiedzieć co to słowo oznacza. Sądzili, że zawłaszcza
je sobie konkretna denominacja, nie zdając sobie jakby sprawy z czego słowo „chrześcijanin”
się wywodzi.
Wydaje się oczywistym i wręcz trywialnym powiedzenie, że o
byciu chrześcijaninem nie decyduje to, że chodzimy do zboru i modlimy się (nie
tylko tam, ale np. przed posiłkami). Pewnie w większości byśmy się z tym
zgodzili. Gorzej już, z tzw. pozytywnym określeniem – co sprawia, że ktoś
chrześcijaninem jest? Ale i tu teorię mamy często dobrze opanowaną:
chrześcijanin to człowiek odrodzony z Boga, narodzony na nowo. chodzący z
Bogiem itp.
Prawdziwe problemy zaczynają się wtedy, gdy zaczyna „skrzeczeć
rzeczywistość”. Czy chrześcijaninem jest ktoś, kto jest nieuczciwy w kwestiach
finansowych czy w relacjach z innymi ludźmi? Czy chrześcijanin obmawia innych?
Czy wykorzystuje swoje znajomości by coś załatwić poza kolejką albo np.
anulować mandat? Czy chrześcijanin może trwać w nieprzebaczeniu innym czy w
rozgoryczeniu i użalaniu się nad sobą? Czy może uważać swoje racje za ważniejsze
od innych a siebie uważać za najmądrzejszego? Czy może przyznawać sobie prawo
do oceniania motywacji innych? Na wszystkie te pytania Słowo Boże odpowiada
jednoznacznie NIE i zachęcam do poszukania odpowiednich fragmentów.
Oczywiście wszyscy upadamy, grzeszymy i zdarzają się nam
rzeczy, z których bynajmniej nie jesteśmy dumni. W poprzednim akapicie pisałem
jednak o pewnej stałej postawie serca, które zamyka prawdę Słowa Bożego w
Biblii a żyje po swojemu. Może nawet tę Biblię czasami otwierać i dumnie
wymachiwać nią wśród braci, ale nie żyje nią i nie dociera do jej sedna. Bardzo
charakterystyczne jest, że takiemu „chrześcijaninowi” straszenie trudno przechodzą
przez gardło słowa, związane z osobistym świadectwem wiary. Dlaczego? Bo najczęściej go
nie ma.
I właśnie tu jest sedno – o byciu żywym, prawdziwym,
płonącym Duchem Świętym chrześcijaninem świadczy tylko to, że jego życie jest w
każdym momencie, w każdym wypowiedzianym słowie i w każdym postępku poddane
Jezusowi. To On i Jego Słowo, nie nasze tzw. dobro, tzw. cześć, tzw. honor i
racja są motywem wszelkich postępków chrześcijanina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz